10.23.2012

35. Zaz­drość niczym chil­li pot­ra­fi do­dać pi­kan­te­rii lub spiep­rzyć cały smak miłości.


Byłam zmęczona zabawą w klubie, ale Samir nie chciał nawet słyszeć o powrocie do hotelu. Ciągnął mnie od jednego klubu do drugiego, gdzie tańczyliśmy i piliśmy drinki. Ro i Tom kilka razy się nam zgubili, ale szybko ich odnaleźliśmy. Było mi przykro, że nie mogłam spędzić tego czasu ze swoim chłopakiem, który rozpoczął nasze wakacje od „reakcji alergicznej”. Z samego rana miałam zadzwonić do lekarza, żeby przepisał mu jakieś proszki i byśmy mogli kontynuować urlop razem.
Po powrocie do pokoju hotelowego wśliznęłam się pod kołdrę i przytuliłam do pleców Ibiego, który smacznie spał.

Obudziłam się koło dziesiątej. Ibi grał w grę na laptopie, a gdy zobaczył, że już nie śpię uśmiechnął się szeroko.
- Jak się czujesz? – podniosłam się na łokciu, żeby pocałować go w usta.
- Jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł.
- Zaraz zadzwonię po lekarza. Nie chcę, żebyś spędził wakacje w łóżku.
- Ale tak właśnie mieliśmy zrobić. – objął mnie ramieniem.
- Tak, ale miałeś być zdrowy i to miało inaczej wyglądać.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Dziś popływamy jachtem i od razu mi się poprawi. – uśmiechnął się zachęcająco. Westchnęłam głośno i zeskoczyłam z łóżka. Wzięłam szybko, zimny prysznic i byłam jak nowonarodzona. Założyłam zwiewną sukienkę i upięłam włosy w niesfornego koka. Trochę się umalowałam, ale bez przesady i mogłam zacząć pakować swoje drobiazgi do torby, którą miałam zabrać na jacht.
Samir przyszedł do nas kilka minut później. Wpakował się do naszego łóżka i zacząć grać w grę, którą spauzował Ibi. Zaczekał, aż się zbierzemy i razem zeszliśmy do holu, gdzie Ro i Tom na nas czekali.
- Już się nie mogę doczekać. – zagaił Ro i przywitał mnie całusem w policzek. – Dzień na jachcie? Coś wspaniałego.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, koteczku. – przywitałam się z Tomem krótkim uściskiem i razem ruszyliśmy do wyjścia. Złapaliśmy dwie taksówki i pojechaliśmy do portu, gdzie przymocowany był nasz skarb. Gdy go zobaczyłam byłam po ogromnym wrażeniem, bo był strasznie duży i luksusowy. W środku było jeszcze lepiej. Na szczęście nikt z nas nie miał choroby morskiej (albo się nie przyznał do tego), więc nie musieliśmy obawiać się najgorszego. Ibi dalej chodził obojętny na wszystko, bo dalej nie czuł się zbyt dobrze. Położył się na leżaku z tyłu jachtu i powiedział, że tak ma zamiar spędzić cały dzień.
Po poznaniu naszego kapitana, pana Franza, wypłynęliśmy w morze. Może nie aż tak daleko, bo cały czas widzieliśmy ląd, ale na tyle daleko by nie męczyć się towarzystwem miliona ludzi na plaży. Przebrałam się w koralowy stój kąpielowy i położyłam się na leżaku obok Ibiego. Było na tyle miejsca, że każdy mógł leżeć w osobnym kącie i nikt na nikogo by nie musiał zwracać uwagi. Ale czułam się winna, że to przeze mnie Ibi czuł się źle, bo to ja nalegałam na to, żeby wejść do fastfooda i zjeść coś na szybko. Niby zapewniał mnie, że się dobrze czuje, ale widziałam po jego minie, że to nie prawda. Zresztą nieschodząca wysypka na ramionach była podejrzana i przed wejściem na jacht wykupiliśmy połowę apteki, żeby zrobić z tym porządek.
Ro włączył głośno muzykę, która umilała nam czas. Jacht kołysał się na niewielkich falach i mogliśmy kąpać się zarówno w morzu jak i słońcu, którego nie brakowało. Ro i Tom zamelinowali się na samej górze, na „tarasie”, a Samir z przodu jachtu grał na przenośnej konsoli. Mieliśmy więc z Ibim spokój i mogliśmy bez skrępowania się całować.
- To co mówiłam wczoraj odnośnie wieczoru kawalerskiego Pedro… to wiedz, że ufam Ci i jak tylko masz ochotę iść to Ci nie zabronię. – Ibrahim pocałował mnie w skroń.
- Kocham Cię. – odpowiedziałam mu tym samym. Bałam się tej imprezy, bo sam Sergio zapowiedział, że będzie ostro. Nie wiedziałam czego się mogę po nim spodziewać, ale zdecydowanie nie było to nic dobrego. W końcu jego najlepszy przyjaciel się żeni, więc musieli to hucznie uczcić.
Wbiłam się na leżak Ibrahima i przyległam do niego całym swoim ciałem. Był dla mnie nieprawdopodobnie ważny i podświadomie sama do niego lgnęłam. Chciałam być blisko niego, przez cały czas i nie zważałam na to czy komuś się to nie podoba, czy nie. Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek, co spowodowało mimowolny uśmiech na mojej twarzy.
- Co tak, będziecie leżeć przez cały dzień? – na „naszą” część jachtu wparował ni zowąd Samir, który bez zażenowania usiadł na schodkach prowadzących na taras i spojrzał na nas wyczekująco.
- Ja mam zamiar leżeć… a Charlie ze mną. – zaśmiał się Ibi, poprawiając poduszkę pod moją głową.
- Napijmy się czegoś! – zaproponował od razu jego brat.
- To znajdź coś w środku. – Samir wyminął nasz leżak i zniknął w kajucie. Podniosłam się i pocałowałam w policzek piłkarza, który przymrużył oczy i uśmiechnął się szeroko.
- Samir ma rację. Zróbmy coś. – podniosłam się z leżaka, mimo usilnych błagań chłopaka, żebym z nim została i zapytałam kapitana czy w tych rejonach można bezpiecznie pływać. Odkrzyknął, że to najlepsze miejsce na świecie do nurkowania, więc uznałam, że to świetny pomysł na spędzenie czasu.
Ibi nie chciał do mnie dołączyć, więc zawołałam chłopaków z góry. Ci okazali więcej euforii i już po chwili wskoczyli do turkusowej wody, zachęcając mnie tym od wskoczenia.
- Ibrahim, wskakuj do wody! Jest wspaniała! – zaraz po zanurzeniu czułam się wspaniale. Woda była idealnie nagrzana i mogłabym w niej spędzić dużo czasu. Gdyby nie Samir, który wskakując zahaczył o mnie i wciągnął mnie ze sobą pod taflę wody. Minęła chwila zanim wynurzyliśmy się z powrotem i mogliśmy zaczerpnąć powietrza.
- Idioto! Chciałeś ją utopić?! – krzyknął Ibrahim trzymając się obiema dłońmi za barierkę.
- To tylko zabawa. – odpowiedział. Było mi go naprawdę żal, bo o wszystko był posądzany jako młodszy brat i za wszystko musiał odpowiadać. Zapewniałam, że nic się nie stało i to tylko zabawa, ale Ibi nie chciał o tym słyszeć. Ochrzanił go za wszystko co mu przyszło do głowy i mało go obchodziło to czy stałam po jego stronie czy nie. Broniłam Samira jak tylko mogłam, ale na nic zdawały się moje krzyki, które skutecznie zagłuszał Ibi.
- Naprawdę przepraszam, Charles. Nie chciałem. – podpłynął do mnie speszony chłopak.
- Przecież wiesz, że się nie gniewam. Twój brat jest przewrażliwiony i tyle. – chlapnęłam go wodą, na co nie pozostał dłużny. Tom i Ro dołączyli do wielkiej fali, która zdołała ochlapać stojącego na jachcie Ibrahima. Oczywiście był oburzony naszym „dziecinnym” zachowaniem i zamknął się w kajucie. Długo musiałam pukać w drzwi, żeby mi otworzył.
- No i dlaczego jesteś taki zły? – usiadłam mu na kolanach.
- Nie czuję się najlepiej, to pewnie przez to. – dotknęłam dłonią jego czoła, które było wyraźnie rozpalone.
- Kładź się. Natychmiast. – wykonał moje polecenie bez żadnych dąsów. Usiadłam obok niego i spojrzałam badawczo. – Chcesz wrócić na ląd?
- Nie. Wracaj do nich, a ja tu poleżę. – uśmiechnął się zachęcająco. Wzruszyłam ramionami, bo nie mogłam nic więcej dla niego zrobić. Starałam się, aby poprawić mu nastrój, bo był nie do zniesienia, ale nic nie mogłam począć na to, że odtrącał moją pomoc. Wróciłam do przyjaciół, którzy siedzieli wspólnie na zewnątrz.
- Co z nim? – zapytał Ro.
- Ma podniesioną temperaturę i marudzi. Jak dziecko. - westchnęłam i usiadłam obok Toma na ławeczce. – To miały być nasze wymarzone wakacje, a już od początku mamy problemy. Zatruł się czymś i teraz jest nie do życia.
- Wyśpi się i mu przejdzie. Może wrócimy na ląd i tak robi się już ciemno, więc nie wiem czy się opłaca zostać? – zauważył Rodrigo. Samir i Tom przyznali mu od razu rację, więc czułam się przegłosowana. Wróciłam od razu do Ibiego i powiedziałam, że zamierzamy wracać. Było mu to w sumie obojętne, bo i tak nie zamierzał opuszczać kajuty do końca naszego rejsu.
Przycumowaliśmy do portu i zmieszaliśmy się z turystami, którzy szturmowali praktycznie wszystkie ulice St. Tropez. Po powrocie do hotelu Ibi runął na łóżko jak długi, a ja usiadłam na parapecie i zastanawiałam się co dalej począć.
Na szczęście z opresji wyrwał mnie Ro, który wyciągnął mnie z pokoju. Początkowo nie chciałam wychodzić na miasto, ale stwierdziłam, że to lepsza opcja niż leżenie plackiem w pokoju z nadąsanym Ibim. Ubrałam sukienkę bez ramiączek i wysokie szpilki, które idealnie do niej pasowały. Mimo, że czułam na sobie wzrok Ibiego to nie zaszczycił mnie ani jednym słowem. Pożegnałam się z nim całusem w policzek i wyszłam zanim zaczęliśmy się przegadywać.
W towarzystwie Ro i Toma czułabym się jak „piąte koło u wozu”, na szczęście u boku miałam Samira, który znów sprawował przy mnie „wartę”. Bawiliśmy się świetnie, ale naszą zabawę przerwał telefon od Ibrahima. Musiałam zostawić przyjaciół i wrócić taksówką do chłopaka, który przez telefon brzmiał bardzo dziwnie.
Kiedy zobaczyłam go bladego jak ściana, siedzącego na łóżku od razu wykręciłam numer na pogotowie. Ratownicy medyczni zaprowadzili go do karetki i razem pojechaliśmy do szpitala.
Po wielu godzinach oczekiwań w poczekalni, podszedł do mnie doktor z wynikami Ibiego.
- Panie doktorze, co z Ibrahimem? – podniosłam się z niewygodnego fotela i podbiegłam do niego ile sił w nogach.
- Pan Ibrahim złapał niegroźnego wirusa, który w naszym kraju jest bardzo powszechny. Podejrzewam, że pacjent nie zaszczepił się, ponieważ nie myślał nawet, że może coś takiego złapać.
- Ale wyzdrowieje?
- Zostanie na noc na obserwację i rano go wypiszmy. – odpowiedział spokojnie zaglądając do kartoteki. – To nic poważnego, dostanie kroplówkę i będzie zdrów jak ryba.
- Mogłabym z nim zostać?
- Proszę pani, pan Ibrahim nie jest dzieckiem i poradzi sobie sam przez jedną noc. – spojrzałam na niego gniewnie.
- W takim razie czy mogę z nim zamienić słówko?
- Ależ naturalnie. Pokój 208. – wyminęłam go i zaczęłam szukać odpowiedniego pokoju. Doktor mnie niesamowicie wkurzył, ale kiedy weszłam do pokoju w którym leżał Ibi od razu zapomniałam o tamtym i skupiłam się tylko i wyłącznie na nim.
- Jutro rano wyjdziesz. – uśmiechnęłam się pocieszająco i usiadłam na skraju łóżka. – Jak się czujesz?
- W porządku. Podejrzewałem, że to nie tylko Fast-food. – uśmiechnął się niemrawo. Dotknęłam jego dłoni i zapewniłam, że szybko poczuje się lepiej. Było mi go strasznie żal, bo rozpoczęliśmy wakacje od wirusa, który zwalił z nóg zdrowego i młodego Afellaya. Nie wiedziałam już czego się więcej spodziewać po St. Tropez.
- Kochanie, przepraszam za swoje zachowanie. Wiem, że byłem nieznośny. – dotknął mojego policzka.
- Nie gniewam się na Ciebie. – pocałowałam go w czoło. – Martwię się o Ciebie.
- Kocham Cię.
- A ja Ciebie. – przyciągnął mnie za rękę i złączył swoje usta z moimi.
Zostawiłam Ibiego pod dobrą opieką. Po prostu: płacisz=masz.
Zadzwoniłam do Samira, który wrócił z imprezy jak najszybciej się dało. Opowiedziałam mu pokrótce co się wydarzyło. Był przejęty, bo to w końcu jego brat. Chciał do niego pojechać, ale uświadomiłam mu, że po północy nikt go nie wpuści do środka. Byłam ciągle podenerwowana, ale powtarzałam sobie, że Ibiemu nic nie będzie i to tylko niegroźny wirus. Równie dobrze mógł coś złapać w Barcelonie. Chociaż te jego zmiany nastoju i niesamowita uszczypliwość, były po części spowodowane chorobą, ale mógł sobie darować te nieprzyjemności. Ani ja, ani Samir, nie byliśmy zdania, że choremu wszystko wolno. Pozostawałam z nim w kontakcie telefonicznym, ponieważ zalewał mnie falą przepraszających sms. Po kroplówce powoli dochodził do siebie i chyba zaczął mieć wrażenie, że narobił wokół siebie niepotrzebnego szumu. Przynajmniej taki był z tego pożytek.
Po ósmej odebraliśmy Ibrahima ze szpitala, który miał więcej energii niż cała nasza czwórka razem wzięta. Przywitał mnie długim pocałunkiem i trzymając mnie za ręke wyszedł pospiesznie z budynku. Chciał jak najszybciej zapomnieć o tej nocy, która była podobno „najdłuższą w jego życiu”.
- Idziemy zaszaleć. Jesteśmy tu kilka dni, a ja w ogóle nie zasmakowałem tego miejsca. – objął mnie w pasie.
- Słyszałeś co powiedział lekarz? Masz się oszczędzać. – powtórzyłam słowa starszego mężczyzny, na co chłopak zareagował jękiem. – No co? Chcesz znów wylądować pod kroplówką?
- Nic mi nie będzie. Wieczorem idziemy na imprezę i koniec kropka.
Nie mogłam go przywiązać do łóżka i nie pozwolić iść, bo był dorosłym mężczyzną. Nie byłam zadowolona z tego, że idziemy, ale próbowałam się postawić w jego sytuacji. Od przyjazdu do St. Tropez cały czas spędził w łóżku i miał prawo trochę się zabawić. Założyłam dopasowaną czarną sukienkę na cienkich ramiączkach, która sięgała mi do połowy ud, wysokie szpilki w kolorze malinowym i kilka dodatków. Włosy rozpuściłam i zrobiłam delikatny makijaż. Ibrahim założył czarną, idealnie dopasowaną koszulę, której rękawy wywinął po łokcie oraz ciemne dżinsy. Wyglądał jak młody bóg, a najgorsze było to, że sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jego perfumy działały na mnie jak magnez i nie mogłam się od niego odkleić przez cały wieczór. On ode mnie też nie, bo przez cały czas trzymał mnie za rękę bądź obejmował ramieniem. Dopiero kiedy Samir porwał mnie do tańca, mogliśmy od siebie odpocząć. Trochę wkurzało mnie to, że Ibi miał takie branie. Tuż po moim odejściu ustawił się do niego rządek dziewczyn. Myślałam, że zaleje mnie krew, ale Samir skutecznie zajmował moją uwagę.
- Patrz na tą blond latawicę! – prychnęłam wskazując Samirowi jak kolejna dziewczyna przysiada się do mojego chłopaka.
- Nie przesadzaj. Przecież Cię nie zdradza, on tylko z nimi rozmawia.
- Nie widzisz jak one się do niego kleją? Puszczalskie…
- Charlie… - Samir wybuchnął głośnym śmiechem. – Jesteś zazdrosna jak nie wiem kto.
- Nie jestem. Ibi to mój chłopak i po prostu nie powinien z nimi flirtować.
- A skąd wiesz o czym on z nimi rozmawia…
- No na pewno nie o rachunku macierzystym albo różniczkowaniu. – prychnęłam na co Samir zaśmiał się jeszcze głośniej.
- No myślę, że nie. Ibrahim jest piłkarzem, a to przyciąga wiele dziewcząt. – uśmiechnął się szeroko.
- Jest przystojny i w dodatku jest sportowcem. Czego więcej do szczęścia potrzeba tym dziewczynom?
- Pieniędzy? – oboje wybuchliśmy śmiechem. – Chodź, wracajmy do niego, bo zaraz mnie zakatujesz tymi swoimi podejrzeniami. - jak gdyby nigdy nic usiadłam naprzeciwko Ibiego, który siedział pomiędzy dwoma dziewczynami wyraźnie zainteresowanymi dobraniem się do jego spodni.
- Charlie. Hej. Jak się bawisz? – zapytał trochę zdezorientowany widząc, że przeszkadzam mu w zabawie.
- Nie tak dobrze jak Ty. – uśmiechnęłam się perfidnie.
- My właśnie rozmawialiśmy… o… o piłce nożnej.
- Domyśliłam się, kochanie. – zaakcentowałam ostatnie słowo, by dać do zrozumienia dziewczynom, że ten „teren” jest zajęty.
- My się zbieramy. Pogadamy… później. – pierwsza podniosła się blondynka. Druga nie była tak zdystansowana, ponieważ wcisnęła w dłoń Ibrahima karteczkę ze swoim numerem telefonu.
- No chodź do mnie. – chłopak wyciągnął ku mnie dłoń, ale nie zareagowałam na jego słowa i skierowałam swój wzrok na jego brata, który był rozbawiony tą sytuacją.
- Masz ochotę na jeszcze jednego drinka?
- Jasne, zaraz Ci przyniosę. – zatrzymałam go za łokieć i sama skierowałam się do baru. Czułam, że Ibrahim idzie tuż za mną i kiedy przystanęłam przy ladzie, poczułam jego dłoń na moich biodrach.
- Charlotto. – szepnął mi wprost do ucha. – Chyba nie jesteś o nie zazdrosna?
- Zwariowałeś. – zrzuciłam jego dłonie i nachyliłam się nad ladą, by być bliżej barmana. – Poproszę dwa razy „sex on the Beach”. – uśmiechnęłam się do niego zalotnie. Młody barman posłał mi szeroki uśmiech i zabrał się za mieszanie drinków, ciągle posyłając mi krótkie spojrzenia.
- Charlie. – poczułam dłoń Ibrahima na mojej talii. – Kocham Cię, wiesz?
- Wiem. – odpowiedziałam krótko.
- Jestem zazdrosny o tego barmana, ale nic mu nie zrobię, bo Cię kocham. Wypijesz drinka, a później zatańczymy, co? No chyba, że proponujesz coś innego.
- Możesz wrócić do swoich koleżanek. Wszystko mi jedno.
- Ale ja chcę Ciebie. – odebrałam od przystojnego blondyna dwa kieliszki i udałam się wolnym krokiem do naszej loży. Ibrahim szedł równo ze mną i robił to do samego końca imprezy.
Usiadł blisko mnie i objął mnie ramieniem, ciągle powtarzając, że nie mam być o kogo zazdrosna. Przez cały czas ciągnęłam pogawędkę z Samirem, żeby zrobić na złość Ibiemu. Był zły, że nie zwracam na niego uwagę, ale dobrze mu tak. Zasłużył sobie.
- Nawet nie wiesz jak Cię pragnę. – wyszeptał mi do ucha, kiedy rozmawiałam z Samirem o wadach i zaletach prowadzenia konta na popularnych serwisach społecznościowych.
- Nie teraz, Ibi. – zrzuciłam jego rękę z mojego uda.
- Moje ciało potrzebuje Twojego dotyku. Jestem od Ciebie uzależniony. - pocałował płatek mojego ucha i delikatnie odgarnął włosy z mojego ramienia, by móc przenieść swoje usta w tamten rejon.
- Cieszę się, ale pozwól że dokończę rozmowę z twoim bratem. – podczas gdy my zajęliśmy się rozmową, on nie zamierzał przestać zwracać na siebie uwagi. Na szczęście siedzieliśmy blisko stołu, bo inaczej ludzie mogliby na nas patrzeć z jedną miną: zboczeńcy. Ibrahim bez skrępowania jeździł dłonią po moim udzie kierując się po sukienkę. Nie przeszkadzało mi to dopóki nie zaczął ściągać mi bielizny.
- Ibrahim! – spiorunowałam go wzrokiem. Chłopak uśmiechnął się zawadiacko i pocałował mnie w skroń. – My się zbieramy. – zwróciłam się momentalnie do Samira. Ibrahim nie krył radości z tego, że opuszczamy imprezę by wrócić do naszego hotelowego pokoju. Wybiegł z klubu trzymając mnie za rękę i złapał taksówkę, która zatrzymała się z piskiem opon. Nasza gra wstępna rozpoczęła się już w samochodzie. Gdyby nie taksówkarz, Ibrahim rzuciłby się na mnie i szybko zdjął moją sukienkę, ale na całe szczęście chrząkający kierowca ciągle dawał o sobie znać.
Przejście przez główny hol należał do nadzwyczaj interesujących w całym moim życiu. Trzymając w jednej ręce szpilki, a drugą kurczowo Ibrahima za rękę przebiegłam przez długi korytarz, który prowadził nas do naszej sypialni. Tuż po przekroczeniu progu poczułam jak tracę grunt pod nogami, a to za sprawką piłkarza, który przerzucił mnie przez ramię i zaciągnął do naszego wielkiego łóżka.


______________________


Hej :) Ale dziś miałam perypetie z internetem! Na szczęście kolega, który mieszka po sąsiedzku, wyświadczył mi wielką przysługę i siedział ponad dwie godziny nad  moim laptopem i go wreszcie naprawił :) Jej, ale jestem zmęczona. Chyba zaraz walnę się do łóżka i przeleżę cały rok ;) Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do komentowania :*

10 komentarzy:

  1. omomomoommm.. mówiłam już że kocham to opowiadanie? :D Ojj, Z Ibim jest lepiej, ahh... <3
    też tak chcę! :)
    czekam na nowość :**

    OdpowiedzUsuń
  2. a Ibi to by tylko o jednym! zbereźnik cholerny :D
    ale rozdział boski... chociaż już myślałam, że temu pacanowi będzie dolegało coś gorszego niż zwykły, lokalny wirus. ale żyć nie umierać.
    czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli masz ochotę to zapraszam na nowość http://gorzki-smak.blogspot.com

    P.S. Twój przeczytałam, ale nie jestem dzisiaj w stanie sklecić porządnego komentarza, więc zrobię to jutro mam nadzieję, że mi wybaczysz :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta zazdrość Ibiego to mnie już naprawdę rozwala. On ją musi kochać okropnie, ale z drugiej strony to musi być przecież strasznie męczące, takie bycie zazdrosnym 24godziny/ dobę;D Proponowałabym wziąć sobie czasem wolne od tego uczucia, i tak na przykład pokierować się zaufaniem;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj ten Ibi, Ibi <3
    Trochę wkurzył mnie swoim zachowaniem, kiedy byli na jachcie. Zawsze ma swoje fochy i nic już tego nie zmieni, ale z tego nasz Afellay przecież słynie ;p
    Co do imprezki to się już nie wypowiem xd Zboczeniec jeden! Przy bracie jak i taksówkarzu takie cyrki odwalać XD
    Czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra w końcu mam czas na zebranie myśli i skomentowanie.
    Dużo dzieje się w tym rozdziale: jacht, Ibi w szpitalu, potem ta impreza. Tak se myślę, że z jednej strony mógł posłuchać Charlie i zostac w domu, ale z drugiej.... przecież nic się nie stało poza zazdrością dziewczyny i na pewno fascynującym finałem wieczoru dla samego Afellaya.
    Strasznie lekko mi się to czyta. :)
    No kurcze oni są o siebie nawzajem tak słodko zazdrośni :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z Charlie, że choroba chorobą, ale nic nie usprawiedliwia człowieka z takiego zachowania. Racja, może i czuł się źle, ale nie miał podstaw do tego, żeby się na każdym po kolei wyżywać za to, że nikt nie obchodzi się z nim jak z jajkiem, bo on jako jedyny nie ma ochoty się bawić, w końcu był na wakacjach! Ale jak przeczytałam o tym fragmencie z jego bladą jak papier twarzą, momentalnie zrobiło mi się go żal... Ale całe szczęście już wszystko w porządku. ;)
    Kurcze, z tym jego zachowaniem w klubie... Zawsze mam wrażenie, że jakbym jakimś cudem ja została dziewczyną piłkarza, to to by było moje największe zmartwienie. Zazdrość i jego popularność wśród kobiet. No ale właśnie takie chwile jak w taxówce, czy już po dotarciu do hotelu ten cały stres rekompensują. ;)
    PS. Zmiana nicku po raz ostatni. Tym razem - powrót do korzeni, ten podobał mi się chyba najbardziej. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowy rozdział. (: [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Wchodzę z nadzieją, że może jednak przegapiłam nowy rozdział a tu cisza.... :(
    Miałam nadzieję, że jednak skończysz to opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń

Statystyka