8.20.2012

31. Nie masz wpływu na to, co czujesz, ale zawsze masz wpływ, na to, co z tym zrobisz.


Spotkanie w Bill & Melisa Foundation mieliśmy zaplanowane na godzinę czternastą trzydzieści. Razem z Iniestą i Keitą oraz oczywiście prezesem Sandro i moim braciszkiem zajechaliśmy na miejsce specjalnie wysłanym po nas samochodem. Wszystko było zaplanowane na ugoszczenie swoich barcelońskich gości, którzy oczywiście musieli się zgodzić na pokaźne wsparcie finansowe oraz upoważnienie do wykorzystania ich wizerunku do reklamy. Najbardziej podobały mi się stroje całej drużyny, a mianowicie kanarkowo żółte koszulki polo z logo klubu oraz szare szorty. Wyglądali jak cukiereczki! Ja (oraz reszta sztabu) nie wyglądałam gorzej. Otrzymałam popielatą koszulkę polo z logo oraz grafitowe szorty.
Zrobiłam wiele świetnych zdjęć, które mieliśmy opublikować na naszej oficjalnej stronie internetowej. Nie myślałam kiedykolwiek, że będę pracować dla Internetu. Zawsze marzyłam o czymś bardziej ambitniejszym jak np. robienie zdjęć dla porządnego czasopisma, które ma o znacznie większe przebicie na rynku niż kolorowe plotkarskie magazyny. Cóż musiałam od czegoś zacząć, by później realizować swoje cele.
O osiemnastej opuścił nas prezes Sandro Rosell, który udał się na oficjalną inaugurację przybycia barcelońskich piłkarzy do USA. Owi chłopcy zaczęli trening godzinę później na RFK Stadium przy czym ochoczo pozowali do zdjęć i rozdawali setki autografów. Musiałam im towarzyszyć na każdym kroku i robić miliony fotek.
- Jak się bawisz? – usłyszałam za sobą uradowany głos Gerarda tuż po opuszczeniu murawy. – Zmęczona?
- Trochę. Boli mnie już palec od pstrykania fotek. – uśmiechnęłam się do niego szeroko. – A tak serio to mam ochotę położyć się w moim wielkim łóżku i spać przez następny tydzień.
- W którym pokoju mieszkasz?
- W 465. – odpowiedziałam. Pique podniósł do góry jedną brew. – Stało się coś?
- Nie, nic. – odpowiedział półuśmiechem. Poklepał mnie po plecach i zniknął wśród swoich kolegów. Wróciliśmy do hotelu naszym autobusem pod którym koczowało mnóstwo  fanów. Omal nie stratowali mnie kiedy próbowałam prześlizgnąć się do środka. Wszystko po to by dotknąć choć przez sekundę piłkarza, którego podziwiają na ekranie telewizora.
Weszłam do swojego apartamentu i zdjęłam z siebie ciuchy. Zarzuciłam na siebie hotelowy szlafrok i usiadłam na łóżku, żeby odpisać na sms od Rodrigo i Sonii. Martwili się o mnie, bo wiedzieli, że będę musiała być w pobliżu Ibrahima. Poniekąd mieli rację, chociaż od wczoraj widziałam go zaledwie przez ułamek sekundy. Nie zwracałam na niego uwagi i pochłonięta byłam przede wszystkim pracą.
Znużona odpisywaniem wiadomości wyszłam na balkon by zaczerpnąć świeżego powietrza. Oparłam się obiema dłońmi o barierkę i spojrzałam na Waszyngton. Powoli robiło się ciemno i czułam coraz chłodniejsze podmuchy wiatru.
- Widzę, że Ty też nie możesz usiedzieć w pokoju. – usłyszałam głos Ibrahima. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam jak opiera się o barierkę przy swoim balkonie, który sąsiadował z moim. Zwiesiłam głowę w dół i westchnęłam głośno. Miałam nadzieję, ba, byłam pewna, że nie dojdzie do konfrontacji. Myliłam się.
- Tak. W zasadzie tak. – odpowiedziałam ledwie słyszalnie. Podszedł bliżej, a że nasze balkony były oddalone od siebie zaledwie o pół metra (może kilka centymetrów więcej) nie miał problemu, żeby usłyszeć mój szept. – Muszę już iść.
- Nie, proszę! – spojrzałam mu w oczy. To był błąd, ponieważ zobaczyłam te niesamowicie piękne, brązowe tęczówki, które kilka miesięcy temu całkowicie zawróciły mi w głowie. – Możemy porozmawiać? To zajmie tylko chwilę, a ja nie mogę żyć w tej toksycznej atmosferze.
- To nie mój problem. – spuściłam wzrok.
- Charlie… - bez żadnego słowa wróciłam do pokoju i zamknęłam drzwi balkonowe. Nie musiałam długo czekać na reakcję Ibrahima. Już po chwili pukał w moje drzwi. Wpuściłam go do środka i zajęłam miejsce na łóżku. Chwyciłam do ręki telefon i przeglądałam ostatnie wiadomości od przyjaciół, żeby się czymś zająć. Kucnął przede mną i dotknął delikatnie dłonią mojego kolana. – Nie sądzisz, że powinniśmy o tym porozmawiać? Od dwóch tygodni się do mnie nie odzywasz, nie odbierasz telefonu i unikasz mnie jak tylko możesz.
- A dziwisz mi się? Zresztą sam zdecydowałeś o tym wybierając swoją matkę, zamiast mnie.
- Co? – podniósł głos. – Jak to ją wybrałem? Kiedy?
- Przez cały czas kiedy u nas mieszkała nie zwracałeś na mnie uwagi. Wiele razy mówiłam Ci, że ona mnie prześladuje, podcina skrzydła na każdym kroku. Nie reagowałeś… na weselu przegiąłeś. Prawie cały wieczór spędziłeś z Sylvie, a ja siedziałam sama z Twoją matką, która wygarnęła mi wszystkie żale.
- Co? – podniósł się i usiadł obok mnie. – Wiem, że rozmawiałyście, ale nie miałem pojęcia, że było tak ostro. Co Ci powiedziała?
- Że powinieneś być z Sylvie, bo ja nie jestem muzułmanką i nasz związek nie ma sensu. Teraz zaczynam myśleć, że miała rację. – Ibrahim złapał mnie za dłonie i przyciągnął do siebie. W ułamku sekundy zapomniałam, że byłam na niego wściekła. Przybliżył się niebezpiecznie i dotknął nosem mojego policzka. Poczułam jego oddech na szyi i nie wytrzymałam. Złapałam go dłońmi za twarz i pocałowałam. Przeniósł swoje dłonie na moje biodra i przesunął w taki sposób, że usiadłam na nim okrakiem. Nie myślałam o tym co się dzieje w tym momencie. Po prostu kontrolę nade mną sprawowały hormony, które były wprost uzależnione od Ibrahima. Od jego dotyku, pocałunków, zapachu. Od niego całego.
To była długa noc.
Długa i męcząca.
Zasnęłam nad  ranem wtulona w ramiona Ibrahima, który po raz pierwszy od dawna pokazał swoją prawdziwą twarz. Tą, którą pokochałam i chciałam, żeby na zawsze powróciła. Nie wiem dlaczego przywdział maskę, która zmieniła całkowicie jego zachowanie. Chciał w ten sposób przypodobać się kumplom, którzy diametralnie się od niego różnili?
Nie mogłam mu przebaczyć tylko dlatego, że wylądowaliśmy w łóżku. Przyjaciele by mnie zabili na miejscu, gdyby tylko się dowiedzieli.
- Ibrahim… - podniosłam się na łokciach i spojrzałam na śpiącego bruneta. Uśmiechnął się nie otwierając oczu jak miał w zwyczaju i wtulił jeszcze mocniej w poduszkę. – Wiesz, że nie wróciliśmy do siebie, prawda? – najpierw otworzył jedno oko. Kiedy zdał sobie sprawę, że mówię na poważnie podniósł się na łokciach.
- Co? Jak to?
- Ta noc była naprawdę wspaniała, ale nie możemy do siebie wrócić… jeszcze nie teraz. Potrzebuję czasu by to sobie poukładać i przemyśleć.
- Kochanie… - pocałował mnie w ramię. – Dałaś mi nauczkę. Ten czas, który spędziłem bez Ciebie był najgorszym w całym moim życiu. Zdałem sobie sprawę, że nie mogę żyć bez Ciebie. Kocham Cię i nikt nie zmieni moich uczuć.
- Nawet Twoja matka?
- Szczególnie ona. – objął mnie ramionami. – Przysięgam, że już nigdy nas nie poróżni. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?
- Wyjdź. Natychmiast wyjdź! – uwolniłam się z jego uścisku. Zarzuciłam na siebie szlafrok i zeskoczyłam z łóżka.
- Kocham Cię, Charlie. – kiedy założył swoje ubrania podszedł do mnie i pocałował w czoło. Otworzyłam mu drzwi i dopilnowałam do tego, by nikt nie widział jak wychodzi z mojego pokoju. Kiedy wyszedł przekręciłam klucz w zamku i osunęłam się bezwładnie na podłogę.

Tego ranka mogłam wstać po dziesiątej, co odwlekałam do ostatniej minuty. Założyłam swój klubowy uniform i zeszłam do restauracji na parterze, gdzie śniadanie jedli zaspani piłkarze. Część z nich całą noc przebalowała w swoich apartamentach, widząc po ich zaspanych twarzyczkach i podkrążonych oczach była to zdecydowana większość. Brat siedział przy jednym ze stolików rozmawiając przez telefon. Wyminęłam Gerarda, który chciał mnie zwabić do swojego stolika i usiadłam obok Pepa.
- Rozmawiam z Cris. – mrugnął mi porozumiewawczo. Nałożyłam sobie na talerz sałatkę i w ciszy zaczęłam ją jeść. Czekałam, aż Pep skończy rozmawiać ze swoją żoną. – Ja Ciebie też… no tak. Ucałuj je ode mnie… Do zobaczenia niedługo!
- Pozdrów ją ode mnie! – wtrąciłam.
- Masz pozdrowienia od Charlie. – uśmiechnęłam się na wiadomość, że i ona mnie pozdrawia.
- Co u nich? – zapytałam, kiedy brat schował w kieszeni swoją komórkę i rozpoczął jedzenie.
- Valentina zaczyna chodzić. Maria chce się zapisać na karate, a Marius znalazł dziewczynę.
- Nie wierzę! Wszystko wciągu dwóch dni?
- To u nas rodzinne. – uśmiechnął się. – Dziś nie mamy zbyt wiele do roboty. Wieczorem konferencja prasowa, a później oficjalna kolacja. Przez cały dzień macie wolne. Idź z chłopakami pozwiedzać, albo na sklepy.
- Ok. Fajnie. Kiedy macie mecz?
- Jutro wieczorem z Manchesterem United, a po jutrze jakiś charytatywny. Mamy zagrać w piłkę z ambasadorem i zbierać pieniądze na fundację.
- Kiedy lecimy na Florydę?
- W niedzielę po tym meczu. – kiwnęłam głową. Spojrzałam ukradkiem na Ibrahima, który siedział przy stoliku z Alvesem, Pinto oraz Messim. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, czego nie odwzajemniłam. Bezwiednie westchnęłam co od razu zauważył brat. – Co jest? – podniosłam wzrok i wzruszyłam ramionami. – Przecież widzę. Chodzi o Ibrahima?
- Nie. Dlaczego niby?
- Nie pogodziłaś się jeszcze z rozstaniem, a musisz go oglądać. To pewnie ciężkie.
- W sumie tak… ale nie. Jest OK.
Pozwolił mi dokończyć posiłek w ciszy. Nie mogłam mu powiedzieć o tym co się wydarzyło w nocy. Przecież to mój brat! Nie mogłam zadzwonić i powiedzieć o tym ani Sonii, ani Ro czy Cris. Od razu dostałabym wielki ochrzan. Nie chciałam, a raczej nie mogłam, dusić tego dalej w sobie. Jedyną osobą, którą znałam i z którą się przyjaźniłam, a ponadto wiedziałam, że nie dostanę opieprzy, był Bojan (Gerard skopał by mi tyłek za sam pomysł rozmowy na temat Ibrahima). Spędzał ostatnie dni ze swoimi kolegami z klubu, ponieważ w przyszłym sezonie miał przejść do AS Romy. Byłam w szoku, że się na to zdecydował, ale szanowałam jego wybór.
- Możemy na chwilę pogadać? – zwróciłam się do niego, gdy ruszyliśmy w stronę pokoi.
- Jasne, Charles. O co chodzi? – zaprosiłam go do swojego apartamentu i opowiedziałam pokrótce sytuację w której się znalazłam. – Wow. I co chcesz z tym zrobić?
- Gdyby to było takie proste. – usiadłam obok niego na kanapie. – Kocham go i wiem, że szybko nie przestanę. Czuję się zdradzona i zraniona, ale jakaś cząstka mnie nie może bez niego żyć!
- Moim zdaniem powinnaś dać mu szansę. Byliście razem prawie pół roku i nic tego nie zmieni. Sama widzisz, że on robi wszystko byś mu przebaczyła.
- Mam już dość tego całego zamieszania. Gazety raz rozpisują się o naszym cichym ślubie, a niedługo o bolesnym rozstaniu przez długonogą blondynkę. Nie mogę się nawet z nim przejść na kawę, bo zaraz otacza nas wianuszek fotoreporterów z aparatami wymierzonymi w naszą stronę.
- Tym nie powinnaś się najmniej przejmować. Jesteśmy w USA. Możemy iść na miasto, pochodzić po sklepach, zabawić się. Charlie… głowa do góry! Wierzę w to, że do siebie wrócicie. Jesteście najlepszą parą jaką kiedykolwiek widziałem.
- Dzięki Bojan, jesteś najlepszy. – przytuliłam przyjaciela i zaprowadziłam go do drzwi. – Widzimy się za kwadrans w głównym holu? – piłkarz kiwnął głową i zniknął zza drzwiami.
Wreszcie mogłam zrzucić z siebie uniform i założyć coś lżejszego. Założyłam krótkie dżinsowe spodenki i białą bluzeczkę wiązaną na szyi. Do tego na stopy wsunęłam wysokie koturny i byłam gotowa. Do małej torebki przewieszonej przez ramię wrzuciłam potrzebne rzeczy i wybiegłam z pokoju, by wyjść z przyjaciółmi na miasto.
Wśród wielu sklepowych witryn nie znalazłam niczego co przykuło moją uwagę na dłużej niż ułamek sekundy. Chłopcy natomiast szaleli i kupowali wszystko co wpadło im w ręce.
- Możemy pogadać? – zatrzymałam się na chwilę przy sklepiku z pamiątkami i to był błąd, ponieważ spotkałam tam nie kogo innego jak Ibrahima. – To zajmie sekundę.
- Przyjdź do mojego pokoju po kolacji. – chciał coś dodać, ale mu natychmiast przerwałam. – Nikomu ani słowa. – zapłaciłam za kartkę z widokiem na Biały Dom i pospiesznie opuściłam lokal.
Dogoniłam Gerarda, Bojana i Pedro, którzy przeglądali kolejną wystawę sklepu z markowymi ciuchami. W Stanach nie byli aż tak bardzo rozpoznawalni jak w Europie, dlatego też nie umierali ze względu na natarczywych fanów. W ciągu całego dnia zdarzyło im się rozdać zaledwie po kilka autografów, więc cieszyli się z tego jak małe dzieci. Wreszcie mogli wyjść i nie przejmować się tym, że zostaną zaatakowani. A ja nie musiałam obawiać się tego, że zostanę stratowana przez ludzi, którzy zmiotą mnie z powierzchni ziemi by być bliżej idoli.
Kolacja, na którą zaprosili nas Washington Redskins (zespół futbolu amerykańskiego) zorganizowana była punktualnie o godzinie 21:00. Wokół mnie przy ogromnym stole siedziało mnóstwo przystojniaków, co podobało mi się jak cholera jasna! Jedzenie było przepyszne, widoki znakomite i nic nie zapowiadało, żeby ten wieczór miał się skończyć katastrofą. Chociaż zwykły powrót do hotelu po takim przyjęciu był dla mnie porażką, bo zmiana atmosfery z „pałacowej” na „apartamentową” była nie do przyjęcia!
Ibrahim pojawił się w moim pokoju dokładnie pół godziny po powrocie. Przywitał mnie pocałunkiem i nie zważał na moje sprzeciwy. Całował mnie i koniec kropka. Kiedy chciałam coś powiedzieć, zamykał mi usta pocałunkiem. Kiedy odchodziłam, zatrzymywał mnie i całował. Lubiłam kiedy przejmował dowodzenie, ale nie aż tak, żeby pozwolić mu sobą kierować. Co to, to nie.
- Stop, Ibrahim. – złapałam go za ramiona, kiedy znów próbował mnie pocałować. – Nie może tak być, że wchodzisz i mnie całujesz. Nie jesteśmy parą!
- Kochanie… - złapał moje dłonie i spojrzał na mnie łagodnie. – Czy nie możemy zapomnieć o przeszłości i zacząć żyć przyszłością? Chcę ją spędzić z Tobą.
- To wszystko bardzo miłe. – zeskoczyłam z łóżka. – Cristina, Sonia, Ro i Gerard zabiliby mnie gdyby się dowiedzieli.
- Masz jakiś pomysł?
Dwa razy nie musiał powtarzać. Spojrzałam na niego spod byka i zaśmiałam się pod nosem. Podeszłam do niego pewnie i usiadłam na kolanach co miało oznaczać, że to ja przejmuję dowodzenie.
- Przeczekamy to wszystko i nie mówmy o nas. Podczas tournee możemy się widywać w tajemnicy, a po powrocie do Barcelony powiemy im. Co Ty na to?
- Chcesz się ukrywać tak jak na początku naszej znajomości? – nie był pewny czy aby na pewno dobrze zrozumiał, więc powtórzył to zdanie jeszcze raz. Kiedy po raz drugi odpowiedziałam twierdząco zaśmiał się pod nosem.
Nie umiałam znaleźć racjonalnego wyjaśnienia mojego postępowania. Byłam przyparta do muru jeśli chodzi o przyjaciół, a zarazem wolna w towarzystwie Ibrahima. Nie chciałam go znów stracić, bo nie umiałam bez niego normalne żyć. Teraz już wiedziałam na sto procent, że jest on mężczyzną mojego życia i muszę o niego zawalczyć. Nawet jeśli to oznacza wojnę z przyjaciółmi.

_____________________________

Hej! Rozdział taki sobie, dużo błędów, a poprawiłam tylko część – jak jest więcej, to przepraszam! Kolejny pojawi się pod koniec tego tygodnia i będzie trochę weselszy od tego ;-)

9 komentarzy:

  1. prawie sie pogodzili i jest pięknie <3
    Czekam na nowość, dziecinko : **

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytanie brzmi teraz czy on się zgodzi na ukrywanie się.
    Dobrze, że się pogodzili, jednak wciąż jestem w lekkim szoku, że Charlie od tak wpuściła go do pokoju chwilę wcześniej uciekając przed nim z balkonu.
    Z Twojego opisu wynika, że tworzą na prawdę zgraną parę dlatego trzymam za nich kciuki :)
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeeeeeeeest! :D Wrócili do siebieeee :D
    Oj taaam, przyjaciele na pewno zrozumieją. W końcu byli ze sobą już pół roku i wspólnie tworzyli wprost idealną parę, i dalej by ją tworzyli gdyby nie matka Ibiego. Mam nadzieję, że w końcu się odczepi od Charlie po ostrej rozmowie z synem.
    Czekam na nexta i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. o jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej :D no w końcu! bożi, ale się cieszę :D rozdział podoba mi się jak cholera! <3
    Ibi <3<3<3 słodziak xD
    czekam na kolejny.
    pozdrawiam :*

    [verhoud]
    [una-gota-de-esperanza]

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawi mnie co wyjdzie z tego ich ukrywania :) Czy jej przyjaciele byli by naprawdę żli gdyby powiedziała im o nich? Dobrze, że ma przy sobie kogoś takiego jak Bojan, z którym może szczerze pogadać. Czekam na następny rozdział ! :)

    http://recklessxrelentless.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Koniecznie trzeba wypieprzyć z ich wspólnego życia wtrącającą się we wszystko matkę Ibiego i mam nadzieję, że piłkarz w obecnej sytuacji właśnie to zrobi. Wszystko było w porządku dopóki ona się nie pojawiła...
    A przyjaciele zrozumieją i jeszcze będą ich dopingować ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieje ze jego matka z nowu tego nie popsuje :). ukrywanie sie przyniesie im pikanterii a tego wlasnie im potrzeba. czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowośc na 20afellay.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Hm no tak. Sama wiem co oznacza kogoś kochać, i wybaczyć mu nie zważając na sprzeciwy przyjaciół. Myślę jednak, że i oni w końcu zobaczą, że oni bez siebie nie mogą żyć... Myślę,że źle rb ukrywając się po raz kolejny... Mam nadzieję, że matka Ibiego się odczepi...

    Ziaba

    OdpowiedzUsuń

Statystyka