Nie wiem jak to możliwe, ale przez moment całkowicie zapomniałam o tej chorej sytuacji, która wynikła pomiędzy mną a Ibrahimem. Myślałam nad organizacją urodzin swojego brata, który świętował czterdziestkę za niecałe trzy tygodnie. Byłam strasznie podekscytowana, bo nie codziennie obchodzi się okrągłą rocznicę. Jednakże stres z tym wiązany obniżał moją ekscytację, która przemieniała się w nerwowe zapisywanie różnych atrakcji w notatniku.
Wychodząc z wanny znów obiektem moich myśli stał się Ibrahim. Jego piękne oczy i usta, które przez tak krótki moment były moją własnością. Co ja mówię! Cały Ibrahim należał do mnie… a może mi się tylko tak wydawało?
Założyłam granatową sukienkę i skończyłam makijaż. Włosy spięłam gumką w niesfornego kucyka i założyłam szpilki. Kto na plażę ubiera szpilki?! Moim planem było zostawienie je w bezpiecznym miejscu i spacerowanie na bosaka.
- Wyglądasz zjawiskowo! – powiedział Pep kiedy weszłam do salonu. Ubrany w dopasowany garnitur od jakiegoś projektanta wyglądał na dwadzieścia lat mniej.
- A Ty braciszku wyglądasz jak zawsze. – zaśmiałam się. Brat objął mnie ramieniem i wspólnie czekaliśmy na jego żonę. Cristina wyglądała przepięknie w długiej czerwonej sukni.
- Jedziesz z nami? Podrzucimy Cię. – zaproponował Pep na co chętnie przystałam. Wysiadłam przed samym wyjściem na strzeżoną plażę, którą okupywali chłopcy z Barcelony. Naprawdę wielu ochroniarzy stało na czele bezpieczeństwa naszych gwiazd i miałam na początku niemały problem z wejściem, ale kiedy pokazałam im swój dowód wpuścili mnie bez przeszkód.
Wzrokiem znalazłam Lilly, która siedziała na krzesełku przy barze sącząc kolorowego drinka. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i gestem ręki zawołała do siebie.
- Cześć Lil, co tam? – usiadłam na krzesełku obok niej i zamówiłam to co ona.
- Nudzę się. Trochę tu lipnie, ale powoli się rozkręca. – kiedy barman podał mi drinka „stuknęłyśmy się” kieliszkami i wypiłyśmy je do dna.
- Miałam tu nie przyjść, bo pokłóciłam się z Ibrahimem i trochę mi głupio…
- O coś poważnego?
- Trochę tak… Ale przełamałam się, bo przecież nie będę siedzieć w domu kiedy on się świetnie bawi. – wskazałam na Ibrahima, którzy tańczył z jakąś blondynką.
- Masz rację, Charlie… W ogóle się nim nie przejmuj! Baw się! – pociągnęła mnie od razu na parkiet, który zbudowany był obok baru. Po dwóch mocnych drinkach czułam się wyjątkowo swobodnie i rzuciłyśmy się w wir tańca do latynoskich piosenek. Co chwilę mój wzrok padał na Ibrahimie, który był wyjątkowo zainteresowany panienką, którą przyprowadził. Doskonale wiedziałam w co gra. Chciał, żebym była o niego zazdrosna. Dziecinne, ale jakże skuteczne!
Dosłownie podnosiło mi się ciśnienie kiedy patrzył prosto w moje oczy, a po chwili tulił się do innej. Miałam ochotę go udusić gołymi rękoma! Ale z jakiej racji? Nawet nie byliśmy parą. To chłodziło moje zapały i z powrotem wracałam do tańca. Wędrowałam z rąk do rąk i można powiedzieć, że tańczyłam z większością piłkarzy. Unikałam Pique i z wiadomych przyczyn Ibrahima, ale z innymi bawiło mi się świetnie. Mistrzem tańca okazał się być Bojan, który przetrzymał mnie kilka piosenek i puścił dopiero kiedy oboje nie mieliśmy już siły. Usiedliśmy przy barze obok Pinto, który delektował się swoim drinkiem.
- Co tam, mała? Jak Ci się podoba impreza? – zapytał uśmiechając się szeroko.
- Jest super… nie spodziewałam się tego, ale naprawdę świetnie się bawię. Do tej chwili… - mój wzrok padł na Ibrahima, który usiadł na krzesełku z drugiej strony piłkarza. – Do później José. – w tej chwili chciałam być jak najdalej baru i próbowałam schować się w koszu, który rozłożony był obok innych leżaków kilkanaście metrów od szalejących piłkarzy.
- Tu się schowałaś… - mój spokój nie trwał długo. Pique, którego unikałam jak ognia usiadł bez pytania obok mnie. – Musimy pogadać.
- Wiem, ale to chyba nieodpowiednia pora.
- Skoro już się zeszliśmy to gadamy, ok.? – kiwnęłam głową. – Przepraszam za wszystko, Charlie… to nie miało tak wyjść, ale ja nic nie powiedziałem… i nie chcę, żebyśmy byli wrogami.
- Wiem, Geri… też nie chciałam żeby tak wyszło. Sama się wygadałam, bo myślałam, że powiedziałeś o wszystkim Ibrahimowi… no i głupio mi trochę… Byłam na Ciebie wściekła, ale wiesz dobrze, że na Ciebie nie da się długo gniewać.
- Oczywiście, masz rację. – zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. Szum fal sprzyjał naszej rozmowie i czułam się przy nim naprawdę swobodnie. Należał do niewielkiej grupy moich najbliższych przyjaciół i nie chciałam go stracić.
- Słyszałam, że Ibi trochę Cię zmasakrował… - na moje słowa piłkarz od razu zaczął pokazywać swoje liczne siniaki.
- To niewielka cena… gdybyśmy byli sam na sam to myślę, że wyglądałbym o wiele gorzej. Na szczęście zawsze byłem wśród kumpli.
- Tchórz. – zaśmiałam się. – Cieszę się, że się na mnie nie gniewasz.
- Żartujesz? Niby o co? Wiem, że jesteście w sobie strasznie zakochani i Ibi zachowuje się tak jakby zachował się jak każdy normalny facet.
- Nie wiesz co to za panienka, którą przyprowadził?
- Nie mam pojęcia, ale mogę popytać chłopaków. Na pewno to jakaś puszczalska… nie martw się.
- A i to mi miało poprawić humor? – zaśmiałam się gorzko.
- Głupio zabrzmiało.
- Trochę.
- Czemu nie było Cię dziś na meczu? Nie poprawiłaś nam humoru i w ogóle było jakoś bez tego dziwnie.
- A jak myślisz?
- No tak. Pogódź się z nim, bo jest mi ciężko na was patrzeć.
- To nie patrz. Ja mu nic nie zrobiłam, więc nie mam za co przepraszać. Czuję się głupio, ale cholera jasna… to jakaś popieprzona sytuacja.
- Nawet gorzej.
- Masz ochotę na jakiegoś owocowego drinka? Bo ja straszną! – kiwnęłam głową i razem podnieśliśmy się z kosza. Geri objął mnie ramieniem, ale nie przeszkadzało mi to. Ibrahim dalej przebywał w towarzystwie długonogiej, więc było mi wszystko jedno.
Zamówiliśmy drinki, które barman podał nam po chwili.
- „Truskawkowa ochota”… pycha, musisz spróbować! – podałam słomkę Gerardowi, który spróbował mojego drinka, a po chwili podał mi swojego. – Mój zdecydowanie lepszy. Co to ma być? Pomarańcza?
- „Pomarańczowa rozkosz”. Mi smakuje, bo jest mocniejszy niż ten Twój babski drink.
- Ej, no weź! „Babski drink”? Zlituj się… sam pijesz drinka z palemką, plastikowym serduszkiem i innymi pierdołami, więc nie wyskakuj mi z takim tekstem.
- Chciałem jakoś rozluźnić atmosferę. – zaśmiał się.
- No udało Ci się. – zawtórowałam mu. Nie minęła sekunda, a Gerard potraktowany został mocną pięścią, która należała do Ibrahima. Wszystko trwało sekundy. Szamotanina przeniosła się na parkiet, a później na plażę. Wszyscy stali w szoku i nie wiedzieli co się dzieje. Wbiłam swój wzrok w to co się działo, ale po chwili otrząsnęłam się i próbowałam ich jakoś rozdzielić. Słyszałam tylko trzaski i piski dziewczyn, które stały na parkiecie.
- Rozdzielcie ich do cholery! – krzyknęłam. Na mój krzyk zareagował od razu Pito i Besquets, którzy rzucili się na bijących się kolegów. Stałam jak wryta, nie mogłam się ruszyć. Kiedy zobaczyłam Gerarda i Ibrahima przez moment stanęło mi serce. Podbiegłam do nich wyjmując z torebki chusteczki, które podałam Pique ociekającemu z krwi.
- Co Ci strzeliło do głowy?! – Krzyknęłam do Ibrahima trzymającego się za zakrwawioną wargę.
- Co mi strzeliło do głowy?! Znów się zabawialiście! – najgorsze było to, że nasze prywatne sprawy stały się głównym wątkiem sylwestrowej imprezy. Wszystkie pary oczu zwrócone były na nas. Pociągnęłam go za rękę, aby nasza rozmowa nie była podsłuchiwana i stanęliśmy z boku. – Odbiło Ci?!
- Daj mi spokój. Nie mamy o czym rozmawiać. – chciał mnie wyminąć, ale skutecznie uniemożliwiłam mu to.
- Najpierw nie chcesz mnie widzieć, a teraz mi jakieś sceny robisz?! Opanuj się!
- Nie robię Ci żadnych scen! Miałem dość patrzenia na gębę Pique i trochę mnie poniosło.
- Trochę Cię podniosło?! Człowieku…
- Dobra nie ważne. - wyjęłam z torebki chusteczkę i przyłożyłam ją do wargi Ibrahima. Jego wzrok przeszył mnie na wskroś. – Dziękuję. – złapał mnie za dłoń i zbliżył się do mnie niebezpiecznie.
- Nie ma za co. – zrobiłam krok w tył i zostawiłam go samego. Zrobiło mi się momentalnie gorąco, ale nie mogłam tam z nim zostać. Było mi głupio z tego całego zamieszania i kiedy wróciłam do baru zamówiłam mocnego drinka. Szumiało mi już w głowie, a kolejny trunek totalnie mnie wyluzował.
- W porządku? – zapytała Lilly siadając obok mnie.
- Tak, tak. Dzięki.
- To było takie… romantyczne! – oparła się o bar i westchnęła głośno. – Gdyby o mnie biło się dwóch facetów to umarłabym z wrażenia…
- Żartujesz sobie?! To wcale nie było romantyczne! Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
- Ależ on Cię kocha.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Nie obrażaj się, ale chyba już pójdę do domu… - podniosłam się, ale momentalnie opadłam z powrotem na krzesło.
- Poczekaj… ktoś Cię odprowadzi! Zaraz kogoś znajdę… - chciałam zaprotestować, ale Lilly nie pozwoliła mi powiedzieć ani słowa. Po chwili przyprowadziła Sergio, który z uśmiechem złapał mnie pod rękę.
- Może zostaniemy pięć minut, bo zaraz północ. Co Ty na to? – kiwnęłam głową zgadzając się z piłkarzem. Nie minęła chwila, a wszyscy imprezowicze zaczęli odliczać sekundy do Nowego Roku.
- Spełnienia najskrytszych marzeń w nowym 2011 roku! Niech zabawa trwa do białego rana! – krzyknął Pedro unosząc kieliszek z szampanem. Złożyliśmy sobie nawzajem życzenia z przyjaciółmi i wyściskaliśmy się za wszystkie czasy.
- Idziemy? – podszedł do mnie Sergio, któremu od razu odpowiedziałam twierdząco. Znalazłam swoje szpilki i razem skierowaliśmy się do wyjścia. Wychodząc przez bramę pilnowaną przez ochronę podbiegł do nas Ibrahim.
- Sergio, zastąpię Cię. Wracaj się bawić. – lekko zdezorientowany piłkarz zgodził się kiedy zobaczył, że nie mam nic przeciwko i zostawił nas samych.
- Chciałem Ci złożyć życzenia, a wcześniej nie było ku temu okazji. – ściągnął marynarkę i zawiesił ją na moich ramionach. – Nie chcę żeby to co było między nami się tak po prostu skończyło. Za wiele nas łączy i nie możesz temu zaprzeczyć. Te dwa tygodnie były cudowne, ale chciałbym żeby to był dopiero początek.
- Dziwnie się zachowujesz… raz nie chcesz mnie widzieć, a potem jakby nigdy nic przychodzisz mówiąc coś takiego. Nie wiem co mam o tym myśleć.
- Chciałbym zaproponować Ci taki układ: dajmy sobie trochę czasu. Nie wiem… tydzień, dwa… poukładamy sobie wszystko i spróbujemy od nowa? – hipnotyzujące spojrzenie i nieprawdopodobny urok piłkarza podziałały. Nie umiałam mu odmówić. I nie chciałam tego zrobić. – Przeproszę Gerarda za to co się stało. Obiecuję.
- Cieszę się, że wreszcie zrozumiałeś, że Pique to nie jest obiekt moich zainteresowań. To było dawno temu i nigdy się nie powtórzy, a tym że mi nie wierzyłeś sprawiłeś mi dużo bólu.
- Przepraszam. – zbliżył się do mnie, ale zrobiłam momentalnie unik.
- Tydzień? Dwa? – niepocieszony brunet kiwnął głową.
- Kto jest Twoim obiektem zainteresowania? – spojrzał na mnie zawadiackim uśmiechem. Uniosłam lekko kąciki ust i przez furtką Pepa oddałam mu marynarkę. Weszłam do środka nie odwracając się za siebie. Gdybym to zrobiła nie mogłabym się z nim tak po prostu pożegnać.
Po zamknięciu drzwi odetchnęłam głośno z ulgą. Pozwoliłam wyjść opiekunce, która opiekowała się dzieciakami i położyłam się na kanapie. Nowy rok rozpoczął się pozytywnie. Zdecydowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz