7.23.2012

7. „Uspokoilibyście się. Zachowujecie się jakbyście byli niewyżyci, a to jest miejsce publiczne.”

Rozmowy schodziły na przeróżne tematy, począwszy od sportu, a kończąc na modzie albo zdrowiu. Przez cały ten czas siedziałam obok Ibrahima, który albo obejmował mnie ramieniem albo trzymał za rękę nie pozwalając bym odchodziła od niego nawet na moment. Na początku to było trochę zaskakujące dla naszych znajomych, ale już po chwili nikt się tym nie przejmował i nie zwracali na nas nawet najmniejszej uwagi.
Około północy Bojan i Lilly postanowili nas opuścić, ponieważ z samego rana dziewczyna miała stawić się w Madrycie w pracy i  musiała się porządnie wyspać. Chłopcy natomiast zaczynali trening bardzo wcześnie i też potrzebowali odpoczynku, więc wszyscy posłusznie zaczęli zbierać się do swoich domów.
- Dzięki za miło spędzony wieczór. Do zobaczenia Samir! – przytuliłam szatyna, który siedział w fotelu i razem z Ibrahimem podeszłam do wyjściowych drzwi, zaraz po tym jak wszyscy znajomi wyszli. – No to buziak na dobranoc? – zapytałam nieśmiało. Jednak kiedy piłkarz nic nie odpowiedział zrobiłam się trochę zdezorientowana.
- Odprowadzę Cię, bo jest już po północy i nie ma mowy, żebyś sama plątała się po Barcelonie. – rzekł po chwili zakładając na siebie sportową kurtkę.
- Nie przesadzaj, to niedaleko. Poradzę sobie. – Afellay pokiwał przecząco głową i uśmiechnął się w swój specyficzny sposób, który sprawiał, że zgadzałam się na wszystko. Złapał mnie za rękę i razem wyszliśmy na dwór gdzie było już dość zimno, a ja miałam na sobie krótkie spodenki.
- Było fajnie, koniecznie musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć. – Ibi pociągnął mnie za rękę do siebie i pocałował co doprowadziło do tego, że zapomniałam o czym miałam powiedzieć. – Um… To też, ale chodziło mi raczej o spotkanie w tym gronie.
- Było miło. – zarzucił na moje ramiona swoją kurtkę i przyciągnął mnie do siebie znów całując w usta.
- Jeżeli ta droga ma tak wyglądać to chyba szybko nie dojdziemy na miejsce. – zaśmiałam się i znów piłkarz pochylił się nade mną by złożyć na moich ustach pocałunek.
- I o to chodzi. – rozśmieszało mnie kiedy szatyn całował mnie w nos albo w czoło. Wtedy najczęściej sama przyciągałam go do siebie i wskazywałam palcem na usta jako miejsce w które ma mnie całować.
Drogę, która średnio zajmuje mi około pięciu minut, pokonaliśmy w dwadzieścia pięć. Pożegnałam się z Ibrahimem całusem przed furtką prowadzącą na posiadłość mojego brata i weszłam do środka.
*
Wstałam wcześnie, ponieważ pracę rozpoczynałam o godzinie ósmej, a nie chciałam spóźnić się już pierwszego dnia. Zjadłam śniadanie i razem z moją szefową pojechałyśmy jej czerwonym audi na miejsce. Otworzyłyśmy butik i weszłam do środka, gdzie poczułam się inaczej niż zazwyczaj. Nie przyszłam tutaj na zakupy, ale do pracy.
- Szybko przyzwyczaisz się do nowych obowiązków. Na początku sprawi Ci to trochę trudności, ale nie martw się: pomogę Ci we wszystkim. – powiedziała Cristina kiedy oprowadzała mnie po zapleczu. – Tutaj przynosimy nowe ubrania, które metkujemy, a później wynosimy do butiku… Tutaj mamy pomieszczenie gospodarze; znajdziesz tu ekspres do kawy, coś słodkiego i odetchniesz od czasami wkurzających klientów.
- Mam Ci zajmować się klientami? – zapytałam przerażona.
- Na razie będę Ci wszystko tłumaczyć, a kiedy już będzie Ci dobrze szło to zajmiesz się klientami w doradzaniu itp.
- Już myślałam, że rzucasz mnie na głęboką wodę.
- Nie, no coś Ty. Sama wiem dobrze, że najpierw trzeba przyzwyczaić i nauczyć się pewnych rzeczy… Wczoraj wróciłaś późno z tego co zauważyłam. Światło paliło się do pierwszej w nocy.
- Wiem, przepraszam.
- Za co przepraszasz? Opowiadaj! Byłaś u Ibrahima? – zaciekawiona usiadła na krzesełku przy kasie i spojrzała na mnie zachęcając do rozmowy.
- Byłam, ponieważ umówiliśmy się z Pique, Bojanem, jego kuzynką i Samirem na małą posiadówę. Zeszło nam do dwunastej, a kiedy mnie odprowadzał droga zajęła nam prawie pół godziny.
- Przecież to rzut beretem.
- I właśnie to jest najśmieszniejsze.
- Ahh wy zakochani… – przewróciła oczyma i oparła się łokciem o ladę. – Kiedy ja ostatni raz włóczyłam się z Pepem w nocy po mieście? – westchnęła głośno.
- Chciałabym być w takim związku w jakim Ty jesteś z Pepe. Jesteście już dwanaście lat po ślubie, a dalej za sobą szalejecie. Mogłabym na was patrzeć godzinami.
- Dzięki, że tak mówisz. Miło z Twojej strony, ale coś mi się wydaje, że Ty i Ibrahim prosperujecie by być jeszcze lepszą parą niż my. Kiedy widziałam was jak wychodziliście wczoraj z Camp Nou i wzrok Ibiego kiedy na Ciebie patrzył… - złapała plik papierów, który posłużył jej za wachlarz.
- Serio? – zapytałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jego wzrok mówił sam za siebie. Mówię poważnie.
- A jak tam Pep?
- Nic nie podejrzewa, bo ciągle mu powtarzam, że wciąż myślisz o tym swoim byłym chłopaku z Francji.
- Ianie? Ej no, jeszcze każe mi go zaprosić czy coś. – powiedziałam oburzona.
- Nie powiedziałam mu, że jesteście razem… tylko, że o nim myślisz.
- A no to zmienia postać rzeczy.
- Tak w ogóle to co wam poszło nie tak? – zapytała zaciekawiona.
- Ian to dobry chłopak, ale na tamten czas nie mogliśmy być razem. Był za bardzo pochłonięty swoimi rzeźbami i nie zauważał w ogóle mnie. Ciekawa jestem co u niego słychać…
- Tylko nie wyskakuj teraz z takimi wyznaniami! Ibrahim Ci nie wystarcza?
- Wystarcza, wystarcza. To znaczy spotykamy się jak na razie… to nic poważnego. Nasze spotkania nawet nie są oficjalnie nazwane randkami.
- Zobaczymy co z tego będzie, a teraz zrób szefowej kawusi, bo zaraz padnie i będziesz musiała sobie tu jakoś poradzić sama. – zaśmiała się głośno wkładając papiery do czarnej teczki. Bez żadnych sprzeciwów wykonałam moje pierwsze zadanie. Wypiłyśmy obie kawę i zabrałyśmy się za segregowanie ubrań.
W południe swoją osobą zaszczycił nas sam Pep, który przyniósł nam lunch. Zrobił chłopakom dwie godziny sjesty, więc postanowiłam wykorzystać okazję póki jest w butiku by spotkać się z Ibrahimem. Wysłałam mu sms gdzie ma na mnie czekać i za aprobatą Cristiny wyszłam „załatwić pilną sprawę”.
Ibi przywitał mnie szeroko rozstawionymi ramionami, w które wpadłam gdy tylko do niego podbiegłam.
- Jak Ci mija ten jakże piękny i słoneczny dzień? – zapytałam piłkarza, który zaprowadził mnie na obiad do małej restauracyjki w centrum.
- Teraz o niebo lepiej. Od samego rana mieliśmy istny maraton i szczerze powiedziawszy to padam na twarz, a to dopiero początek. Po drugiej mamy wznowić ćwiczenia.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
- Nie narzekam, ale nie przywykłem do tego klimatu. W Holandii teraz jest masa śniegu, a tu słońce świeci na okrągło.
- Tylko żebyś tego nie powiedział w złą godzinę, nie cierpię deszczu.
- A co w pracy?
- Ubrania, ubrania… ubrania, a no i jeszcze ubrania. – zaśmiałam się.
- „Nikt nie powiedział, że będzie łatwo”. – przedrzeźnił mnie z tym swoim zawadiackim uśmieszkiem na twarzy.
- Pep siedzi teraz w butiku z Cristiną, więc wyszłam „załatwić pilną sprawę”.
- O! Spotkanie ze mną to pilna sprawa? – spojrzał na mnie spod byka.
- To była tylko wymówka, żeby się z Tobą spotkać, ośle!
- „Ośle”? Wypraszam sobie, oślico.
- Nie przegaduj się ze mną, bo i tak nie wygrasz. – wystawiłam mu język. Ibrahim pomruczał coś pod nosem i pocałował mnie w usta. – No i to mi się podoba.
- Dziś na treningu Gerard zapytał mnie czy jesteśmy parą i nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Niby spotykamy się i w ogóle, ale…
- Też nie wiem co mam o tym myśleć. – wtrąciłam.
- Będziesz miała coś przeciwko jeżeli zaproszę Cię dziś na oficjalną randkę do kina? – spojrzałam na niego i zaśmiałam się głośno.
- Mówisz poważnie czy się wygłupiasz?
- Mówię śmiertelnie poważnie. – przez moment zrobił poważną minę, ale nie wytrzymał i uśmiechnął się szeroko jak to ma w zwyczaju.
- W takim razie nie mam nic przeciwko. – spojrzałam na zegarek. – Muszę już lecieć.
- Przecież ledwo co przyszłaś. – Ibi złapał mnie za rękę kiedy się podniosłam.
- Zjadłam obiad i powiedziałam Cris, że do godziny wrócę. Spotkamy się później na randce. – wypowiedziałam to słowo śmiejąc się pod nosem.
- O ósmej?
- Jeszcze się zdzwonimy. – pocałowałam go przelotem w usta i wyszłam nie odwracając się za siebie. Gdybym to zrobiła to nie miałabym serca zostawiać Ibrahima, który patrzyła na mnie zawiedzionym wzrokiem.
*
W butiku nie zastałam już Pepa, który wyszedł podobno kilka minut wcześniej. Wróciłam do swoich obowiązków, ale nie na długo, bo ciekawość Cris zwyciężyła i kiedy wieszałam sukienki podeszła do mnie z ofertą pomocy.
- I… jak było? – nie wytrzymała nawet kilku minut, żeby nie zejść na temat piłkarza.
- Normalnie? – odpowiedziałam pytaniem.
- Gdzie byliście?
- „U Marcello” na obiedzie.
- Ale jesteście nudni! – powiedziała oburzona. – Tam jadają starzy ludzie! Tacy jak ja i Pep. – zaśmiałam się na jej słowa kręcąc pobłażliwie głową.
- Wieczorem zabiera mnie do kina.
- Ale romantycznie! Zazdroszczę wam.
- Mówiłam Ci już, że nie masz czego!
- Tak, wiem. Nigdy w życiu nie zamieniłabym tego co mam teraz. Mam trójkę wspaniałych dzieci i przystojnego męża. – westchnęła głośno i uśmiechnęła się szeroko.
- I tak trzymaj. Masz wspaniałe życie.
- Każdy czasami chce żyć w komedii romantycznej. – zaśmiała się.
- Ale nikt w takowej nie żyje. Życie jest brutalne u większości z nas… ja też nie mam kolorowo. Trochę przeraża mnie wizja mieszkania w całkowicie pustym i wielkim domu.
- Zawsze możesz zamieszkać z Ibrahimem.
- Zwariowałaś? Nie chcę być nikomu podporządkowana i nie prędko się na to zanosi, że to się zmieni.
- Zobaczysz, że sama będziesz chciała z nim zamieszkać, żeby spędzać z nim jak najwięcej czasu.
- Znam go tydzień! Już mam mu wskakiwać do łóżka? Nie rób ze mnie jakiejś puszczalskiej. – powiedziałam oburzona.
- Nie miałam tego na myśli!
- No i dobrze, bo nie jestem typem dziewczyny, która ściąga majtki kiedy popadnie i z kim popadnie.
- I to się ceni. Nie gniewaj się, że tak Cię wypytuję, ale ciekawa jestem jak to rozegrasz… czy to będzie poważny związek czy coś przelotnego?
- Jestem za tym, żeby to było coś poważnego. Nigdy wcześniej nie czułam się tak przy facecie, tak jak czuję się przy Ibrahimie.
- To może być początek pięknego związku.
*
Po długiej gorącej kąpieli, która zrelaksowała mnie do granic możliwości musiałam zacząć się zbierać i szykować do wyjścia. Kompletnie nie wiedziałam co założyć, ale po kilku minutach grzebania w walizce znalazłam granatową sukienkę w białe groszki, która wydawała mi się idealna na randkę. Sukienek miałam mnóstwo, ponieważ za czasów studenckich byłam w nich beznadziejnie zakochana i kupowałam je na każdą możliwą okazję. Związałam włosy w niedbałego koka i zrobiłam bardzo delikatny makijaż. Zapięłam kolczyki i narzuciłam na ramiona szary sweterek w między czasie wsuwając na stopy beżowe balerinki. Wyszłam z domu wcześniej żegnając się w kuchni z Cristiną, która słuchała jak mała Maria czyta jej bajkę.
Ibrahima spotkałam ulicę dalej stojącego tyłem do mnie. Podbiegłam cicho i zasłoniłam mu oczy dłońmi przez co się przestraszył i wzdrygnął.
- Charlie, przecież wiem, że to Ty. – powiedział zsuwając moje dłonie i obrócił się do mnie przodem. – Wyglądasz przepięknie. – spojrzał na mnie i uniósł delikatnie kąciki ust do góry na co nie pozostałam obojętna. Wspięłam się na palcach i złożyłam pocałunek na jego policzku.
- Jak Ci minął dzień? – zmieniłam szybko temat odsuwając się krok od niego, ale nadaremnie, ponieważ Ibi złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Pochylił się nade mną i pocałował.
- Teraz już nic więcej mi nie potrzeba. – powoli ruszyliśmy w stronę przedmieścia gdzie znajdowało się jedno z kilku kin w mieście. Trzymając go za rękę widziałam wzrok dziewczyn, które z wielbieniem patrzyły na piłkarza wpatrzonego w moje oczy.
- Nie jest Ci przykro widząc te wszystkie dziewczyny? Gdybyś tylko skinął palcem to mógłbyś w nich przebierać. – spojrzałam na blondynkę, która mijając nas uśmiechnęła się szeroko do zdziwionego Ibrahima.
- Po co miałbym przebierać w dziewczynach skoro trzyma mnie za rękę najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem? – uśmiechnęłam się pod nosem i dalej szłam z podniesioną wysoko głową. Jego zapewnienie dodało mi skrzydeł i już nie przejmowałam się tym, że zostawi mnie dla ładniejszej dziewczyny o figurze modelki.
Weszliśmy do multipleksu, w którym krzątało się sporo ludzi. Podeszliśmy do wielkiej plazmy na której wyświetlany był repertuar.
- Na co masz ochotę? – zapytałam szukając wzrokiem czegoś ciekawego. Chłopak od razu objął mnie swoimi ramionami stojąc za mną i również szukał czegoś co mogłoby przykuć jego uwagę.
- Nie widzę nic co by mnie zainteresowało.
- „Zanim odejdą wody” wydaje się być śmieszne i zaczyna się za dziesięć minut. – spojrzałam na duży zegar, który wisiał w głównym holu.
- W takim razie może być. To może zaczekaj tutaj, a ja idę kupić bilety, co?
- Nie, nie, nie. – od razu zaprotestowałam. – Każdy kupuje sobie. Tak?
- Nie zgadzam się.
- Nie bądź dziecinny, no! Nie lubię jak ktoś za mnie płaci.
- Jesteśmy na randce i to ja zapłacę. – powiedział spokojnie.
- Co za dyskryminacja! Absolutnie nie będziesz płacić. – nasza rozmowa wydała się strasznie zabawna dla pary, który stałą obok nas szukając jakiegoś ciekawego filmu.
- Nie kłóć się ze mną, bo zaniosę Cię tam siłą i wiesz, że ze mną nie wygrasz.
- Jesteś podły. Uważasz, że siła mnie przekona? A moje zdanie się nie liczy?
- Nigdy nie widziałem tak upartej dziewczyny jak Ty. Jeszcze nigdy nie pytałem o to, ale skoro muszę… proszę pozwól kupić mi bilety.
- Nie pozwalam. – ruszyłam w kierunku kasy, ale wyprzedził mnie Ibrahim, który wślizgnął się przede mnie do kolejki.
- Dwa bilety na „Zanim odejdą wody”. – powiedział szybko nim zdążyłam do niego podbiec.
- Ejj… jesteś nie fair. – skrzyżowałam ręce, ale szybko udałam się do sklepiku z czymś do przegryzienia, żeby się na nim zemścić. Skoro nie mogłam kupić biletów to postanowiłam, że kupię popcorn i  coś do picia.
- Rany… uspokój się, no… – podszedł do mnie kiedy już płaciłam. – Jesteś niemożliwa.
- I za to mnie właśnie lubisz, prawda?
- Nie da się temu zaprzeczyć. – uśmiechnął się do mnie. Weszliśmy na salę kinową gdzie siedziało już dość sporo ludzi. Zajęliśmy miejsce w samym tyle gdzie wokół nas nie było nikogo.
- To jest randka, tak? – zanim zdążyłam cokolwiek dalej powiedzieć uniemożliwił mi to Ibrahim, który dotknął swoimi ustami moje i zaczął całować w sposób trudny do opisania. Wdrapałam się na jego kolana co było dla mnie wygodniejsze i objęłam go ramieniem. Drugą dłonią natomiast głaskałam go po policzku. Kiedy pocałunki stawały się coraz to szybsze i dłuższe usłyszeliśmy ciche chrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie i zobaczyliśmy siedzącego z mojej strony Gerarda, który zajadał się moim popcornem odłożonym na bok.
- Uspokoilibyście się. Zachowujecie się jakbyście byli niewyżyci, a to jest miejsce publiczne. – spojrzałam na niego rozbawiona i usiadłam na swoimi miejscu.
- Co Ty tu robisz?
- Przyszedłem na film, który jakbyście nie zauważyli zaczął się piętnaście minut temu.
- Sam? – zauważyłam od razu.
- Czy to coś złego? – kiwnęłam przecząco głową.
- Sorry, Gerard… - zaczął Ibrahim, który nie był zadowolony z tego, że widzi kolegę. – Jesteśmy na randce
- A tak, jasne… przepraszam… - podniósł ręce do góry i opuścił nas siadając kilka rzędów przed nami. Uśmiechnęłam się do Ibiego, który nie krył radości z tego, że pozbył się Gerarda. Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek, co powtarzał co kilka sekund.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka