W mieszkaniu Ibrahima spędziłam jeszcze dwie godziny na rozmowie z Samirem, który wypytywał o różne szczegóły z mojego zakręconego życia. Najbardziej zaciekawiony był moimi studiami w Paryżu, więc streściłam mu pokrótce każdy rok i opisałam nawet mój pokój w akademiku.
- Muszę lecieć. Zasiedziałam się… Co ja powiem Pepowi? Że zasnęłam na ławce w parku? Raczej mi nie uwierzy. – zaśmiałam się podnosząc z kanapy. Pożegnałam się z Samirem lekkim uściskiem i podążyłam ku drzwiom w obstawie drugiego Afellaya.
- Dziękuję, że przyszłaś. – powiedział Ibi tarasując mi przejście przez drzwi.
- Też się cieszę, że poznałam Twojego brata. Jest bardzo sympatyczny.
- Dzięki! – usłyszeliśmy z kuchni. Zaśmiałam się cicho.
- Nie podsłuchuj! – krzyknął Ibi wyprowadzając mnie przed wejście do mieszkania.
- Widzimy się jutro?
- Będę udawać, że Cię nie znam. – zażartował Ibi.
- Więc w takim razie… - piłkarz złapał mnie za rękę. - … do jutra. – szatyn drugą rękę złapał mnie w pasie i przybliżył się do mnie tak, że stykaliśmy się nosami.
- Do jutra. – powiedział i odwrócił się na pięcie.
- Ej! – krzyknęłam za nim. – To nie fair! – Ibi podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie w usta. Uśmiechnięta od ucha do ucha opuściłam starą kamienicę i ruszyłam w kierunku domu Pepa.
*
Następnego dnia nie mogłam już doczekać się meczu. Chodziłam jak na szpilkach, a na pytania Pepa co mi jest odpowiadałam, że przeczuwam wielką porażkę Barcelony FC. Choć to było mało prawdopodobne, bo grała z jakąś kiepską drużyną z Francji.
Ubrałam dżinsowe szorty i białą koszulkę w szare serduszka. Założyłam trampki i wsiadłam do samochodu Cristiny, z którą miałam pojechać na mecz. Rodzice pojechali wieczorem drugiego dnia Świąt do domu, więc było strasznie cicho. Dzieciakami zajęła się niańka, którą wynajął mój brat, więc spokojnie mogłyśmy wyrwać się z domu. Miałyśmy miejsca VIP, ale nie za bardzo mi to odpowiadało, bo musiałam siedzieć w loży z prezesami i innymi sztywniakami ubranymi w garnitury. Weszłam z Cristiną do szatni chłopaków przed meczem gdzie panował lekki zaduch.
- Ale tu śmierdzi. – skomentowała Cristina na co jej przytaknęłam od razu. Chłopcy motywowani byli przez Pepa, który tłukł im do głów, że są najlepsi na świecie itp.
- I cała moja przemowa w jednej sekundzie okazała się niepotrzebna. – stwierdził Pep widząc, że wchodzimy do środka. – Przez piętnaście minut tłumaczyłem chłopakom, że mają skupić się na piłce, a tu wchodzi moja wspaniała siostra w krótkich spodenkach i niczym się nie przejmuje.
- Ej tam. Przecież to niemożliwe, żeby przegrali. Okazalibyście się totalnymi idiotami przegrywając z jakąś podrzędną drużyną. – oparłam się o szaflę.
- Dzięki, Charlie… potrafisz zmotywować. – zaśmiał się Besquents.
- Pamiętam dzień, w którym Gerard obiecał mi swoją koszulkę. – zwróciłam się teatralnym tonem do wysokiego obrońcy, który siedział na ławce pomiędzy Messim, a Puyolem.
- Ah tak? Nie przypominam sobie tego. – westchnął Pique wzruszając ramionami.
- Tylko pamiętaj… najpierw ją wypierz. – na moje słowa koledzy Gerarda zaśmiali się głośno. Geri zdjął z siebie koszulkę i rzucił ją wprost na moją twarz. – Fuu… śmierdzi!
- Ubrałem ją dwie minuty temu! – bronił się.
- To o czymś musi świadczyć… - rzuciłam mu ją z powrotem i złapałam koszulkę, którą David Villa wyciągnął ze swojej szafki: czystą i pachnącą z numerkiem 7. – Dzięki, David. Na Ciebie zawsze można polegać! – wyszłyśmy z Cristiną, która wdała się w mini kłótnię ze swoim mężem o wybór miejsca przyszłorocznych wakacji. Założyłam swoją nową koszulkę i weszliśmy do loży sztywniaków. Byli trochę zbulwersowani widząc moje krótkie spodenki… jako, iż średnia wieku szanownych panów wynosiła jakieś 75 lat. Usiadłyśmy na swoich miejscach i z niecierpliwością czekałyśmy na początek meczu.
- Jak było wczoraj? Nic mi nie odpowiedziałaś jak wróciłaś.
- Bo Pep cały czas krzątał się po domu.
- Promieniejesz! – zauważyła od razu Cristina. – Ten Ibrahim musi coś mieć w sobie skoro coś do niego czujesz.
- Jeszcze nie wiem czy coś do niego czuję. Czas pokaże…
- Chciałam go poznać dziś w szatni, ale Pep mnie zagadał. Przedstawisz mi go?
- Jasne. Jak tylko będzie okazja.
- Cześć, Charlie! – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Samira, który zmierzał w naszym kierunku.
- Cześć, Samir. Siadaj, siadaj. – poklepałam miejsce obok siebie. – Cristina, to jest Samir. Brat Ibrahima. – szatynka uśmiechnęła się do nowo poznanego chłopaka i podała mu rękę.
- A to jest żona Pepa. – wytłumaczyłam Samirowi.
- Ale ona wie, że Ty i Ibi…?
- Wiem wszystko ze szczegółami. – wtrąciła Cris uśmiechając się szeroko.
- Zwiedziłeś już najciekawsze miejsca w Barcelonie? – zwróciłam się do szatyna.
- Większość tak. Mam kilka punktów, które chciałbym zobaczyć przed wyjazdem.
- Chętnie Cię oprowadzę. A kiedy wyjeżdżasz?
- W planach miałem wyjechać już jutro, ale Ibi zatrzymuje mnie na Sylwestra, więc nie wiem.
- Zostań, będzie fajnie! Koledzy Ibiego z drużyny organizują super imprezę na plaży.
- Ejj… ja też chcę iść! – jęknęła Cristina.
- Nic nie stoi na przeszkodzie… no może ktoś.
- No właśnie. Pep zabiera mnie na imprezę zorganizowaną przez prezesa Barcy, a ja najchętniej poszłabym z Wami!
- To wykręć się jakoś z tego.
- Nie da rady. Pójdę, żebyś miała swobodę z Ibrahimem. – puściła mi oczko na co szturchnęłam ją w ramię.
- Charlie, gdzie mieszkasz? Nie zdążyłem Cię zapytać o to, a może wpadłbym kiedyś niespodziewanie na kawę. – uśmiechnął się szatyn.
- Na razie mieszkam z bratem, ale kiedy przeprowadzę się na stare śmieci to zapraszam. Możesz przychodzić kiedy zechcesz.
- Dzięki. – uśmiechnął się.
- O, zaczyna się. – na murawę wybiegli piłkarze, którzy po przywitaniu z przeciwnikami zaczęli grać. Od samego początku przodowali nad Francuzami i już w dziesiątej minucie padła pierwsza bramka.
Podczas przerwy postanowiliśmy wyjść na chwilę by coś przegryźć. Zgłodniałam od patrzenia na boisko i myślałam tylko i wyłącznie o jedzeniu. W restauracji na Camp Nou kupiliśmy cheeseburgery, które zjedliśmy w drodze na trybuny.
- Obstawiam, że Barca wygra 4:0. – powiedziałam kiedy rozpoczęła się druga połowa. – Mogę nawet wam wskazać, który piłkarz strzeli bramkę.
- No to mów. Jestem ciekawy i załóżmy się o…
- Flaszkę? – wtrąciła Cristina na co oboje z Samirem zareagowaliśmy śmiechem.
- Może być o flaszkę. – zgodziłam się bez wahania.
- W takim razie… Pierwszą bramkę strzelił Villa w pierwszej połówce tak? Pod koniec padną dwie bramki Messiego i jedna Iniesty przez czysty przypadek. – podałam Samirowi rękę do zakładu, który przecięła Cristina.
- Skąd jesteś tego taka pewna?
- Mam dar do przewidywania… Cristina, nadawałabym się jako ochroniarz do Twojego butiku, bo wpuszczałabym tylko tych ludzi, którzy naprawdę by coś kupili.
- Wiesz, że rozmawiałam z Pepe o tym, żeby Cię zatrudnić? – spojrzałam na nią zdziwiona.
- Ja żartowałam z tym ochraniarzem! Nie musisz tego brać do siebie.
- Ale rozmawiałam z nim już jakiś czas temu, ponieważ przydałaby mi się jakaś zaufana osoba. Na początku odbierałabyś od dostarczycieli nowe ubrania, wieszała na wieszakach i dekorowała witrynę sklepu? Byłabyś tym zainteresowana?
- Pytanie! Jasne, że tak! Mam spędzać czas z Tobą i przebywać wśród modnych ubrań? O, tak! – przytuliłam ją mocno. – Dziękuję, że o mnie pomyślałaś. Kiedy mogę zacząć?
- Nie mam siostry, a Ty nią jakby dla mnie jesteś. Na początku nie byłam dla Ciebie miła, ale i tak mi wybaczałaś, więc muszę Ci się jakoś za to odwdzięczyć. Zwłaszcza za to, że poparłaś naszą decyzję o ślubie. A zacząć możesz nawet od jutra. Zbliża się koniec roku i musimy zrobić mały remanent, więc przyda mi się Twoja pomoc.
- No tak… nie było łatwo przegadać naszą matkę. Ona jest specyficzna…
- O, tak! – zgodziła się ze mną od razu.
- Mnie też możecie przytulić, czuję się pominięty. – zaoferował Samir. Zaśmiałam się i uścisnęłam go mocno.
- Ibrahim miał rację.
- Co do czego?
- Że jesteś strasznym babiarzem. – zaśmiałyśmy się razem z Cristiną, a po chwili dołączył do nas Samir.
Mecz zakończył się tak jak przewidziałam 4:0 dla Barcelony. Przewidziałam wszystko: kto strzeli bramki i ile. Mogłabym zacząć obstawiać mecze na nielegalnych stronach internetowych i zbiłabym na tym fortunę!
Ibrahima znalazłam w szatni kiedy już większość piłkarzy ulotniło się do domów. Pique paradował w samym ręczniku owiniętym wokół pasa, a Sergio Besquents czy Iniesta leżeli na ławkach nie mogąc nacieszyć się wygraną.
- Hej. – zajrzałam do środka.
- Uwaga! Alarm! Kobieta w szatni! – krzyknął Pique zakrywając się koszulką, którą miał w ręku Ibrahim. Przewróciłam oczami i weszłam do środka nie zwracając uwagi na dalsze krzyki Gerarda. Zdążyłam do nich przywyknąć i nauczyć się je olewać.
- Podobało się? – zapytał Iniesta nie podnosząc się z pozycji leżącej.
- Jasne, że tak. Gratuluję bramki.
- Dzięki. – położył na czole mokry ręcznik i zamknął oczy próbując się zrelaksować.
- Zmęczony? – podeszłam do Ibrahima, który uśmiechał się do mnie łobuzersko odkąd przekroczyłam próg szatni. Pocałował mnie w policzek i założył koszulkę.
- No, nie… Tego to się nie spodziewałem! – pomiędzy nas wskoczył Pique, który uśmiechał się znacząco.
- O co Ci chodzi? – zapytałam podminowana.
- Jak to o co? O was, moje misie pysie. – poczochrał mnie po włosach i wrócił do zakładania spodni przy swojej szafce. Poczekałam na Ibrahima, który wrzucił do sportowej torby potrzebne rzeczy i razem wyszliśmy przed Camp Nou gdzie czekał na nas Samir.
- Dłużej się nie dało? Czekam tu już jakieś pół godziny. – jęknął.
- Mogłeś iść do domu i nie czekać.
- Nie dałeś mi kluczy!
- Przestańcie, no! – stanęłam pomiędzy nimi kiedy chcieli zacząć się kłócić w całkiem obcym dla mnie języku. – Po co się przegadywać skoro można się przytulać? – zapytałam na co Samir wykorzystał moment i przytulił się do mojego ramienia. Zaśmiałam się i zrzuciłam jego głowę. – Macie ochotę na piwo? Bo ja straszną.
- Jasne. – Ibrahim złapał mnie za rękę co było bardzo przyjemne i w trójkę ruszyliśmy do mieszkania piłkarza. Kiedy starszy Afellay rzucił swoją torbę w kąt mogliśmy wyjść do sklepu, aby zaopatrzyć się w potrzebny trunek. W między czasie zadzwoniłam do Bojana, żeby dołączył do nas i przyprowadził swoją kuzynkę. Zgodził się od razu, ponieważ odwiedzili go rodzice i chciał szybko wyrwać się z domu.
Kupiłam cztero-pak jabłkowego piwa i zadzwoniłam do Gerarda, który na wieść o spotkaniu u Ibiego ochoczo zrezygnował z randki z nowo poznaną panienką.
*
- Mówię wam to było coś… - swoją długą opowieść o starych bajkach dokończył Pique, który podłapał szybko temat, który zaczął Bojan o „Wojowniczych żółwiach ninja”.
- Ja i tak wolałam smerfy. Do tej pory puszczają je w TV, a WŻN nie i to się liczy. – dodałam swoje trzy grosze. Siedziałam na kanapie obok Ibrahima, który trzymał mnie za rękę i co chwile szeptał do ucha różne obraźliwe epitety pod adresem Gerarda, który próbował mnie rozebrać.
- Głupoty gadasz! – Gerard usiadł obok mnie. – A co powiesz na temat dzisiejszych bajek, które lecą w TV?
- Strata czasu… - przewróciłam oczyma. - Niektóre z nich w ogóle nie powinno się puszczać małym dzieciom! Jest w nich tyle przemocy, a potem takie dziecko napatrzy się i skacze z balkonu, bo myśli, że umie latać.
- Racja, racja. – westchnął Geri.
- Pique nie mów, bo sam kiedyś chciałeś skoczyć z balkonu po obejrzeniu „Supermena”. – powiedział Bojan na co wszyscy zaśmiali się głośno.
- Ale to było po trzecim piwie. Miałem prawo. – piłkarz zaczął się bronić i kiedy zaczął sięgać po następną puszkę szybko mu ją odebrałam.
- Ja Cię ratować nie będę. – Pique zrobił bezradną minę i odebrał ode mnie moje jabłkowe piwo, które było słabsze od normalnego i po którym nie naszłaby go ochota na skakanie (zwłaszcza, że mieszkanie Ibrahima znajdowało się na czwartym piętrze).
- Kiedy następny mecz? – zapytała Lilly, która nie odzywała się na początku, ale po jakimś czasie ośmieliła się i zorientowała się, że jest o wiele mądrzejsza od piłkarzy, dlatego też nie wstydziła się mówić co ma na myśli.
- W piątek. – odpowiedział Pique.
- A macie jakieś postanowienia noworoczne? Bo ja na przykład rzucam definitywnie mój związek z czekoladą. – zaśmiałam się na słowa blondynki przyznając jej, że też to postanawiam.
- Ja wyprowadzam się od brata i już nie mogę się tego doczekać. Oczywiście jesteście wszyscy zaproszeni na parapetówę!... A poza tym będę rozwijać się w mojej nowej pracy… Lilly spodobałoby Ci się: będę pracować w butiku mojej szwagierki Cristiny. – powiedziałam rozmarzona.
- Ja bałabym się na Twoim miejscu, że popadnę w zakupoholizm.
- Też się tego obawiam, ale mam nadzieję, że po pierwszym dniu będę miała serdecznie dość roznoszenia ubrań po sklepie… no i będę bałaganić w domu.
- A wiecie co jest najlepsze? – zapytał tajemniczo Pique. – Że Charlie będzie mieszkać w tym samym domu, w którym mój idol Elvis spędzał wakacje!
- Żartujesz! – zerwał się Samir, który od jakiegoś czasu siedział cicho.
- Mówię poważnie! Codziennie koło niego przechodzę i nie mogę przepchać się przez turystów, którzy robią sobie zdjęcia na tle domu Charlie. – wytłumaczył Gerard, który z wielką pasją zaczął opowiadać o swojej miłości do rock and rolla. Kto by pomyślał swoją drogą, że ten prawie dwu metrowy piłkarz uwielbia tańczyć i śpiewać piosenki Elvisa? Mi z całą pewnością nie przyszłoby to nawet do głowy. A kiedy tylko wyobraziłam sobie jak wyglądałby w stroju scenicznym swojego króla zaśmiałam się pod nosem. Ibi spojrzał na mnie zaciekawiony co mnie rozśmieszyło, ale uśmiechnęłam się tylko do niego i wtuliłam się w jego ramię, które było cholernie wygodne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz