7.23.2012

5. „Czuję jakbym znał Cię przez całe życie.”

Doszliśmy do przystani gdzie przycumowane były luksusowe jachty. Postanowiliśmy wejść na jeden z nich, ponieważ stał pusty. No oczywiście pomysł był mój, a biedny Ibi musiał za mną biec. Może to brzmieć głupio, ale to była dla nas świetna zabawa – no przynajmniej dla mnie. Wskoczyłam na jacht tuż po Ibrahimie, który pomógł mi wejść. Obejrzeliśmy jacht, który broń Boże nie chcieliśmy zniszczyć.
- Mogłabym tu zamieszkać i pływać gdzie tylko zamarzę. – oparłam się o barierkę obok Ibiego, który uśmiechał się szeroko.
- Ja też! Co może być lepszego od takiej przygody? Pływasz po morzu śródziemnym, nurkujesz i zwiedzasz wysepki. To byłoby niesamowite przeżycie.
- W takim razie kiedy kupisz pierwszy jacht chcę być pierwszym gościem. – powiedziałam ochoczo.
- Ależ oczywiście.
- Wiesz, że moja bratanica jest w Tobie śmiertelnie zakochana? Mam się Ciebie spytać czy zostaniesz jej mężem. – Ibi zaśmiał się głośno.
- Serio?
- Mówię poważnie, ale nie powinno Cię do dziwić, bo mała ma siedem lat i jest zakochana w swoim plastikowym Kenie.
- W takim razie powiedz jej, że z chęcią zostanę jej mężem. Będziemy jeździć na różowych kucykach i oglądać kreskówki.
- Przekażę. Mówiłeś, że Twój brat ma jutro przyjechać. Na długo?
- Samir będzie chyba do sylwestra. No chyba, że spodoba mu się tu na tyle, że zechce zostać. Nie będę się wtedy sprzeciwiał.
- Ile ma lat?
- Jest rok młodszy ode mnie.
- O, czyli jest w moim wieku.
- Uważaj, bo to straszny babiarz. – zaśmiał się.
- Tym lepiej. – zawtórowałam mu.
- Cieszę się, że Cię poznałem. Mimo, że znam Cię od zaledwie dwóch dni to jesteś mi bardzo bliska.
- Ja tak samo. Lubię z Tobą rozmawiać, bo nie wygłupiasz się na każdym kroku jak Geri albo Bojan.
- Dziś był bardzo spokojny kiedy go widzieliśmy na plaży z kuzynką.
- Wierzysz, że to kuzynka? Bo ja nie za bardzo. Miał do niej maślane oczka i w ogóle…
- Wierzę, bo i ja mam ładne kuzynki. – zaśmiał się.
- Nie wierzę, że plątamy się już trzy godziny. Ale ten czas leci! – spojrzałam na zegarek. – Pewnie Pep dostał już dawno zawał, bo nie powiedziałam nikomu gdzie idę.
- Jest aż tak bardzo opiekuńczy?
- Mało powiedziane. Traktuje mnie jak małą siostrzyczkę, która dopiero co nauczyła się siadać na nocnik.
- Nie wygląda na takiego! Jest taki powściągliwy co do okazywania emocji.
- Jeszcze go poznasz. Uwielbia przytulać się z Puyolem i Messim w szatni po meczu.
- Serio? – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Żartowałam! – Ibi zrobił oburzoną minę i po chwili zaczął mnie łaskotać co spowodowało, że śmiałam się jak głupia. Kiedy przestał postanowiłam mu oddać i zaczęliśmy się gonić po całym pokładzie, który niebezpiecznie falował. Ibi złapał mnie za nadgarstki i przystawił do barierki grożąc, że mnie wyrzuci za burtę. – Nie zrobiłbyś tego. Za bardzo mnie lubisz.
- Nie pochlebiaj sobie, panienko.
- Puść mnie, no. – nie lubiłam być komuś podporządkowana. To ja zawsze grałam pierwsze skrzypce! Ale nie powiem, było miło kiedy stał blisko mnie i patrzył prosto w moje oczy. – Bardzo ładnie proszę.
- Jak bardzo? – przybliżyłam się delikatnie do jego twarzy i uśmiechnęłam się szeroko.
- Bardzo, bardzo. – Ibi puścił moje nadgarstki, żeby złapać mnie za oba policzki. Schylił się i złożył na moich ustach krótki pocałunek, którego nie planowałam w żadnym wypadku. Jeszcze nigdy nie całowałam się na pierwszej randce, o ile to spotkanie można w ogóle nazwać randką. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Ibrahima, który puścił moje policzki i zrobił kilka kroków w tył.
- Kto was tu wpuścił?! – usłyszeliśmy z lądu głos strażnika. Wystraszyłam się nie na żarty, ale pociągnęłam Ibrahima za rękę do wyjścia. Zeskoczyłam szybko z jego pomocą i pobiegliśmy jak najdalej od przystani. Oparłam się o betonowy mur i złapałam powietrze oddychając milion razy szybciej niż zwykle.
- To było niesamowite… - wydusiłam z siebie. Nie wiedziałam do końca czy dotyczyło to naszej karkołomnej ucieczki czy też pocałunku. Ibi przyznał mi rację i usiadł na murku obok mnie. – Chyba powinnam już wracać.
- Już? Jest dopiero piąta. – zajęczał jak małe dziecko, które nie chce wracać do domu. – Jeśli chodzi o ten pocałunek…
- Nie szkodzi. Nie musimy o tym rozmawiać. – machnęłam ręką przerywając mu, ponieważ bałam się stwierdzenia, że to był błąd.
- To z całą pewnością było niesamowite. – spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami, które chciałam w tym momencie wrzucić do słoika i postawić na szafce nocnej obok łóżka.
- Ale nie wydaje Ci się, że za szybko? Znamy się dopiero trzy dni.
- A czuję jakbym znał Cię całe życie. – musiałam przerwać ten moment wyznań, ponieważ rozdzwonił się mój telefon, który schowany był w kieszonce w sukience.
- Halo?
- Gdzie jesteś? – zapytał tata, który o dziwo miał bardzo spokojny głos.
- Na spacerze. Stało się coś?
- Przyjechali rodzice Cristiny i miło by było gdybyś się z nimi przywitała. Przyjechali wcześniej niż się tego spodziewaliśmy, ale przecież ich nie wygonimy z domu.
- Jasne. Niedługo wracam.
- No to w takim razie do zobaczenia. – cieszyłam się, że jestem samodzielna i nie muszę już spowiadać się rodzicom z tego gdzie i z kim wychodzę. To było dla mnie najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała.
- Mój tata. – wskazałam na telefon, który chowałam do kieszeni. – Muszę lecieć. Rodzina Cristiny przyjechała.
- Kiedy się zobaczymy? – Ibrahim zeskoczył z murka i stanął obok mnie.
- Na meczu? Za dwa dni?
- Może jutro? Poznasz mojego brata? To jak będzie? – dotknął moją dłoń i po chwili ujął ją delikatnie.
- Jutro mi pasuje. Po południu?
- O  drugiej? – to wymienianie się pytaniami było trochę denerwujące, ale czując, że Ibrahim trzyma mnie za rękę nie mogłam się skupić na niczym innym jak na tym, że trzyma mnie za rękę!
- Przed Camp Nou?
- Może u mnie?
- Ok.?
- Odprowadzić Cię do domu?
- Gdybym mieszkała sama to nie byłyby problem, ale pomieszkuję u Pepa, który nie byłby zadowolony gdyby zobaczył Cię w drzwiach.
- W takim razie musimy pożegnać się tutaj. – zbliżył się do mnie i pocałował mnie w policzek. Czułam jakby czas się zatrzymał i to trwało co najmniej kilka lat.
- Do zobaczenia jutro. – chciałam iść, ale piłkarz wciąż trzymał mnie za rękę. – No dobra już dobra. – uśmiechnęłam się. Ibrahim jeszcze przez kilka minut nie chciał mnie puścić, ale wreszcie udało mi się wyrwać dłoń z jego mocnego uścisku. Pomachałam mu na pożegnanie i rozeszliśmy się w dwóch różnych kierunkach. Nie miałam ochoty na granie z chłopakami w gry na konsoli wieczorem, więc sprytnie się z tego wykręciłam obowiązkami rodzinnymi.
*
Obudziłam się w drugi dzień Świąt na łóżku Marii, która wczorajszego wieczoru nie mogła zasnąć i poprosiła mnie o to czy z nią zostanę. Jak mogłam się nie zgodzić? Zwlokłam się w pół przytomna i podążyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, który od razu postawił mnie na nogi. W sypialni Cristiny i Pepa nie było nikogo, więc obstawiałam, że poszli do kościoła. Wyjęłam z walizki przedarte dżinsy i czarną bluzkę na ramiączkach, które założyłam w łazience. Uczesałam się i zrobiłam makijaż, który poprawił mi humor. Byłam trochę podminowana tym co zdarzyło się wczoraj na jachcie. Nie powiem, że tego nie chciałam, ale wszystko działo się za szybko. Najpierw powinniśmy się lepiej poznać, a może i nie… tak jest lepiej? Gdyby znał moje wady to nie chciałby się ze mną spotykać. Z podniesionym wysoko czołem weszłam do kuchni gdzie siedziała mama. Zjadłam z nią śniadanie i pomogłam zająć się małą Valentiną.
*
Przed południem Ibrahim odebrał swojego brata Samira z lotniska, który wyglądał na zmęczonego kilkugodzinnym lotem. Rozmawiając o pierdołach wsiedli do taksówki i pojechali do mieszkania piłkarza, które umiejscowione było niedaleko Camp Nou.
- Kiedy zobaczysz stadion to padniesz na zawał. Jest wspaniały! – zachwycał się Ibi otwierając drzwi jego mieszkania. – A tu mieszkam.
- Szczerze powiedziawszy jestem pod wrażeniem. Myślałem, że gnieciesz się w jakiejś klitce z kilkoma współlokatorami, a tu proszę… Wow. – rozejrzał się po salonie.
- Współlokatorów zamknąłem w szafie, żebyś miał miejsce się gdzieś rozłożyć. Jesteś głodny? Mogę coś zamówić do jedzenia.
- To zamów coś, a ja idę wziąć prysznic. Łazienka jest…? – Ibrahim wskazał na drzwi, do których jego brat po chwili wszedł. Piłkarz wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał numer chińskiej restauracji. Miał małe problemy z dogadaniem się, ponieważ jego hiszpański czasami dawał się we znaki, ale zamówił coś do jedzenia.
Samir wyszedł z łazienki odświeżony i zaczął zwiedzać mieszkanie brata. W między czasie dostarczono obiad, więc bracia zasiedli wspólnie przed wielką plazmą oglądając mecz i jedząc chińszczyznę.
- Poznałem dziewczynę. – zaczął Ibrahim. Zawsze rozmawiał z bratem otwarcie, bo byli ze sobą bardzo zżyci.
- O wow… lowelasie. – zaśmiał się głośno Samir. – Dwa dni w Barcelonie i już coś poderwałeś? Nie znałem Cię z takiej strony!
- Cztery dni. – poprawił go. – Ona jest…
- Niech zgadnę: inna?
- Charlie jest…
- „Charlie”? To męskie imię! Czy Ty…? – Ibrahim momentalnie uderzył go poduszką. – Dobra nie było pytania.
- Charlie to skrót od Charlotty. – wytłumaczył od razu. – Chyba jestem w niej zakochany. – delikatnie uniósł kąciki ust do góry.
- Jeszcze nigdy nie widziałem Cię takiego… chyba mówisz prawdę. Skoro jesteś zakochany to chyba musi być to niezwykła dziewczyna. Mówiłeś jej o tym?
- Nie. To za wcześnie. Poznasz ją dziś po południu. – mimowolnie się uśmiechnął.
- Ibrahim miękniesz jak o niej mówisz. Coś jest nie tak. Jesteś facetem to cholery… więcej testosteronu albo nie wiem… Piwa? – zaśmiał się wyjmując z walizki wymieniony trunek. – Gratuluję Ci. Jestem z Ciebie dumny. – powiedział klepiąc Ibiego po plecach. – Jesteś w Barcelonie i poznałeś dobrą dziewczynę, która już sprawia, że zmieniasz się w kogoś lepszego. Przynajmniej takie jest moje wrażenie, może się mylę.
-Zdecydowanie nie mylisz się. Ona sprawia, że chcę być lepszym człowiekiem.
- Stary… Ty chyba faktycznie jesteś zakochany!
*
Nie wiedziałam co mam założyć na spotkanie z bratem Ibrahima. Z tego co zdążył mi o nim powiedzieć to niezły babiarz i flirciarz, więc odpadała spódniczka czy sukienka. Nie chciałam też wyjść na chłopczycę. Jedynym moim ratunkiem była Cristina.
- Coś ostatnimi czasy rzadko bywasz w domu. Jesteś promienna i uśmiechasz się sama do siebie. – zauważyła spostrzegawczo kiedy weszłam do jej sypialni na piętrze. – Kto to? – uśmiechnęła się.
- Tylko nie mów Pepowi. – rozejrzałam się po korytarzu i kiedy zorientowałam się, że Pep jest w kuchni na dole z dzieciakami zamknęłam drzwi. - To Ibrahim, piłkarz Barcy. Jeżeli mój brat się o tym dowie to wykopie go z drużyny… wiesz jaki on potrafi być.
- Więc mu o tym nie mówmy. Tak będzie lepiej. – puściła mi oczko.
- Nie mam zielonego pojęcia co mam ubrać. Mam poznać jego brata… - pokazałam jej dwie stylizacje, które rozłożyłam na jej łóżku.
- Nie lepiej zrobić tak? – miała swój butik z ciuchami, więc doskonale znała się na modzie. Zmieszała dwa zestawy tak, że wyszło powalająco: beżowe bermudy, brzoskwiniowa bluzka z zawiązywaną kokardą na dość sporym wycięciu na plecach i do tego brązowe delikatne sandałki.
- Jesteś boska! – pisnęłam kiedy zobaczyłam jej stylizację.
- Pożyczę Ci kolczyki, które idealnie do tego będą pasować. – wyjęła ze szkarłatnej skrzynki bursztynowe wkrętki, które dopełniały cały stój. Przebrałam się szybko i pokazałam zadowolonej Cristinie. – Ibrahim padnie z wrażenia.
- Może lepiej nie. – puściłam jej oczko. – Dziękuję Ci jeszcze raz. Uwielbiam Cię. – przytuliłam ją mocno. Pepowi, który po chwili przeniósł się do salonu i siedział z rodzicami powiedziałam, że wychodzę się spotkać z Pique, który działał na niego kojąco. Był moją tajną bronią jeśli chodzi o ukrywanie się. Był moją idealną przykrywką, ponieważ wszyscy go uwielbiali.
Wyszłam z domu niezauważona i ruszyłam w kierunku mieszkania Ibrahima. Po drodze minęłam mój rodzinny dom, przed którym tłumiło się kilku fanatyków Presleya ubranych w jego stroje sceniczne. Ominęłam ich i pospiesznie doszłam do starej kamienicy. Drzwi otworzył mi jak zwykle uśmiechnięty Ibrahim.
- Cześć. Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam jakoś wymknąć się Pepowi. – spojrzałam na zegarek, który wskazywał ponad półgodzinne spóźnienie.
- Nie szkodzi. – pocałował mnie w policzek i pociągnął za rękę do środka. – Samir poznaj Charlottę. – brat piłkarza był bardzo do niego podobny. Uśmiechał się w podobny do niego sposób i układał włosy w niesfornego irokeza.
- Miło mi Cię poznać, Charlotto. – podał mi rękę, którą chętnie uścisnęłam.
- Wzajemnie. Ibrahim mi dużo o Tobie opowiadał. – byłam pod wrażeniem znajomości hiszpańskiego przez Samira. Posługiwał się na tyle biegle, że mieszał niektóre słowa ze slangu, który obecny jest w mowie potocznej Hiszpanów. – Jak to się stało, że znasz tak rewelacyjnie hiszpański?
- Mieszkałem tutaj kiedyś. Chodziłem do sportowej szkoły w Madrycie i tak jakoś mi zostało, że z sentymentem tutaj wracam. Ucieszyłem się, że Ibi będzie grał w Barcelonie, bo mogę go od czasu do czasu odwiedzić, a to blisko Madrytu.
- U was wszyscy w rodzinie są związani ze sportem? – Ibrahim zaprosił mnie na kanapę, na której usiadłam obok niego. Samir usiadł w fotelu naprzeciwko nas i przyglądał mi się uważnie.
- Większość tak. Nasz wujek był zawodowym tenisistą, a kuzyn jeździ w F1.
- Serio? – Ibrahim kiwnął głową. – Tylko u mnie wszyscy wolą siedzieć przed TV? No oprócz Pepa, ale to już inna historia.
- Masz w rodzinie Pepa Guardiolę? – zapytał podekscytowany Samir. Ibi wykonał gest, żeby się przymknął, ale ten dalej mówił. – Chciałbym go poznać! To mój idol!
- To mój brat. – wytłumaczyłam się.
- Ale on ma chyba ze czterdzieści lat. – zauważył spostrzegawczo.
- Racja. Urodziłam się bardzo późno, bo 16 lat po moim bracie.
- Napijesz się czegoś? – zaoferował Ibi, żeby przerwać nam rozmowę o Pepie.
- Wody. – uśmiechnęłam się do niego, by powrócić do rozmowy z jego bratem.
- Niewiarygodne. Przedstawisz mnie mu?
- Jak tylko znajdzie czas to pewnie. Jutro jest mecz, więc będzie się cały dzień stresował i radziłabym do niego wtedy nie podchodzić, bo kiedyś wyrzucił mnie za drzwi jak zapytałam jak się czuje. – Ibrahim przyniósł mi wody i usiadł obok mnie zezując na swojego brata, żeby dał mi już spokój. Porozumiewali się bez słowa co naprawdę mnie denerwowało, bo nie wiedziałam o co im chodzi. – Dobra, co jest grane? – chłopcy spojrzeli na siebie, a potem na mnie.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. – stwierdził Ibrahim.
- Jasne. – zakpiłam. – Czuję się trochę głupio…
- Niepotrzebnie. Już nie będziemy wymieniać się takimi spojrzeniami. Przepraszam.
- Nie ma za co przepraszać. Chodzi o Pepa? To dlatego macie takie miny?
- Przecież wiedziałem o tym, że Pep to Twój brat. – zareagował od razu Ibrahim.
- On jest specyficzny. Pewnie boisz się,  że wylecisz z drużyny jeżeli będziesz się ze mną spotykać.
- W zasadzie to ja tak pomyślałem. – wtrącił Samir. – Jesteś super i w ogóle, ale znacie się od kilku dni… To trochę wszystko dzieje się za szybko?
- Nie wtrącaj się! – Ibrahim uciszył brata i spojrzał na niego gniewnie.
- Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie. Ja też boję się o Twoją przyszłość w Barcelonie, bo znam doskonale mojego brata. Najlepiej będzie gdy zdystansujemy się do siebie.
- A co jeśli tego nie chcę?
- Nie masz wyjścia. Muszę jakoś podejść mojego brata, a na razie nie pokazujmy się publicznie. – wiedziałam dobrze, że to nie jest to czego oboje pragniemy, ale to jest naprawdę konieczne. - Rok temu przyjechałam na krótkie wakacje do mojego brata i poznałam Petera, który grał na pozycji napastnika. Był młodym zawodnikiem i szybko uczył się od swoich kolegów z drużyny nowych trików. Kiedy na jaw wyszło, że potajemnie chodziłam z nim na randki Pep wściekł się i doprowadził do tego, że zdegradowali go do którejś tam ligi. Nie chce mnie znać i nie dziwię mu się. Tak, więc Ibrahim… - zwróciłam się do piłkarza. – Przystopujmy.
- Ale będziemy mogli się widywać?
- Aż tak nie boję się brata, żeby nie spotykać się z Tobą potajemnie… - uśmiechnęłam się do niego.
- Aż miło na was patrzeć. – podsumował Samir, który od jakiegoś czasu siedział cicho. Uśmiechnęłam się do niego i złapałam Ibiego za rękę. Pomysł na potajemne spotkania wydawał mi się dobry, ale nie na tyle dobry, żeby skakać z radości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka