7.30.2012

28. Weselnie


Po powrocie do domu zastałam całkowitą ciszę, która wypełniała każdy kąt. Mama Ibi’ego zamknęła się w pokoju, pewnie znów odprawiała jakieś modły, a on sam leżał na naszym łóżku i grał na konsoli. Rzuciłam buty w kąt i położyłam się obok niego. Wtuliłam się w jego ramię próbując jakoś go odciągnąć o gry.
- Nie zgadniesz co się stało! – chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony i włączył pauzę w grze, aby nie umknęło mu żadne słowo. – Pep załatwił mi pracę. To znaczy polecił mnie Sandro i prawdopodobnie zacznę pracować z chłopakami z Barcelony B!
- Co? Jak to możliwe? – podniósł się na łokciach.
- Ich fotograf zrezygnował i szukają nowego. Pep jak tylko o tym usłyszał, pomyślał o mnie. Mam zadzwonić do Sandro z samego rana i zobaczymy.
- Bardzo się cieszę. – objął mnie ramionami i ucałował w skroń. – Będziemy niedaleko siebie.
- Fotograf się za dużo nie namęczy. Gorzej z jakimiś oficjalnymi zebraniami itp.
- No i będziesz musiała jeździć z nimi na mecze. Dasz radę?
- To chyba nie jest nic trudnego. – uwolniłam się z jego uścisku. – Dadzą mi na pewno kogoś do pomocy, bo przecież nie zdecydują się rzucić mnie na głęboką wodę.
- Jesteś zdolna. – pocałował mnie w nos i wrócił do gry. – Będę musiał mieć na Ciebie oko.  Wiem jakie ziółka są w Barcelonie B. Non stop będą Cię podrywać.
- Żartujesz. – machnęłam ręką. – Przecież to dzieciaczki. Ledwo co odrosły od ziemi, a ja mam już te swoje… naście lat.
- „Naście”? – powtórzył za mną. – Kochanie nie komplementuj się. Z tego co mi wiadomo to niedługo kończysz 24 lata.
- Szzzzzzz! – rozejrzałam się dookoła sprawdzając czy jego mama nie podsłuchuje. – Ani mi się waż wypominać mi mojego wieku!
- Nie wypominam Ci! Jesteś ode mnie rok młodsza, więc nie wiem dlaczego się tak bulwersujesz.
- Z kobietami i o kobietach nie rozmawia się w kontekście wieku! Naucz się wreszcie tego! Swojej mamie wypominasz ile ma lat?
- Nie. Bo by się obraziła. – wyszczerzył zęby. Uderzyłam go za to poduszką i położyłam z powrotem krzyżując ręce na piersiach, dający tym znak, że jestem oburzona.

Ranek przywitał mnie małym załamaniem pogody. Ciężkie chmury kłębiły się nad Barceloną i czekałam na to, aż spadnie gromki deszcz. Ibrahim podrzucił mnie po drodze na spotkanie z Sandro i pobiegł na trening na stadionie. Byłam piekielnie zdenerwowana, jeżeli nie powiedzieć, że przerażona! Znałam Sandro nie od dziś, ale rozmowa o pracę to zupełnie coś innego niż zwykła pogawędka. Byłam w dość komfortowej sytuacji, bo mój nowy szef przyjaźnił się z moim bratem i ten mały szczegół mógł zaważyć na moją korzyść. Ponadto miałam mieć rozmowę kwalifikacyjną właśnie z nim, a to nieczęsto się zdarza. Zazwyczaj na takie rozmowy posyła swoich zastępców.
- Witaj, Charlotto. – powitał mnie mocnym uściskiem dłoni i wskazał na krzesło przy jego wielgachnym biurku. Zajęłam je w zupełnej ciszy i nerwowo ściskałam teczki, w których znajdowało się moje CV oraz zdjęcia do pokazania.
- Dziękuję, że zgodził się pan na tę rozmowę.
- Nie bądź taka sztywna, Charlie. To tylko rozmowa kwalifikacyjna, ale dobrze wiesz, że przyjąłbym Cię nawet bez niej. Takie są tylko zasady. – uśmiechnął się. – Widziałem Twoje zdjęcia, bo Pep wielokrotnie mi je pokazywał. Już od pewnego czasu zastanawialiśmy się czy nie zechciałabyś wstąpić w nasze szeregi, ale nie mieliśmy wolnej posady. Teraz takowa się znalazła, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś dołączyła do naszego teamu.
- Bardzo bym chciała. Jestem silnie związana z Barceloną, więc to byłby dla mnie zaszczyt. – wyjęłam zdjęcia, które zrobiłam podczas któregoś z treningów i podsunęłam je na biurko tuż pod ręce Sandro.
- Potrafisz uchwycić każdy najdrobniejszy szczegół podczas gry, a to jest ważne. Mimikę piłkarzy, ich skupiony wzrok i napięte mięśnie. Myślę, że dasz sobie świetnie radę z chłopakami. Może od razu skoczymy na ich trening i porobisz kilka zdjęć? Zobaczymy na czym stoimy, a Ty wypróbujesz czy to Ci się spodoba.
Oczywiście, że się zgodziłam. Musiałam zrobić na nim jak najlepsze wrażenie, bo w końcu miał zostać moim nowym pracodawcą. Znajdował się na samym szczycie tzw. łańcucha pokarmowego, więc dobre relacje z nim były jak najbardziej wskazane.
Piłkarze Barcelony B nie byli takimi maluchami jak myślałam na początku. Byli całkiem dorośli i różnica między nami wynosiła może 3-4 lata. Zaczynało kropić, ale nawet to nie przerwało ich morderczego treningu.
Wyjęłam aparat z torebki, którą rzuciłam na ławkę rezerwowych i weszłam na murawę, by podejść nich jak najbliżej.
- Hej, Lala, z drogi! – usłyszałam za sobą, więc momentalnie oskoczyłam. Wejście tak blisko nie było chyba najlepszym rozwiązaniem, bo o mały włos nie zderzyłam się z chłopakiem biegnącym 200/h. Zajęłam bezpieczną odległość i zaczęłam robić zdjęcia. Niektóre wyszły komiczne, bo chłopcy nie szczędzili sobie czułości. Jeden skakał po drugim, ktoś próbował ściągnąć drugiemu spodenki, jeździli na barana i ogólnie mieli spory ubaw.
- Zmiana stron. – zarządził trener Sacristán, który od kilku minut zaciekle rozmawiał z Sandro. Chłopcy wymienili się stronami tak jak nakazał i rozegrali mini mecz. Kiedy zrobiłam wystarczającą ilość zdjęć zeszłam z murawy i stanęłam obok zadumanego prezesa klubu. Mini Estadi nie powalał może wielkością, ale zdecydowanie panowała tutaj przyjemna aura. Nie chciało się opuszczać tego miejsca, mimo iż deszcz zaczął sączyć niemiłosiernie. Chłopcy przenieśli się do zabudowanej hali sportowej Palau Blaurana, a ja z Sandro wróciliśmy do jego biura.
- I jak? Podobało się? – zapytał przeglądając zdjęcia, które udało mi się zrobić na swoim laptopie.
- Bardzo. Chłopcy są mili, grają dobrze i myślę, że będzie się nam dobrze współpracować.
- Uważaj, bo to tylko pierwsze wrażenie. – wychylił się znad komputera, by puścić mi oczko. – Myślę, że możesz zacząć od jutra. Moi pracownicy przygotują umowę i już jutro ją podpiszemy. – podniósł się by podać mi rękę. – Cieszę się, że do nas dołączysz.
- Ja również.
Tego dnia nawet pogoda nie umiała popsuć mi humoru. Niestety pewna dama, która przebywała w moim domu miała co do tego inne sposoby i już w progu przywitała mnie jej kwaśna mina.
- Zapomniałam kluczy. – próbowałam się wytłumaczyć, że zadzwoniłam do drzwi, ale po chwili przypomniałam sobie, że ona i tak mnie nie rozumie, więc sobie odpuściłam. Odłożyłam parasol na półkę i zdjęłam płaszcz. Nie mogłam się doczekać kiedy wróci Ibrahim. On działał łagodząco na swoją mamę, a poza tym nie musiałam wtedy zaprzątać sobie nią głowy.
Wrócił wczesnym popołudniem, ale tylko na niecałą godzinę, by z powrotem pojechać na trening. W głębi serca cieszyłam się, że niedługo kończy się sezon, bo wreszcie pobędziemy trochę razem. Z drugiej strony zaczynałam pracę i wiedziałam, że w okresie wakacyjnym będę mieć przerwę razem z piłkarzami. Tak źle i tak niedobrze.

Pierwsze dni pracy spędziłam na treningach z chłopakami, których dopiero zaczynałam poznawać, a już polubiłam z całego serca. Po feralnej burzy, która przeszła przez Hiszpanię, nastały upały. Praca była wtedy męcząca nie tylko dla  mnie, ale i dla piłkarzy. Szukaliśmy cienia, a gdy nie dało się wytrzymać na zewnątrz, musieliśmy kryć się w halach sportowych. Wtedy zazwyczaj dołączał do nas pierwszy zespół Barcelony i wszyscy ćwiczyli wspólnie. Miałam pole do popisu przed przyjaciółmi i Ibrahimem, którzy bacznie przyglądali się mojej pracy z młodszymi od siebie. Nie miałam jednak z tym żadnego problemu, bo zachowywałam się jak na profesjonalistkę przystało. Nie odwzajemniałam maślanych spojrzeń Afellay’a, ani buziaków, które do mnie posyłał w między czasie. Nie pouchwalałam się z Gerardem, który kilka razy próbował dać mi klapsa w pupę, ale zrezygnował po piorunującym spojrzeniu mojego chłopaka. Z drugiej strony przyglądał mi się Pep. Ciekaw był jak sobie poradzę w nowej pracy i czy odnajdę wspólny język z chłopakami. Odnalazłam. A jak!

Ślub Sylvie (byłej adoratorki Ibrahima) miał odbyć się w najbliższą sobotę. Potwierdziliśmy nasze przybycie, ale nie wiem kto się bardziej cieszył na wesele: ja czy Ibi. Wiedziałam doskonale, że jeżeli powie sakramentalne „tak” to będziemy mieć klarowną sytuację: jest zamężna, więc fora ze dwora! Ibrahim natomiast ciągle powtarzał, że nie powinna wychodzić za szejka, bo ma on już pięć żon i wcale ich nie kocha. Cóż… to nie był mój problem.
Dodatkową kwestią był dobór ubrania na ślub. Ja nie miałam z tym problemu: weszłam do pierwszego lepszego butiku, kupiłam najładniejszą sukienkę (by przyćmić pannę młodą) i gotowe. Ibrahim miał z tym większy problem, bo w końcu „każdy garnitur jest inny”. Po przymierzeniu miliona dwustu w końcu doszedł do wniosku, że sklepy w Barcelonie są „de mode” i musi jechać do Madrytu, by kupić coś naprawdę „cool”. Nie miałam zdania na ten temat. Po prostu za dużo czasu przebywał z Dani Alvesem, który zaraził go swoim umiłowaniem do markowych ciuchów. Mogłabym nawet przysiąc, że zmienia się po jego wpływem. Już nie rozróżniał spodni jako powiedzmy: dżinsy czy szorty. Teraz zaczął operować: te od D&G albo te od Versace. Przymykałam na to oko. W końcu ma pieniądze, to niech wydaje na co chce.
Mama Ibrahima wystroiła się w długą beżową suknię z tiulami i oczywiście chustą na głowie. Wyglądała naprawdę ładnie co nawet je powiedziałam. Ona odpowiedziała półuśmiechem. Odpowiedziała! Zareagowała! Byłam w całkowitym szoku.
Stojąc przed samochodem Ibiego zdałam sobie sprawę, że nie będę mogła usiąść obok niego z przodu, bo „pani mama” zajęła to miejsce i nie zamierzała mi go ustąpić. Usiadłam spokojnie z tyłu i wymieniałam spojrzenia z chłopakiem w lusterku. Zaczęła mieć całkowitą kontrolę nad naszym życiem, a to nie było to o czym marzyłam. Chciałam ją jakoś odsunąć na drugi plan, ale jej ukochany synuś za każdym razem stawał w jej obronie.
Miarka się przebrała kiedy usiadła pomiędzy nami w ogrodzie jednej z willi na przedmieściach Barcelony gdzie miał odbyć się ślub. Nie reagowała na prośby Ibrahima, który chciał się z nią wymienić miejscem: siedziała jakby ją przyklejono. Wiedziałam dokładnie, że to zabieg zamierzony i najnormalniej na świecie chce nas rozdzielić. Muszę przyznać, że zaczynało się jej to udawać.
Ślub miał być bezwyznaniowy, bo para młoda miała gości z różnych stron świata, a żadnego nie chciała urazić. Miał wyglądać jak w amerykańskich serialach: ja biorę Ciebie, Ty bierzesz mnie, całujemy się i koniec. Mi to osobiście bardzo odpowiadało, bo po kilku minutach miało być po sprawie.
Szalę goryczy przelewał również fakt, że nie znałam nikogo oprócz Ibrahima. On natomiast znał prawie wszystkich i często zapominał o mnie wdając się w długie pogadanki ze swoimi starymi znajomymi.
- Dokąd idziesz? – podniosłam wzrok kiedy ujrzałam, że znów porywa się do wyjścia. Usiadł przed momentem, a już ode mnie uciekał.
- Idę porozmawiać z Sylvie. Jeszcze jej nie pogratulowałem. – odprowadziłam go wzrokiem do panny młodej, która stała obok jednej z fontann. To było bolesne, ale postanowiłam na razie nie reagować.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że naprawdę chciałam się świetnie bawić! W końcu była mojego faceta wyszła za mąż. To było piękne widzieć jak raz na zawsze zrywa z nim wszelakie stosunki. Cóż myliłam się. Ibrahim po raz kolejny tego wieczoru chciał przemówić jej do rozsądku i przekonać, że równie szybko jak wzięła ślub, może wziąć rozwód.
Czy czułam się rozczarowana? To pytanie zostawiam bez odpowiedzi, bo sama nie wiem co jest gorsze: rozczarowanie czy brak zaufania.

_______________

 
Dziś mija dokładnie dok odkąd zaczęłam pisać to opowiadanie! ROK! Wow. Sama nie wiem jak zdołałam to utrzymać, bo nie jestem typem autora, który lubi dokańczać swoje „dzieła” ;-) Tak więc chciałabym sobie życzyć bym wytrwała do końca (choć nie wiem ile jeszcze zostało. Ładnie by było dociągnąć do drugiej dwudziestki) i historia w miarę kleiła się do kupy oraz byście dalej czytali i komentowali ;-)
Co do tytułu to jest trochę dwuznaczny: chodzi oczywiście o ślub Sylvie oraz moje „radowanie się” z okazji roczka mojego bloga ;-)


Więc pewnie pasowałoby to jakoś uczcić, huh? ;D

8 komentarzy:

  1. Matka Ibrahima denerwuje mnie coraz bardziej!
    Rozumiem, że może nie tolerować ich związku, ale żeby już tak coś tworzyć? Eh.. muszę z nią pogadać! I to poważnie!
    Końcówka mnie nieco zasmuciła ;< Nie chcę by między nimi dochodziło do konfliktów tylko i wyłącznie przez jego matkę, której cały czas się słucha i boi się podnieść na nią głosu- taki mami synek..
    No i ta Sylvie, wiem, że mnie ukatrupisz, za to co mówię, ale wydaje mi się, że Ibuszek lekko przeżywa jej zamążpójście.. Nie podoba mu się, że wychodzi za szejka, potem idzie z nią gadać ;<
    Dobra cicho, Kaśka wyrzuca te myśli z pustej głowy, ciiiiiii!!!!!
    NO I TAK ROBIMY PARTY HARD!! JEEEEEEJ :DD
    Szkoda, że nie było mnie tutaj od samego początku ;<
    Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze wiele cudownych odcinków ;**
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. HAHAHHAHAH TEN ROZDZIAŁ MNIE ROZWALIŁ.
    Habiba już mnie tak irytuje no! Weź ją zabierz xD Płachcianka jedna. Lol
    Ale rozdział genialny jak zwykle <3
    Wszystkiego naaaaaaaaaaaaaaaj! :*
    Boziu, tak długo? Wow!

    [verhoud.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. no no, za krótki ten odcinek!! Ale bardzo fajny! Weź tam wkręć kolejną kłótnie ( szczegóły na gadu) xdd Wywal już mamę Afellay i impreza na całego! :D
    Znając życie, w trakcie rozmowy Silvie z Afellayem, ona go zaciągnie gdzieś i sie pocałują pfffff
    Czekam na NN :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Matka Ibiego mnie irytuje, coraz bardziej, tak właściwie. Ciągle się wtrynia, jakby jej syn miał 10 lat, albo i mniej. Podziwiam Catalinę, że jakoś z nią wytrzymuje. Jeśli chodzi o ten ślub to mam złe przeczucia, w tym sensie, że ta rozmowa Ibiego i Silvie nie potoczy się tak, jakby wypadało.
    Już rok? Gratuluję, : 3

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje, rok to kupa czasu jeśli chodzi o prowadzenie bloga :)
    Uwielbiam Charlie, kupiła najlepszą sukienkę żeby przyćmić pannę młodą ;D i dobrze, łapy precz od Ibiego! Szkoda tylko, że on miesza się w sprawę ślubu Sylvii i podsuwa możliwość rozwodu. Po co pytam się?! Za to ta matka nadal zachowuje się jak jakaś dzikuska i to w dodatku wredna dzikuska.
    Jestem wkurzona na matkę i syna, ot co!

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś w tym jednak jest, ślub Sylvie to jednak swego rodzaju 'gwarancja' na to, że przestanie się czepiać Ibrahima;D Gdyby miała wobec niego jakieś poważne zamiary to raczej nie pakowałaby się w ślub z innym. Chyba, że to jest kamuflaż pierwszej klasy, wtedy jednak nie podejmuję się nawet małego przewidywania jej ewentualnych ruchów, bo to się na pewno dobrze nie skończy;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń
  7. Taa jak zwykle musiała się pojawić ta "inna" znajoma z dawnych lat, która moim zdaniem pomimo tego, że się ożeniła sporo namiesza ech... Nie chciała bym mieć nigdy takiej teściowej jak mama Ibiego... To on ma decydować, z kim ma spędzić życie, a nie jego matka.. Powinien raz na zawsze jej się postawić i nie pozwolić, żeby ich rozdzieliła, bo bądź co bądź są piękną parą:)
    czekam na kolejny:)

    Ziaba

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej.. Mam bloga http://tvdstory.blog.onet.pl/ Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń

Statystyka