7.23.2012

27. Trafiła kosa na kamień

Noc minęła spokojnie, choć początkowo myślałam, że mama Ibi’ego będzie go wołać co jakiś czas, by nie doszło między nami do jakiegokolwiek zbliżenia. Tak się jednak nie stało, a że oboje byliśmy wyczerpani spaliśmy jak zabici. Walczyliśmy o skrawek kołdry i miejsce, bo każde z nas rozpychało się jak nigdy wcześniej.
Obudziłam się chwilę przed piłkarzem tuż przed dziewiątą. Wzięłam szybki prysznic, założyłam coś i zaczęłam robić śniadanie. Mama Ibi’ego zajęła miejsce przy stole czytając holenderską gazetę, którą znalazła w salonie i nawet nie próbowała wysilić się na uśmiech w moim kierunku. A ja byłam taka miła! Może i się nawzajem nie rozumiałyśmy, ale próbowałam ją zagadać w kilku znanych mi językach i nic. Była jak skała. Dopiero kiedy do kuchni zajrzał Ibrahim jakoś się ożywiła i zaczęła z nim rozmawiać po holendersku.
- Moje panie, zostawiam was dziś same. Musicie jakoś się dogadać, bo mam kilkogodzinny trening z Barceloną. – wybałuszyłam oczy i nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam.
- Jak to nas zostawiasz? – cieszyłam się, że kobieta nie mówiła po hiszpańsku, bo mogłam wylać przy niej wszystkie swoje żale. – Nie mam czasu, a poza tym ona mnie nie znosi. Jak sobie to wyobrażasz? Mamy grać w karty albo szachy?
- Poradzicie sobie jakoś. To tylko 3-4 godziny.
- No to może weź ją ze sobą na trening?
- Oszalałaś, żeby potem wypominali mi to kumple?
- No to wymyśl inny plan, bo ja się nie zgadzam. – odrzekłam i założyłam ręce na piersiach.
- Kochanie zrób to dla mnie. – podszedł do mnie, ale zachował bezpieczną odległość, żeby jego mama nie posądziła nas o niewiadomo co. – Bardzo Cię proszę.
- Ona nawet nie rozumie co ja do niej mówię. Jak mamy się dogadywać? Na migi? – trochę zmiękłam przez maślane oczy Ibi’ego, ale nie dawałam za wygraną.
- Możesz ją wziąć na zakupy… nie musicie przy tym ze sobą rozmawiać, bo każda kobieta kiedy widzi nowe ubrania od razu zamienia się w zwierzę.
- I mamy się rozszarpać? Tego chcesz? – fuknęłam. – Ja nigdy nie poprosiłabym Cię o to byś został z moim tatą i poszedł z nim na ryby.
- Ale ja bardzo chętnie się z nim wybiorę!
- Tylko, że mój tata jest miły w porównaniu z Twoją mamą.
- Masz moją kartkę kredytową. – wyjął z portfela plastikowy bloczek. – Kup co Ci wpadnie w oko, pozwolę Ci nawet zmienić kolor reszty ścian, tylko zgódź się.
- Niech Ci będzie. Ale wiedz, że wyczerpałeś limit przysługujących Ci przysług. – piłkarz uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w usta, co przerwało nam znaczące chrząknięcie jego mamy.
Musiałam być dzielna, a to było naprawdę duże wyzwanie jak na mnie. Po sprzątnięciu kuchni po śniadaniu musiałam się przebrać, żeby jak najszybciej opuścić dom i znaleźć się w miejscu, gdzie miałam być otoczona przez wielu ludzi. Tym trudniej miałam zostać zamordowana przez przyszłą teściową.
Prawie we wszystkich przypadkach relacja synowa-teściowa nie należy do najcieplejszych. Choć znam osobiście jeden wyjątek: Cristinę, żonę Pepa. Razem z moją mamą mogłyby przegadać całą noc i są sobie bardzo przyjazne. Nie usłyszałam ani jednego złego słowa wypowiedzianego przez którąś z nich na siebie nawzajem.
W moim przypadku nie zapowiadało się, żeby cokolwiek mogło zmienić nasze relacje. Próbowałam wysilić się na uśmiechy, ale żadne z nich nie zostały odwzajemnione.
Założyłam beżową sukienkę na skrzyżowanych na plecach ramiączkach, która sięgała nad kolano i przy każdym obrocie pięknie falowała. Nadawała się idealnie na majową pogodę, nie było zimno, ale nie przerażająco gorąco. W Hiszpanii 25 stopni to w sam raz, przynajmniej dla mnie. Związałam włosy wysoko w kitkę i zrobiłam makijaż. Założyłam sandały na wysokiej koturnie i zapakowałam do torebki potrzebne rzeczy.
Pani Afellay czekała na mnie w salonie ubrana na czarno w chusty, które podkreślały religię którą wyznawała. Założyłam okulary na nos i zaprosiłam kobietę gestem ręki do wyjścia. Przekręciłam zamek w drzwiach i wskazałam na samochód, który stał na podjeździe. Nie odezwała się do mnie ani słowem, dopóki nie weszłyśmy do pierwszego sklepu w centrum. Oznajmiła łagodnym tonem w języku angielskim, że rozejrzy się i będzie na mnie czekać przy wyjściu. Byłam zdezorientowana, że wypowiedziała do mnie jedno pełne zdanie, co wcześniej się nie zdarzało. Rozmawiała tylko ze swoimi synami. Co za kobieta…
Przymierzyłam dwie sukienki, ale nie byłam pewna żadnej z nich, więc odłożyłam je z powrotem na miejsce. Pani Afellay oglądała kolorowe chusty, które wyraźnie wywołały na jej twarzy mało widoczny uśmiech.
Zajrzałyśmy do jeszcze kilku sklepów i czas jakoś przesuwał się na moją korzyść. Ibi miał do nas dołączyć koło drugiej i razem mieliśmy się udać na obiad. Cóż wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jego mama nie zaszczycała mnie nawet krótkim spojrzeniem, a traktowała mnie jak powietrze.
- Przez cały czas udawała, że mnie nie ma i sama chodziła po sklepach. Musiałam ją gonić, żeby się nie zgubiła! – wyrzuciłam z siebie zarzuty kierowane do mamy Ibi’ego.
- Kilka dni… - powiedział spokojnie piłkarz łapiąc mnie za rękę. – Wytrzymasz.
Weszliśmy do jednej z najmodniejszych restauracji w Barcelonie, oczywiście w asyście fotoreporterów, którzy musieli obcykać każdy nasz najmniejszy ruch. Zarezerwowaliśmy stolik daleko od głównego wejścia, więc nie obawialiśmy się ślęczących nad głowami paparazzo.
- Jak się bawiłyście? Kupiłyście coś? – zapytał jakby nigdy nic Ibi, zaraz po tym jak złożyliśmy zamówienie u kelnerki. Zupełnie nie przejmował się niezdrową atmosferą, która panowała wśród nas.
- Mówiłam już. – wycedziłam. Brunet zwrócił się do mamy, która wypowiedziała pospiesznie kilka zdań i uśmiechnęła się szeroko.
- Mama mówi, że się świetnie bawiła. – przetłumaczył od razu chłopak.
- Doprawdy? – uśmiechnęłam się próbując nie dać po sobie poznać, że żołądek podszedł mi do gardła i mam ochotę zwymiotować.
Obiad był całkowitą katastrofą. Przynajmniej dla mnie. Ibi i jego mama bawili się świetnie, w ogóle nie przejmując się moją obecnością. Mimo, iż próbowałam zabierać głos, nie było mi dane wypowiedzieć nawet jednego, całego zdania. Z opresji wyrwał mnie telefon Pepa.
- Halo? – ulotniłam się w kierunku łazienki, żeby móc swobodnie porozmawiać i odetchnąć wreszcie z ulgą. – Cieszę się, że dzwonisz, braciszku.
- Stało się coś? Masz jakoś dziwnie zmieniony głos.
- Nie, nic. Jestem na obiedzie z Ibi’m i jego mamą. Panuje toksyczna atmosfera, ale już zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Lepiej powiedz, dlaczego do mnie dzwonisz?
- Chciałem was zaprosić na obiad, ale z tego co mówisz, widzę że macie gościa.
- Bardzo chętnie przyjdę.
- Nie weźmiesz ich ze sobą?
- Niech pobędą sami. Na pewno nie będą mieć nic przeciwko. Zresztą nawet nie zauważą, że mnie nie ma.
- Coś jest na rzeczy. Mów natychmiast.
- Pogadamy wieczorem. Wpadnę koło siódmej-ósmej.
- Ok., czekamy na Ciebie.
- Do zobaczenia.
Chcąc nie chcąc, musiałam wrócić, ze względu na to, że mój pobyt w toalecie się przedłużał, co wyglądało już odrobinę nienaturalnie. Zajęłam z powrotem swoje miejsce i czekałam na kelnera. Nie mogłam się już doczekać, aż przyniesie jedzenie i wreszcie zamkną usta. Gadali jak najęci od dobrych dwudziestu minut. Przyglądałam się temu biernie, kręcąc z niedowierzaniem głową.

Po powrocie wzięłam prysznic i wskoczyłam w coś wygodniejszego, a mianowicie krótkie dżinsowe spodenki i koszulkę z nadrukiem. Na stopy wsunęłam krótkie czerwone trampki i byłam gotowa do wyjścia do brata. W salonie gdzie szukałam swojego telefonu komórkowego natrafiłam na Ibi’ego, któremu zachciało się czułości. Złapał mnie w pasie i nie chciał puścić wolno. Opierałam się, ale w końcu opadłam z sił i przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Kątem oka szukałam jego mamy, która zawsze w takich momentach była w pobliżu, jednakże jej nie odnalazłam.
- Wybierasz się gdzieś?
- Nie, zamierzałam popływać w basenie w ogrodzie w tym stroju… jasne, że się wybieram. Idę do brata. – kiedy chłopak zwolnił trochę swój mocny uścisk, mogłam wymknąć się spod jego zaboru i poświęcić się szukaniu komórki.
- Długo tam będziesz? – zmrużył oczy i oparł się o futrynę drzwi bacznie obserwując każdy mój krok.
- Nie wiem, pewnie cały wieczór. A co?
- Nic, chciałem z Tobą trochę poprzebywać. Nie widzieliśmy się tydzień, teraz mamy na głowie mamę… tęsknię za Tobą. – próbował znów mnie złapać, ale skutecznie mu to uniemożliwiłam.
- Poprawka: Ty masz na głowie mamę. Ja spełniłam Twoją prośbę i zabrałam ją na sklepy. Nie wypowiedziała do mnie ani jednego słowa, więc mamy tutaj czystą i klarowną sytuację: nie muszę się już nią zajmować. Dotarło?
- Charlie, nie obrażaj się na nią. Ma już swoje lata i jest równie uparta co Ty. W sumie to jesteście do siebie podobne.
- No, weź… Nawet tak nie mów. – zaśmiałam się gorzko pod nosem.
- Jesteście kobietami mojego życia. Musicie się jakoś dogadać… chociaż spróbujcie.
- Byłoby łatwiej gdyby ona wypowiedziała choć jedno zdanie do mnie, a nie traktowała mnie jak powietrze.
- Bądź od niej mądrzejsza i pokaż jej, jaka jesteś wspaniała. Co? Dasz radę? – podszedł i oparł głowę o moje czoło.
- Dam. – brunet złożył na moich ustach słodki pocałunek i uśmiechnął się szeroko. Musiałam wymknąć się z domu nim jego mama zeszła na dół. Nie chciałam się z nią jeszcze bratać. Co to, to nie. Cała sprawa musi się odpowiednio długo uleżeć. Śmiem powiedzieć, że musi się nawet przeterminować, bym zaczęła swoje wojenne działania. A przeciwniczka jest wyjątkowo zadziorna i wojownicza. Czas pokaże co z tego może wyniknąć.
Wieczór spędziłam w wyjątkowo rodzinnej atmosferze. Cristina przygotowała wielką ucztę, a dzieciaki goniły się dookoła stołu wesoło gaworząc. Mała Valentina siedziała na moich kolanach i bawiła się moją komórką, natomiast Pep miał nad wszystkim kontrolę: tylko on tak zresztą twierdził.
Najedzona gazpacho i paellą rozłożyłam się wygodnie na kanapie w salonie. Valentina nie chciała zejść z moich kolan, co mi nie przeszkadzało i razem oglądałyśmy bajki.
- Jak tam teściowa? – na oparciu kanapy zasiadła Cris wymownie uśmiechając się od ucha do ucha.
- Pep Ci coś mówił?
- Nie, tylko to, że jest u was. Zaszła Ci już za skórę?
- Zaszła za skórę? Ona się na mnie już wytatuowała! Odcisnęła piętno na mojej zszarpanej psychice i nic sobie z tego nie robi. Przyjechała sobie jakby nigdy nic, nie odzywa się, tylko śledzi wzrokiem i obserwuje każdy mój najmniejszy krok.
- E, chyba nie jest tak źle. – do rozmowy dołączył Pep. – Przynajmniej nie próbuje Cię utuczyć jak mama Cristiny. Po każdej wizycie u niej nie mieszczę się w swoje spodnie.
- Będzie dobrze jak wyjedzie. Ale nie wiecie najlepszego! – podniosłam się na łokciach i poprawiłam Valentinę, która lekko zsunęła się z moich kolan. – Wczoraj przyszedł do mnie Pique. Przyniósł jedzenie, oglądaliśmy TV, a w pewnym momencie mi mówi, że chciałby wziąć prysznic. Więc co, zgodziłam się, bo w końcu po coś te łazienki mamy. Nie minęła chwila, a zaczął krzyczeć… pomyślałam sobie, że się poślizgnął i upadł, bo w łazience o coś takiego przecież bardzo łatwo. Trochę się z nim posprzeczałam, bo nie chciał początkowo mnie wpuścić, ale w końcu weszłam. No i co tam, że był cały goły, co tam, że zbyt mocno się podniecił upadkiem i trochę… no wiecie sami. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że chwilę później przyjechał Ibi z mamą. Ona od razu wzięła się za zwiedzanie i jak na złość od razu weszła do łazienki, a tam nagi Pique… Boże jakie wrzaski z siebie wydali. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile ta kobieta potrafiła zrobić szumu! Biedny Geri uciekł do domu i tyle go było widać.
- Żartujesz! Naprawdę weszła mu do łazienki? – kiwnęłam głową.
- Mam dla Ciebie lepszy news. – wtrącił Pep. – Mój kumpel Diego Diaz odchodzi z Barcelony B, był przez wiele lat fotografem i Sandro szuka zastępcy albo chociaż zastępcy na jakiś czas.
- I co w związku z tym? – zapytałam inteligentnie.
- Od razu wskazałem na Ciebie. – wybałuszyłam momentalnie oczy. – Wiem, że szukasz pracy, a fotografowie nie mają teraz dobrych czasów. Chciałbym Ci zaproponować to stanowisko. Sandro obiecał nie publikować na razie oficjalnego ogłoszenia.
- Boże, serio? Jasne, że tak! Nawet nie wiesz jak się cieszę! – przekazałam Valentinę w ręce mamy i rzuciłam się na szyję brata. – Pomyślałeś o mnie! Jesteś wspaniałym bratem.
Nie mogłam przestać mu słodzić przez cały wieczór. Cały czas zapewniałam go, że mam szczęście, że jest moim bratem. Gdyby nie fakt, że nim jest, zdecydowanie nie miałabym nawet najmniejszych szans, żeby starać się o pracę dla Blaugrany.
Powinnam mu postawić pomnik.
Najlepiej to dwa.
Ale nie ze złota, bo złoto dobrze stoi. Może plastik albo… folia bąbelkowa? To dopiero byłby czad! Już widzę te wycieczki ustawiające się w kolejce by zrobić sobie zdjęcie z bąbelkowym Pepem! Toż to szczyt marzeń.

_________________________

Hej! Jak widzicie przeniosłam się na blogspota. Cóż jak na razie próbuję się obeznać w tajnikach jego prowadzenia, ale coraz bardziej mi się podoba! ;-)

7 komentarzy:

  1. padłam z pomnikiem bąbelkowym! Odcinek boski, nic dodać nic ująć. Czekam na nowość i mam nadzieję, że pojawi się szybko! : **

    OdpowiedzUsuń
  2. I jaki Ci tu masakryczny, bejbe? Teraz ja się będę z tobą droczyć, że taki nie jest, ale poczekajmy aż brat da mi luzu xD
    O tak pomnik z folii bąbelkowej byłby najlepszy! <33
    Co do mamy Ibrahima to powinna trochę zmienić swoje zachowanie w stosunku do Charlie, dziewczyna się stara jak może, a ona tego nie docenia, co za babsztyl! ;p
    Pozdrawiam, Kate ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. O jej! Mega :) Ale jakis krotki mi sie wydal .. w kazdym badz razie, rozdzial niesamowity :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze bo ten Onet to już chyba każdego powala... Rozdział świetny :) Ta mama Ibiego no na prawdę dziwna przecież ta dziewczyna nic jej nie zrobiła... Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Łohoho, ale przeżycia! Zakupy z przyszłą teściową to jest chyba jeden z tych koszmarów, które spędzają sen z powiek przyszłym żonom swoich mężów;D A keidy przyszła teściowa w ich trakcie nie raczy się do ciebie odezwać, to wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane;D Brawa dla Charlie, że to jakoś przeżyła. Teraz już nic jej nie strasznie, gorzej już było;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń
  6. Co za 'urocza' mamusia... mogłaby przynajmniej stwarzać pozory normalności i wykazać odrobinę dobrej woli ale twarda z niej babka skoro nie odezwała się przez te kilka godzin ani słowem do Charlie. Jestem za tym, żeby mamuśka jak najszybciej wyniosła się z ich domu. Może teraz, gdy Charlie dostała propozycję pracy nie będzie skazana stale na tak wspaniałe towarzystwo.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja bym chyba zwariowała na miejscu Charlie, gdybym miała spędzić choć godzinę z matką Ibiego. Nie no, spoko, ma swoje zwyczaje, obyczaje, przekonania i co to tam jeszcze jest, ale okazałaby choć odrobinę zrozumienia i chęci poznania. Wtedy mogłaby nawet wytykać Ibiemu wszystkie wady Charlie, gdyby chciała. Doskonale wiem, jak takie milczenie i badawcze spojrzenia są irytujące...
    Ale nie ma to, jak kochany braciszek, :D Fajnie, że dostała propozycję pracy (W dodatku w klubie, mamciu! *.*). Może to ją trochę uwolni od uroczej mamuśki.

    OdpowiedzUsuń

Statystyka