7.21.2012

2. „Ibrahima Afellay”

Odszczurzaniem (bo właśnie te małe istoty prawie doprowadziły mnie do stanu przedzawałowego) zajęła się wykwalifikowana kadra zamówiona przez Pepa. Byłam na siebie zła, że pokazałam przy chłopakach, że boję się czegokolwiek. Przez długi czas słyszałam na treningach, kiedy Pep krzyczy na chłopaków: „Ej! Zachowujecie się jak Charlie, a tu nie ma śladu po szczurach!”. To nie było miłe, wręcz okrutne.
Już całkowicie przystosowałam się do Hiszpanii. Po kilku tygodniach czułam się tu jak ryba w wodzie i już prawie nie tęskniłam za Paryżem. Choć by osłodzić mi trochę życie Pep przynosił mi zawsze po treningu świeże bagietki, które poprawiały mi mimowolnie humor.
Nie zajmowałam się przygotowaniami do zbliżających się Świąt. Skupiłam się na prezentach, które sprawiły mi nie lada kłopotu. Nie wiedziałam co kupić Cristinie i Pepe. Z dziećmi nie było problemu, bo zadowoliły się stertą słodyczy i zabawkami. Wynalazłam ślubne zdjęcie Cris i Pepa i zaniosłam je do malarza, który mieszkał na naszej ulicy. Obiecał mi namalować i dostarczyć obraz do mojego nowego „starego” domu, który już wrócił do dawnej świetlności. Powiesiłam firanki w oknach, wyposażyłam kuchnię i znalazłam nawet czas, żeby zerwać kwiaty z ogrodu z tyłu domu, który nadawał się do generalnego przeglądu.
Gerard i Bojan pomagali mi w skręcaniu mebli, więc musiałam pomóc im z tym piekielnym chrztem nowego zawodnika. Ubrałam się ładnie, ale nie wyzywająco i pojechałam na lotnisko El Prat. Zostałam wyposażona przez chłopców w kartkę z napisem: „Ibrahima Afellay”. Nie, to nie błąd to efekt zamierzony i knuty przez nowych kolegów z klubu. Stanęłam obok innych ludzi, którzy czekali na swoich bliskich i z wyczekiwaniem spoglądałam na zegarek. Wreszcie ludzie zaczęli wychodzić i witać się z innymi. Wypatrywałam Ibrahima i kiedy już zrezygnowałam z czekania usłyszałam głos chłopaka.
- Masz błąd na kartce. Cześć, jestem Ibrahim Afellay. – Podał mi rękę przystojny piłkarz, przez którego przez kilka sekund musiałam zastanawiać się: „co ja tu w ogóle robię?!”. Przybrałam swój teatralny uśmiech i spojrzałam na kartkę.
- Nie sądzę. Pisał to sam trener. – Odpowiedziałam patrząc w oczy chłopakowi ściśle trzymając się instrukcji wytyczonych mi przez Gerarda i spółkę.
- Nazywam się Ibrahim Afellay. – Powtórzył spokojnie nic nie robiąc sobie z moich słów. – Przyjechałaś po mnie z FC Barcelony, tak?
- Zgadza się wszystko… tylko przekazano mi, że mam odebrać Ibrahimę Afellay, nową piłkarkę drużyny kobiecej.
- Robisz sobie ze mnie jaja? – Zaśmiał się głośno. – Jestem Ibrahim Afellay, podpisałem kontrakt na pięć lat z FC Barceloną… - Już miałam coś powiedzieć, ale mi przerwał by dokończyć. - … drużyną męską!
- To jakieś straszliwe nieporozumienie, Ibrahim! – Powiedziałam udając zakłopotanie. – Musimy chyba jechać do prezesa i to wyjaśnić, ale wątpię żeby znalazło się miejsce w drużynie męskiej.
- Przecież mam kontrakt! Jak to nie ma miejsca?
- No normalnie. Przecież podpisali kontrakt z Ibrahimą do drużyny kobiecej. Wiem tylko tyle… Kazali mi ją zabrać z lotniska i zawieźć na stadion.
- Co mi proponujesz? – Ruszyliśmy powoli w kierunku wyjścia.
- No cóż. Ibrahim… masz delikatne rysy twarzy… gdybyś przebrał się za kobietę… - Nie pozwolił mi dokończyć, ponieważ zaczął coś mówić w jakimś obcym języku, ale domyśliłam się, że to nie były pochwały pod moim adresem. Kiedy zorientował się, że patrzę na niego zszokowana uspokoił się.
- Mam się przebrać za kobietę, żeby grać w Barcelonie? Dobrze zrozumiałem? – Kiwnęłam głową próbując nie buchnąć śmiechem. – Wracam do domu… Mam nadzieję, że będę mieć szybko następny samolot. – Złapałam go za rękę kiedy odwrócił się, żeby wejść do środka.
- Nie chcesz tego wyjaśnić? Pojedziemy na stadion i dowiemy się co i jak. Co? – Było mi strasznie głupio, ponieważ oczy Ibrahima stały się takie smutne i miałam ochotę go przytulić, krzyknąć że to żart, ale Gerard by mnie za to zabił! Wsiedliśmy do BMW, które pożyczył mi Pep i pojechaliśmy na stadion gdzie czekała cała drużyna. – Nie martw się… Wszystko się wyjaśni. – Próbowałam go jakoś podnieść na duchu, ale to nie przyniosło zamierzonego efektu.
- Jak Ci na imię? – Zapytał po chwili.
- Charlie… to znaczy Charlotta. – Chłopak podał mi rękę, którą uścisnęłam stojąc na czerwonym świetle.
- Cieszę się, że to właśnie Ty, Charlotto jesteś pierwszą osobą, którą poznałem w Barcelonie.
- E tam… - Zaśmiałam się nerwowo trzymając mocno kierownicę i patrząc uważnie na drogę. Było mi wstyd, że uległam Gerardowi i Bojanowi, którzy zdecydowanie mieli na mnie zły wpływ. Nigdy więcej żadnych chrztów!
- Jestem pierwszy raz w Barcelonie i fajnie, że prezes wysłał kogoś po mnie na lotnisko. – No gdyby prezes klubu dowiedział się o tym to chyba by mnie wsadził do więzienia. Razem z Gerardem i Bojanem, oczywiście. – Nie mówię płynnie po hiszpańsku, więc gdybyś czegoś nie rozumiała to mów. – Uśmiechnął się do mnie lekko, na co zareagowałam tylko kiwnięciem głowy. Kiedy zaparkowałam na parkingu przy stadionie Camp Nou cieszyłam się, że zaraz Ibrahim pozna prawdę i może nie jest jeszcze za późno, żeby mnie nie przeklął na wieki wieków. Zostawiliśmy jego walizki w samochodzie i przeprowadziłam go przez ochronę, która bez problemu nas wpuściła do środka. Piłkarz szedł przede mną tunelem, który prowadził wprost na murawę. Kiedy zobaczył wszystkich (zarówno piłkarzy, trenerów, fizykoterapeutów itp.) na środku, a Pepa trzymającego w rękach koszulkę z jego nazwiskiem, odwrócił się do mnie.
- Uduszę Cię za to później. – Widziałam jak jego kąciki ust delikatnie unoszą się ku górze. Był bardzo przejęty spotkaniem z całą drużyną, ale wszedł na murawę i przywitał się z wszystkimi.
- Już baliśmy się, że do nas nie dotrzesz. – Poklepał Ibrahima po ramieniu Pep. – Witaj w drużynie. – Pomógł mu założyć koszulkę z numerem 20 i wszyscy zaczęli bić brawa. Stałam w wejściu robiąc pamiątkowe zdjęcia, kiedy krzyknął do mnie mój brat: - Charlie, chodź do nas! – Odstawiłam aparat od oczu i weszłam na murawę do świętujących piłkarzy. – Po południu czekają Cię badania lekarskie, a później sesja pamiątkowych zdjęć z logo zespołu.
- A wieczorem świętujemy! – Krzyknął Gerard na co reszta piłkarzy przytaknęła mu ochoczo. – Charlie, zrób mi zdjęcie z Ibrahimem! – Wyjęłam aparat i zrobiłam im kilka zdjęć na tle stadionu.
- Będzie kolejna „sweet” fotka na facebooka. – Zaśmiał się Sergio Besquents klepiąc piłkarza po ramieniu.
- Nie dokuczaj mu. – Stanęłam po stronie Pique, który zrobił obrażoną minę.
- To u kogo wieczorem robimy posiadówę? – Odezwał się gdzieś z tyłu Victor Valdes.
- Iniesta ma duży ogródek… - Zaproponował Bojan.
- Zapraszam, zapraszam! Wszyscy mile widziani. – Andres od razu podłapał temat. Jeżeli chodzi o imprezowanie to Hiszpanie są w tym mistrzami świata. Potrafią oblewać wszystko! Ładną pogodę, brzydką, a nawet to, że rano podnieśli się z łóżka! Jeszcze przez pół godziny wszyscy wypytywali nowego kolegę o jego technikę gry w piłkę i różne jego „triki”. Nie unikałam Ibrahima, ale nie chciałam wchodzić mu w paradę, ponieważ „wkupywał” się u kolegów. Robiłam mu ukradkiem zdjęcia i raczej trzymałam się na uboczu.
Po południu Ibrahim przeszedł pozytywnie badania lekarskie i mógł podpisać umowę z FC Barceloną. Z drużyną męską oczywiście! Zrobił sesję zdjęć przy fladze klubu ubrany w koszulkę z numerem 20 i pojechał taksówką do Iniesty, żeby pomóc mu w przygotowaniach do imprezy.
*
Oficjalnie do nowego domu miałam się wprowadzić po nowym roku. Jak na razie mieszkałam kątem u brata, który wcale mnie nie wyganiał, ale dawał do myślenia, że chciałby pobyć sam na sam z żoną. Obiecałam mu się odwdzięczyć i zaopiekować się jego dziećmi gdyby chcieli gdzieś wyjść. Zgodził się bez wahania! Uznałam to za rodzaj wykorzystywania młodszego rodzeństwa, ale czego nie robi się dla rodziny.
Ubrałam sukienkę w kolorowe kwiatki, na którą zarzuciłam szary sweterek. Założyłam skórzane sandałki i lekko się podmalowałam. Chciałam zrobić na kimś dobre wrażenie? Jasne, że tak. A jakże!
Wsiadłam do taksówki, którą zamówiłam przez telefon. Pep chciał pożyczyć mi swój samochód, ale odmówiłam, bo wiedziałam dobrze, że dziś wieczorem chłopcy nie pozwolą mi nie pić. Chcieli uczcić transfer nowego kolegi do klubu, a toż to było wielkie święto! Kierowca zatrzymał się przed domem Andresa. Zapłaciłam mu i wyszłam kierując się do wejścia. Drzwi otworzyła mi Anna Ortiz, dziewczyna Iniesty, która dumnie prezentowała swój ciążowy brzuszek. Uśmiechnięta zaprosiła mnie do środka.
- Chłopcy są w ogrodzie za domem. Chodź, zaprowadzę Cię. – Uśmiechnęłam się do niej i podążyłam za nią krętym korytarzem, aż wyszłyśmy na taras. Zeszłam schodkami na dół wprost do chłopaków, którzy siedzieli przy basenie pijąc tradycyjnie piwo.
- Cześć. – Przywitałam się ogólnie ze wszystkimi i podeszłam do machającego do mnie Gerarda.
- Siadaj obok mnie. – Poklepał miejsce obok siebie na szerokim leżaku, gdzie po chwili gnietliśmy się razem. – Masz piwo.
- Dzięki. – Odebrałam od niego butelkę i spojrzałam w niebo. – Pełno dziś gwiazd.
- Właśnie przed chwilą o tym mówiłem Ibrahimowi. Hej, stary chyba nie gniewasz się na naszą Charlie, co? – Afellay zaśmiał się głośno.
- Nie, nawet nie. – Odpowiedział z uśmiechem.
- „Nawet nie”… wielkie dzięki! – Powtórzyłam po nim nieco sarkastycznie.
- Mówiłem Ci, że uduszę Cię za to co mi zrobiłaś. To nie było miłe.
- Oni mi kazali! Wręcz mnie do tego zmusili. Ja jestem tylko pionkiem w ich grze. – Uśmiechnęłam się szeroko.
- Przez Ciebie przez moment zastanawiałem się jakbym wyglądał w spódnicy! – To zdanie doprowadziło do wielkiej fali śmiechu wśród kolegów. Sama o mało się nie popłakałam!
- Przepraszam, Ibrahim. Obiecuję, że to już się więcej nie powtórzy. – Piłkarz uśmiechnął się do mnie w sposób, w który chciał mnie rozbawić.
- No dobra już dobra. Nie gniewam się. – Można powiedzieć, że tego wieczoru uśmiech nie schodził mu z twarzy. I to dobrze! Bo gdy się uśmiecha wygląda wprost zabójczo. – Przynieść Ci coś do picia? – Zwrócił się do mnie kiedy Gerard zaczął gonić Bojana wokół basenu, ponieważ jego młodszy kolega wyśmiewał się z jego wzrostu.
- Dzięki. Mam już. – Pokazałam na piwo, które podał mi wcześniej Pique.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem w Barcelonie. – Zajął miejsce wcześniej okupywane przez Gerarda. Usiadł na leżaku, który zmusił nas do bliskiego kontaktu. Ocieraliśmy się ramionami o siebie, ale mi w żadnym stopniu to nie przeszkadzało. No chyba, że jemu, ale nie dawał tego po sobie znać.
- W drużynie męskiej? – Zaśmiałam się cicho.
- Dokładnie tak. Moja mama jutro przyjeżdża, muszę pokazać jej stadion.
- Jutro jest wigilia. Przyjeżdża na święta? – Zapytałam zaciekawiona.
- Jestem muzułmaninem. – Zaśmiał się. – Mama chce zobaczyć czy jestem cały i zdrowy.
- Moi rodzice przyjeżdżają jutro rano. Pewnie dorwą się do kuchni Cristiny, żony Pepa i będą gotować swoje specjały. Ja mam zamiar się gdzieś ulotnić na ten czas. Wezmę dzieciaki i pójdę z nimi na plac zabaw.
- Możesz przyjść do mnie gdybyś chciała.
- A mama?
- Przyjedzie po południu, więc całe przedpołudnie mam wolne. – Uśmiechnął się do mnie. – Możesz wziąć dzieciaki.
- Byłoby super. A tak w ogóle to gdzie mieszkasz? Wynająłeś coś?
- Tak. Bardzo blisko Camp Nou w starej kamienicy. Niewielkie mieszkanie, ale moje własne. Z biegiem czasu przeprowadzę się może do czegoś większego, ale na razie wystarcza mi to co mam.
- Ja po nowym roku przeprowadzam się do starego i ogromnego domu, w którym się wychowałam. Rodzice przeprowadzili się na wieś, a Pep ma swoją rodzinę. Kiedy przyjechałam z Paryża miesiąc temu zatrzymałam się u niego. Teraz kiedy odnowiłam stary dom, mogę tam zamieszkać.
- Co robiłaś w Paryżu? – Zapytał zaciekawiony.
- Studiowałam sztukę.
- Stąd ten aparat. – Zauważył szybko. Kiwnęłam głową w odpowiedzi wyciągając moje maleństwo z torebki.
- Jest stary, a takie lubię najbardziej. Na nich zdjęcia wychodzą o niebo lepiej niż na nowoczesnych lustrzankach. Na tych zdjęciach można zobaczyć duszę. – Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się zeszły. Uśmiechnął się do mnie i wziął do ręki mój aparat.
- Może mi je kiedyś pokażesz?
- Kiedyś.
- Byłoby super. – Rozmowa już przestała się kleić tak jak do tej pory. Na szczęście z niezręcznej ciszy wybawił nas Gerard, który pociągnął nas do tańca. Pijani piłkarze potykali się o własne nogi. Kilku wsadziliśmy w taksówki, ponieważ nie mogliśmy się za nimi w ząb dogadać. Podbudzani przez siebie nawzajem próbowali się nawet bić, ale skutecznie im to udaremniliśmy. Dla nich noc była naprawdę ciężka, ale to nic w porównaniu z jutrzejszym porannym joggingiem, który szykuje im Pep.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka