7.21.2012

1. „Charlie, daj pyska!”


Podróż do domu minęła mi na czytaniu jednej z moich ulubionych książek Jane Austen „Duma i Uprzedzenie”. Odrywałam się od niej co chwilę by uchwycić krajobraz za szybką aparatem fotograficznym i z powrotem zanurzałam się w lekturze. Nie zapowiedziałam mojego powrotu bratu, więc wiedziałam dobrze, że nie będzie zachwycony gdy mnie zobaczy w drzwiach swojego domu. Jego perfekcyjność w każdym calu działała mi na nerwy. Według niego wszystko musiało chodzić jak w zegarku, oczywiście szwajcarskim. Miałam jednak drugą opcję. Mogłam zatrzymać się w moim rodzinnym domu, gdyby brat nie zgodził się mnie przenocować. Dom był zamknięty na trzy spusty i zapomniany od lat. Kiedy wyjechałam do Paryża, pięć lat temu, rodzice postanowili wyprowadzić się na wieś i zostawili dom pusty, nie wynajmując go nikomu co według mnie było marnotrawstwem. Liczyłam jednak na brata, ponieważ bałam się mieszkać sama, a ponadto nie chciało mi się w nim sprzątać. Każda wymówka jest dobra.
Wysiadłam na dworcu kolejowym „Sants” i od razu udałam się na stację metra, które znajdowało się w pobliżu. Zajechałam pod sam stadion Camp Nou, gdzie miałam nadzieję zastać brata. Zawsze tam był: albo trenował chłopaków, albo siedział nad papierkową robotą w swoim biurze. Miałam lekki problem z wejściem, ponieważ ochrona w pierwszej chwili mnie nie rozpoznała, ale kiedy pokazałam im swoje dokumenty z szerokim uśmiechem na twarzy zaprosili mnie do środka.
Stadion wydawał mi się jeszcze większy niż kiedy widziałam go po raz ostatni. Zauważyłam chłopaków trenujących po drugiej stronie boiska, więc od razu złapałam za aparat. Uchwyciłam kilka śmiesznych momentów, np. jak Gerard jeździ „na barana” na Davidzie Villa. Zostawiłam walizkę w tunelu i uśmiechnięta weszłam na murawę.
- Pep! – Krzyknęłam kiedy zdałam sobie sprawę, że nikt mnie nie zauważył. Brat odwrócił się momentalnie i rozszerzył swoje oczy do granic możliwości.
- Charlie? Co Ty tu robisz? – Zapytał. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – Kilku piłkarzy, którzy mnie nie znali byli w szoku, ponieważ wiedzieli dobrze jak ich trener kocha swoją żonę. A tu kochanka! Ha. Gerard im wszystko wytłumaczył i podszedł do nas pośpiesznie.
- Charlie, daj pyska! – Podniósł mnie w mocnym uścisku do góry i ucałował w policzek.
- Cześć Geri! Co słychać? Dawno się nie widzieliśmy!
- Nie było Cię tu jakieś pół roku!
- Wiem, wiem. Ale mam nadzieję, że to nadrobię. Skończyłam studia w lipcu i postanowiłam, że wrócę do kraju.
- Co robiłaś we wakacje? Przecież mamy teraz listopad. Mogłaś wrócić zaraz po ostatnich egzaminach. – Zauważył spostrzegawczo.
- Uwielbiam lato w Paryżu, bystrzaku. Nie mogłam tak po prostu wyjechać. Kiedy zaczęło robić się coraz zimniej to spakowałam się i wsiadłam do pociągu.
- Dobra, dobra. Koniec tej pogadanki. Porozmawiacie później. Teraz chłopacy wracają na trening! Ruchy, ruchy… dwa kółka wokół boiska! Bo Charlie zaraz wam udowodni, że biega szybciej niż wy! Baby! – Krzyknął Pep i objął mnie ramieniem. Zaśmiałam się głośno i przytaknęłam bratu. – Gdzie się zatrzymasz? – Uśmiechnęłam się do niego szeroko. – U nas? Nie wiem czy będzie to możliwe, bo zrobiliśmy ostatnio remont i w gościnnym pokoju na piętrze urządziliśmy sypialnię Valentiny. Maria nie chciała już spać w jednym pokoju z zapłakaną siostrą.
- Nie ma dla mnie miejsca? Nie każ mi wynajmować pokoju w hotelu. Mogę spać w pokoju z Màriusem. – Pep spojrzał na mnie krzywo.
- Posprzątamy dom rodzinny i tam zamieszkasz. Zawsze chciałaś przecież być samodzielna.
- Nie mogę z wami? – Jęknęłam zrezygnowana. – Będę grzeczna. Obiecuję. – Podniosłam dłoń do góry i uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Na razie możesz przenocować w salonie, ale później pomożemy Ci posprzątać stary dom. – Objęłam go mocno.
- Dzięki, Pep. Jesteś najlepszy. – Brat zrobił minę w stylu: „też mi nowość” i objął mnie ramionami. Jako, iż jego obowiązkiem jest trenowanie chłopców musiałam opuścić murawę, ponieważ „rozpraszałam” ich swoimi krótkimi spodenkami. Też mi coś…
Wsiadłam w taksówkę i zajechałam pod dom mojego brata. Zapukałam lekko w drzwi, a kiedy nikt nie odpowiadał nacisnęłam kilka razy dzwonek.
- Charlotta? Cześć. Co Ty tutaj robisz? – Drzwi otworzyła mi Cristina, żona Pepa.
- Cześć Cristina. Pep pozwolił mi się u was na jakiś czas zatrzymać.
- Jasne, wchodź do środka. – Pociągnęła mnie ręką za sobą i złapała moją walizkę. – Zjesz coś?
- Nie, dziękuję. Jadłam w pociągu. Gdzie dzieci? – Zauważyłam ich nie obecność. Nikt nie krzyczał, nie ciągnął się za włosy i nie wołał co chwilę mamy.
- Starsi w szkole, a Valentina śpi. – Uśmiechnęła się do mnie. Zaprowadziła mnie do salonu i kazała się rozgościć. – Zrobię nam kawy, opowiesz mi co u Ciebie słychać. – Zniknęła za ścianą w kuchni, a ja udałam się do łazienki obok. Odświeżyłam się i wróciłam kiedy Cristina już siedziała na kanapie.
- Co mam Ci opowiedzieć? Skończyłam studia. – Powiedziałam dumnie. – I wróciłam na stare śmieci.
- Chcesz zamieszkać w starym domu?
- Raczej nie będę mieć wyjścia, bo nie mogę wam siedzieć na głowie. – Powiedziałam to z teatralnym akcentem, który rozbawił Cristinę.
- Oj, przecież wiesz, że u nas jesteś zawsze mile widziana! Możesz zostać ile zechcesz! – Uśmiechnęłam się do niej.
- Mimo wszystko przyda mi się jakieś zajęcie, a posprzątanie domu będzie dla mnie świetną „rozrywką”.
- Zrobisz jak będziesz uważać, ale my nie zamykamy przed Tobą drzwi. Jesteś jedyną siostrą mojego męża, więc czuj się tutaj jak u siebie. Wiesz, że ostatnio dzwonili do nas z jakiegoś biura ochrony zabytkowych budynków i wasz stary dom jest jednym z nich? Wybudowano go przed wojną, a w latach sześćdziesiątych był to dom letniskowy Elvisa Presleya!
- Żartujesz!
- Mówię poważnie! Podobno spotykał się tam z kochankami za plecami Priscilli? Czy coś w ten deseń.
- Nie miałam pojęcia.
- Nikt o tym nie wiedział. Ostatnio znaleźli jakieś stare dokumenty i od razu do nas zadzwonili. Myśleli, że ten dom jest na sprzedaż, ale Pep kategorycznie odmówił. Nie chce pozbywać się pamiątki z dzieciństwa.
- No jasne. Ja też bym się na coś takiego nie zgodziła. Zwłaszcza teraz kiedy okazało się, że ta ruina jest zabytkowa.
- Tylko jest jeden problem. Tłumy wycieczkowiczów robi sobie zdjęcia na tle waszego domu i jest tam dość tłocznie. Kiedy okazało się, że mieszkał tam Elvis to miejsce czci i kultu jego fanów. Nie możemy im zabronić tam przebywać, bo bądź co bądź są na chodniku, który należy do miasta, a dom jest odgrodzony murem.
- Sama zrobię sobie zdjęcie na tle domu letniskowego króla rock and rolla! – Zaśmiałam się. – Póki nie wchodzą na posesję to niech robią zdjęcia.
*
Po południu wybrałam się do przedszkola, aby odebrać Marię. Po drodze kupiłam słodycze, aby udobruchać dzieci, które za mną nie przepadają. Kiedy pokazałam małej czekoladę od razu rzuciła mi się na szyję.
- Ciocia! – Kucnęłam i objęłam Marię mocno.
- Cześć Mari. Jak było w przedszkolu?
- Bawiliśmy się w piratów… było super! – Powiedziała z ekscytacją w głosie. – Pobawisz się ze mną w domu?
- Jasne, że tak. Jak zjesz obiad to pójdziemy na plac zabaw. Co Ty na to? – Zapytałam na co Maria pokiwała radośnie głową.
- Kiedy przyjechałaś? – Zapytała trzymając mnie kurczowo za rękę w drodze powrotnej.
- Dziś przed południem. Skończyłam studia, wiesz?
- Wow. Super. – Zaśmiałam się cicho, ponieważ Maria odebrała to jakbym zgarnęła nagrodę Nobla albo wynalazła szczepionkę na raka.
- Teraz będę częściej z wami przebywać. Możemy się codziennie bawić.
- Ale bez Màriusa! – Maria kategorycznie krzyknęła robiąc przy tym zniesmaczoną minę.
-  Dlaczego?
- Bo jest głupi! – Ta odpowiedź całkowicie mi wystarczała. Nie chciałam wnikać w waśnie braterskie, więc postanowiłam nie drążyć tego tematu. Wróciłam z Marią do domu gdzie czekali na nas jej rodzice i rodzeństwo.
- Jak było w szkole? – Pep zapytał Mari, która zaczęła mu od razu opowiadać ze szczegółami kłótnię z koleżanką o lalkę. Siedziałam przy stole uśmiechnięta od ucha do ucha obserwując rodzinę, która dostarczała mi więcej rozrywki niż najlepszy program telewizyjny na Animal Planet.
*
Po południu spotkałam się z Gerardem i Bojanem w jednej z fajniejszych kawiarenek w centrum. Zamówiliśmy po kawie i spoglądając na siebie wybuchaliśmy co chwilę głośnym śmiechem. Nie musieliśmy nic mówić, wystarczyło jedno spojrzenie. Kelnerki patrzyły na nas rozdrażnione, ponieważ przeszkadzaliśmy reszcie klientów, ale fakt, że chłopcy grali w Barcelonie FC sprawiał, że „wolno im więcej” niż zwykłym szarym obywatelom tego miasta.
- Fajnie, że wróciłaś. Tyle rzeczy się działo… i znów będziemy mieć nowego kolegę w klubie. – Powiedział podekscytowany Gerard.
- Kogo? – Zapytałam zaciekawiona.
- Nie znamy nazwiska. Musimy mu zrobić „chrzest bojowy”. – Powiedział z szatańskim uśmieszkiem Bojan.
- Ja się w to nie mieszam. – Podniosłam bezbronnie ręce do góry. – Wiem co się ostatnio działo kiedy kazaliście mi udawać prostytutkę przed Sergio Busquetsem! Trafiłam do aresztu!... Ja nie rozumiem jak on mnie nie rozpoznał skoro często się mijaliśmy na Camp Nou kiedy przychodził na treningi Barcelony B. Do tej pory mnie to zastanawia. – Zaśmiałam się.
- Teraz zrobimy coś symbolicznego. – Gerard nachylił się nade mną i po cichu opowiedział plan. Na szczęście nie musiałam udawać prostytutki, ale miałam go wkopać co do źle podpisanego kontraktu.
- Nie zgadzam się.
- Charlie… No proszę Cię. Nie znam innej dziewczyny, która mogłaby to zrobić.
- Która byłaby taka głupia?
- Też… - Geri zaśmiał się głośno na co dostał kopniaka w piszczel pod stolikiem. – To jak pomożesz sam?
- Liczymy na Ciebie. – Dodał Bojan z promienistym uśmiechem na twarzy.
- No dobra, ale tylko odbieram go z lotniska.
- Opowiesz mu małą historyjkę i przywieziesz na Camp Nou. Ok.?
- No ok. Kiedy?
- 23 grudnia ma mieć chyba badania, więc wtedy.
- I już planujecie go chrzcić? Chłopcy… Jest listopad. Wyluzujcie.
- 15 listopada władze klubu potwierdziły, że go kupują. Mamy sporo czasu by się przygotować, ale sytuacja jest pewna. Gdybyśmy nie wiedzieli do końca czy kupią tego piłkarza to niczego byśmy nie planowali. – Wytłumaczył od razu Pique.
- Macie pomysły… - Westchnęłam kiwając głową. Dokończyliśmy pić kawę i wyszliśmy z kawiarni kierując się do mojego starego domu. Stwierdziłam, że skoro ja mam im pomóc to oni mogą pomóc mi. Nie jestem bezinteresowna, o nie.
- Wiecie, że w latach 60. mieszkał tu Elvis? – Zapytałam otwierając zardzewiałą bramę.
- Elvis? Ten Elvis? – Dopytywał Bojan.
- Mój idol? – Gerard z uwielbieniem patrzył na stary budynek, który w jednej sekundzie zyskał dla niego na wartości jakieś biliardy dolarów. – Już kocham to miejsce!
- Dlatego z wielką chęcią pomożecie mi go odrestaurować. Mogę pomieszkać u Pepa jakiś czas, ale muszę się tu przenieść jak tylko zdołam w nim zamieszkać.
- To znaczy pomóc… w sensie przedzierać się przez pajęczyny i odkurzać stare obrazy? – Bojan na samą myśl wzdrygnął się krzywiąc przy tym twarz co doprowadziło zarówno mnie jak i Gerarda do śmiechu. – Ejj, no…
- Przepraszam, Bojan. Boisz się pająków? No co Ty… – Zapytałam zdziwiona przekręcając klucz w drzwiach. Mocno pchnęłam je do środka i zajrzałam próbując zachować zimną krew. Przekroczyłam niepewnie próg i ujrzałam schody z okręcaną balustradą prowadzące do pokoi na piętrze. Tak jak przewidział Bojan dom roił się od pajęczyn, kurzu i ogólnie rzecz biorąc panował istny bałagan. Zanurzyłam się dalej, ale kiedy zobaczyłam niezidentyfikowany obiekt zasuwający po kuchennej podłodze wybiegłam czym prędzej z krzykiem na ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka