7.23.2012

18. ,,Najdroższa Charlotta, matka cierpiących i łkających piłkarzy Blaugrany"

Sonia wprowadziła się do Pedro zaraz po wyjściu ze szpitala z małym Santim. Pomogłam spakować jej wszystkie rzeczy i dostrzegłam, że gdy zamknęła za sobą drzwi dom stał się momentalnie przerażająco pusty. Nie miałam do kogo się odezwać, bo Ibi spędzał na treningach całe dnie i czasami nawet wieczory.

Siedziałam na kanapie z papierowym pudełkiem chińskiego jedzenia na wynos, gdy usłyszałam dźwięk domofonu. Zerwałam się momentalnie jak to zawsze miałam w zwyczaju i podbiegłam podnosząc słuchawkę.
- Witaj piękna. Mogę wejść? – głos Pique zawsze podnosił mnie na duchu, tak więc bez zbędnych pytań wpuściłam go do środka. Przywitał mnie mocnym uściskiem i długim całusem w policzek.
- Jak tam wielkoludzie? Nie na treningu? – zdziwiłam się, bo znałam go nie od dziś i zawsze to on schodził jako jeden z ostatnich z boiska.
- Pep wypuścił mnie wcześniej, żebym uważał na nogę. Trochę mnie ostatnio pobolewa, więc lepiej dmuchać na zimne.
- Masz absolutną rację. A jak tam na treningu? Wszyscy dotarli?
- Czuję, że pytasz o swojego ukochanego. – wyrwał mi z rąk sajgonkę i bez pytania ją zjadł. Cały Geri. – Otóż… - zaczął z pełnymi ustami. – Twój chłoptaś z tego co zauważyłem trenował dziś w odosobnieniu, bo był nie w humorze. Co mu zrobiłaś?
- Dlaczego miałam mu coś zrobić? – rzuciłam w niego kilkoma serwetkami. – Kilka dni temu zaproponował mi, żebym poznała jego mamę… w Holandii… może o to chodzi?
- I? Masz z tym problem? – jedzenie pałeczkami nie było mocną stroną piłkarza, który nie radząc sobie udał się do kuchni, z której wrócił z widelcem.
- Mam problem i to duży. Nie wiedziałam, że nasz związek jest aż tak… poważny. Nie zamierzamy brać ślubu, więc nie widzę potrzeby…
- Jesteś dziecinna. – przerwał mi pałaszując ryż. – Powiem Ci tak: a co Ci szkodzi? To tylko spotkanie. Polecicie tam, potem z powrotem i bez problemu.
- Druga sprawa jest taka, że panicznie boję się latać samolotem.
- Wypadek z dzieciństwa?
- Do tej pory mam traumę i nie wsiadam do samolotu za żadne skarby.
- To jedzcie samochodem. Charlie… robisz jakieś idiotyczne wymówki. Serio! Zastanów się czy chcesz z nim być czy nie. Zachowujesz się tak jakby Ci na nim nie zależało. Ibi oficjalnie poznał Twojego brata choć nie musiał się na to godzić… a Ty?
- Też poznałam jego brata… - spuściłam wzrok bojąc się karcącego spojrzenia wielkoluda.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Zdecyduj się na coś wreszcie.
Po raz pierwszy w życiu Gerard nie zachowywał się jak duże dziecko, tylko jak dorosły mężczyzna. Byłam w niemałym szoku, ponieważ przywykłam do jego zboczonych dowcipów czy różnego rodzaju żartów. Jego słowa były dla mnie naprawdę pomocne.
- Muszę już lecieć. Wpadłem tylko na chwilę. – podniósł się podając mi puste pudełko po jedzeniu. – Tak w ogóle to przyszedłem się zapytać co kupić Santiago. Dostał już ode mnie kilka piłek, maskotek… słyszałem, że organizujesz baby shower.
- Myślałam, że nikt o tym nie wie. Chciałam to zrobić zanim się urodzi, ale tak jakoś wyszło, że nawet porządniej parapetówy nie zrobiłam.
- Mogę ją zrobić. – zaoferował od razu. Kto jak kto, ale Geri był niekwestionowanym królem w urządzaniu wszelakich imprez.
- Dzięki, Geri. Mój brat już się tym zajął. A co do prezentu… to nawet Sonia skarżyła mi się, że kupujesz coś ciągle małemu i jej jest strasznie głupio z tego powodu.
- Jestem wujkiem i to jest moje zadanie! - wypiął pierś do przodu i stał tak dumnie przez chwilę, póki nie zabolały go plecy.
- Wybierz się do jakiegoś sklepu dla dzieci i zapytaj sprzedawczyni, może Ci coś doradzi.
- Chyba tak będę musiał zrobić. A Ty planujesz coś?
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Jak na razie muszę wysłać zaproszenia, zorganizować catering… Ibrahim mógłby mi pomóc, ale on woli towarzystwo kumpli.
- Zauważyłem, że jest w paczce z Dani Alvesem, Puyolem i Valdésem. Wychodzą razem na piwo, trenują razem… jak papużki nierozłączki.
- Żartujesz! Od kiedy?
- Od jakiegoś czasu… nawet Sergio mi kiedyś mówił, że oni ściągną Ibiego na złą drogę.
- Niech Sergio się lepiej nie wtrąca… i tak muszę z nim poważnie porozmawiać używając siłowych argumentów.
- Co Ci zrobił? – brunet zaśmiał się szeroko wyszczerzając szereg zębów.
- Podkablował nas u Pepa i dostanie za to nauczkę.
- Nie bądź znów taka mściwa. Chyba dobrze się stało, prawda?
- No w sumie tak, ale… nie pozwolę, żeby się mieszał w nieswoje sprawy.
- Tylko zadzwoń do mnie, żebym mógł to zobaczyć. Ajajaj… Sergio będzie bity przez dziewczynę!
- Ta dziewczyna ma imię. – fuknęłam otwierając mu drzwi frontowe.
- Najdroższa Charlotta, matka cierpiących i łkających piłkarzy Blaugrany. – szturchnęłam go i wypchnęłam za próg. – Daj mi znać co z baby shower.
- OK., ok. A teraz wypad. – pocałował mnie w policzek i poczochrał po włosach, za co kopnęłam go na żarty w tyłek.

Tego wieczoru Ibi zaszczycił mnie swoim towarzystwem prezentując przy okazji idealnie wykrojony garnitur, który odebrał zaraz po wyjściu z treningu.
- Po co Ci ten garnitur? – zmierzyłam go dokładnie wzrokiem i zaprosiłam gestem ręki do środka.
- Wracam z konferencji prasowej. – odpowiedział przelotem całując mnie w czoło. – To D&G! – poruszał brwiami przeglądając się w lustrze w przed pokoju.
- Super. Nie wiedziałam, że tak się interesujesz markami. – spojrzałam na niego sceptycznie.
- Bo nie interesuję się, ale… to D&G! – pokiwałam tylko głową z dezaprobatą i ruszyłam za nim do salonu. Muszę przyznać, że w garniturze prezentował się nadzwyczajnie, ale jego samouwielbienie działało mi na nerwy i postanowiłam go w żadnym stopniu nie komplementować. Chociaż kilka malutkich komplemencików cisnęło mi się na usta. Pozostałam niewzruszona na jego wdzięki.
- Słyszałam, że ostatnio tworzysz zgraną paczkę z Valdésem, Dani Alvesem i Puyolem. – zmrużyłam oczy siedząc naprzeciwko niego, w odpowiedzi Ibi westchnął głośno.
- Kto znów plotkuje? Sergio? – zmroził mnie wzrokiem.
- Nie ważne kto. Po prostu pytam. Jesteś dziś jakiś nadwrażliwy.
- Nie cierpię jak ktoś obgaduje mnie za plecami. – oparłam się o opacie fotela, na którym siedział i zdecydowanym ruchem zaczęłam rozmasowywać jego kark. – Robiłaś dziś coś ciekawego?
- Szukałam pracy, ale to cięższe niż myślałam.
- Nie musisz pracować. – złapał za moją dłoń i pocałował jej wierzchnią część. – Moglibyśmy zamieszkać razem.
Próbowałam w głowie przeanalizować słowa Ibrahima, ale kołatające się myśli uniemożliwiły mi to. Poklepałam go po ramieniu i zajęłam z powrotem wcześniej okupowane przeze mnie miejsce na kanapie.
- To nie jest dobry pomysł. – stwierdziłam od  razu.
- Jesteśmy razem, więc jaki jest sens mieszkać osobno skoro i tak, większość czasu spędzamy razem.
Tego nie byłabym taka pewna. Przez ostatni tydzień większość czasu spędzałam z Sonią i Santiago. Ibrahim był całkowicie poświęcony treningom, więc na mnie nie starczało mu czasu w ciągu krótkiej dwudziesto cztero godzinnej doby.
- Nie umiem sobie tego na razie wyobrazić… nie mówmy o tym. Masz jakieś plany na sobotę?
- Jeszcze nie wiem. A co jest w sobotę?
- Pep organizuje mi parapetówę. Ma być kilku przyjaciół, drinki… Nie posiedzimy do późna, bo w niedzielę, z tego co mi wiadomo, macie mecz.
- Zgadza się. Wpadnę na chwilę.
- „Wpadnę na chwilę”?! - spojrzałam na niego lekko wzburzona, ale postanowiłam nie reagować, bo nie chciałam żeby doszło do kłótni. Jako mój chłopak jego obecność jest dla mnie najważniejsza i nie wyobrażałam nawet sobie, że mogłoby go zabraknąć.
- Nie wiem o co Ci chodzi. – skwitował krótko.
- To ja nie wiem o co Tobie chodzi! Zachowujesz się dziwnie…
- To Ty zachowujesz się dziwnie. W ogóle zmień ton. Nie zamierzam się kłócić z jakiegoś głupiego powodu.
- Sam sobie zmień ton. Jestem u siebie w domu i mogę mówić tak jak mi się podoba.
- W takim razie zostań w tym swoim domu sama. Nie mam zamiaru tu być kiedy jesteś taka…
- No dokończ! – piłkarz poniósł się i skierował bez słowa do drzwi. Postanowił mnie zostawić, żebym „przemyślała swoje zachowanie”. Byłam wściekła jak nigdy dotąd. Co się z nami stało? Nie możemy już normalnie rozmawiać?
*
Ibrahim trzasnął furtką i wsiadł do swojego wypucowanego porsche, które zaparkowane było na podjeździe domu. Był wściekły na zachowanie Charlotty, która bez przyczyn naskoczyła na niego próbując obarczyć go winą za niewiadomo co.
Ruszył z piskiem opon i skierował się do centrum. Wysłał szybkiego sms do Daniego Alves’a, który od razu zaproponował mu wyjście do któregoś z barcelońskich klubów.
Spotkali się przed wejściem do klubu „155” w samym centrum.
- Siema, Ibi. Jak tam? – Dani złapał kolegę za rękę i poklepał drugą dłonią po plecach. – Coś z Charlie?
- Nawet nie poruszaj tego tematu. – weszli bez kolejki i od razu udali się do prywatnej loży, która za drobną opłatą należała tylko do nich. – Zaproponowałem, żebyśmy zamieszkali razem. A ona od razu zmieniła temat. Wytłumaczysz mi to?
- Nic Ci nie odpowiedziała? – piłkarz zaśmiał się popijając piwo, które przed momentem przyniosła jedna z kelnerek. – Ależ ona ma ostry charakterek. Zawsze mi się podobała. – zamilkł widząc wzrok Afellay’a. – Musisz przejąć inicjatywę. Jak postawisz wszystko na jedną kartę to nie będzie miała wyboru.
- Tzn.? – słowa Alves’a wyraźnie zaintrygowały Ibiego, który słuchał go uważnie.
- Wspominałeś, że zamierzasz zmienić mieszkanie na większe. Zmień je i po prostu przekonaj Charlie, że zamieszkanie razem jest najlepszym rozwiązaniem. Bo po co macie mieszkać osobno, skoro i tak dużo czasu spędzacie razem?
- Otóż to. Tylko ona się nie zgodzi na to… Zacznie mówić, że „ledwo co się wprowadziła do swojego rodzinnego domu, który jest tak ogromny… i nie może się z niego wyprowadzić”. – przedrzeźnianie Charlie wychodziło mu lepiej, niż gdy robił to Gerard.
- To zrób to siłą. – Dani zaśmiał się głośno. – Wynajmij firmę, żeby ją spakowała i zanieś ją do nowego domu siłą.
- Myślisz, że to mogłoby się udać? Charlie mnie za coś takiego zabije! – pociągnął ze szklanki duży łyk piwa.
- Boisz się dziewczyny? Ibrahimie… - Dani pokiwał głową z dezaprobatą. – Mogę Ci pomóc? – Marokańczyk kiwnął twierdząco głową i na znak, że się zgadza uścisnęli sobie dłonie.
*
- Myślisz, że Ibi się zmienia? Jak to? Przecież do tej pory uchodziliście (według mnie) za idealną parę. Kto jak kto, ale nawet Twój brat i Cris nie sięgają Wam do pięt. – Sonia siedziała na kanapie trzymając w rękach małego Santiago, który przed momentem się obudził i ospale otwierał swoje maleńkie oczka.
- Zdecydowanie się zmienia. I to na gorsze. Wczoraj przyszedł do mnie w garniturze D&G. Ale rozumiesz… D&G! – również potrafiłam przedrzeźniać innych i wykonywać karykaturalne gesty. - Jak go poznałam nie był w ogóle zainteresowany modą, a teraz… Geri mi powiedział, że dołączył do paczki Puyola, Daniego i Valdesa, a to nie wróży za dobrze. Słyszałam, że chodzą na panienki, piją hektolitrami alkohol i zachowują się jak zwierzęta.
- Ale nie widziałaś ich w akcji? – pokiwałam przecząco głową. – To nie musi znaczyć, że tak jest. Wiesz jakie są plotki.
- W każdej plotce jest ziarno prawdy.
- Nie wiem  co mam Ci doradzić. Nigdy nie miałam takiego problemu… moje zazwyczaj są o wiele gorsze.
- Zadręczam Cię moimi problemami, a Ty nic nie mówisz co u Was! Opowiadaj wszystko ze szczegółami!
- Cóż… Pedro jest… - zacięła się na moment, żeby kontynuować z szerokim uśmiechem na twarzy. – Jest wspaniałym ojcem dla Santiego. Gdybyś zobaczyła ich razem… Sama rozkosz.
- Ale wiesz, że ja nie pytałam o ojcostwo, ale o WAS. – zaakcentowałam dobitnie ostatnie słowo, na które Sonia zareagowała głośnym kaszlem, który nie mogła przez chwilę opanować.
- Kilka razy próbował mnie zaprosić na… chciał żebyśmy wyszli, ale nie mogłam zostawić Santiego. Dopiero co się urodził.
- Minęło już kilka dni, więc możesz wyjść, a Santim zajmę się ja. Jestem w nim śmiertelnie zakochana i to będzie dla mnie czysta przyjemność.
- No nie wiem. Mały potrafi płakać przez kilka godzin…
- Kochana o nic się nie martw! Gdy będzie się coś dziać to zaraz do was zadzwonię. To jak będzie? – widziałam po minie blondynki, że ta na moje słowa omal nie skacze ze szczęścia, ale skutecznie się powstrzymywała.

Nie zdawałam sobie sprawy, że taki maluch ma tyle rzeczy. Pieluchy, zabawki, ubranka, śpioszki, coś świecącego, coś do ściskania, coś do wycierania. Przeszłam błyskawiczny kurs na niańkę, tzn. nauczyłam się zmieniać pieluchy co było dla mnie nie lada wyczynem, bo nigdy wcześniej tego nie robiłam. Pedro dawał mi instrukcje dotyczące jego synka: co lubi do czytania, który miś z nim śpi itp. itd. Gdyby dowiedział się wcześniej o randce to prawdopodobnie napisałby mi odpowiedni scenariusz, który miałabym realizować po ich wyjściu. Stwierdziłam, że nie ma po co zabierać Santiego do siebie i narażać go na hałas ulicy, skoro mogę równie dobrze zostać w domu jego rodziców i równie dobrze się bawić.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wypowiedziałam to w złą godzinę.
Maluszek spał kiedy jego rodzice po raz setny sprawdzali czy wszystko potrzebne zostawili na wierzchu, dlatego też z nadzieją myślałam o obejrzeniu jakiegoś serialu na ich ogromnej plazmie w salonie. Sonia wypisała wszystkie numery alarmowe (w razie czego) i przypięła magnesem na lodówce. Pedro sprawdzał czy gaz się nie ulatnia, czy okno u małego jest szczelnie zamknięte (w razie porwania) i czy lodówka jest pełna. Tak to było najważniejsze. W końcu mały musi dostać na kolację porcję golonki i kapuchy z ziemniakami.
Włączałam akurat „Beverly Hills 90210” na DVD gdy nagle usłyszałam płacz dziecka. Zerwałam się szybko i pobiegłam do jego pokoju, który na szczęście nie był oddalony daleko od salonu.
- No co jest, mały? – poprawiłam mu kołderkę i próbowałam sprawić, żeby znów zasnął, ale wszystkie moje próby kończyły się niepowodzeniem.
Płakał, i płakał, i płakał.
Chwytałam się wszelkich możliwych sposobów, żeby go jakoś ułaskawić. Odgrywałam teatrzyk jego (podobno) ulubionymi maskotkami, śpiewałam, tańczyłam (?!), recytowałam wierszyki, które nauczyłam się w podstawówce oraz takie które na bieżąco wymyślałam, kołysałam go w ramionach, tuliłam do siebie. I wszystko nadaremnie.
Nie mogłam dłużej lekceważyć jego płaczu, więc postanowiłam wezwać pomoc. Gerard byłby idealnym wybawieniem bo w jego ramionach dzieci zasypiały jak aniołki, ale niestety przebywał aktualnie w Madrycie na treningu reprezentacji Hiszpanii, której był dzielnym reprezentantem. Bojan, do którego wybrałam numer zaraz po wielkoludzie, trenował tam gdzie i on. Lilly była zawalona pracą. Cristina z dzieciakami siedziała w kinie. Rodrigo pojechał do Sevilli do kuzynostwa.
Nie chciałam tego robić, ale nie miałam innej opcji.
Został mi tylko telefon do Ibrahima.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka