7.23.2012

14. „Przez pół nocy tłumaczyłem się na komendzie, że nie wiedziałem, że ta panienka jest niepełnoletnia, że nawet jej nie tknąłem i nie jestem pedofilem.”

Resztę popołudnia spędziłam nie wychodząc z łóżka, leżąc w ramionach Ibrahima. Ktoś dzwonił na mój telefon, ale w tym momencie mało mnie to interesowało. Byłam całkowicie pochłonięta czymś zupełnie innym.
- Jestem Twoim chłopakiem? Oficjalnie? – brunet lekko zmrużył oczy.
- Chyba tak. Nie wiem… mamy przypieczętować to wypiciem kielicha krwi czy coś? – zaśmiałam się. – Po tym co się stało nie waż się nawet zapomnieć mnie tak przedstawiać innym. – pocałowałam go w policzek.
- A co z Pepem?
- Jakoś to załatwię, ale musisz dać mi trochę czasu. On jest naprawdę specyficzny i zanim to przełknie to minie. Muszę go jakoś na to najpierw przygotować.
- Czyli wszyscy będą o nas wiedzieć, oprócz Twojego brata?
- Na razie to będzie najlepsze rozwiązanie.
- A co z jego żoną? Ona wie?
- Cristina nam od zawsze kibicuje… pamiętasz jak pomagała mi wymknąć się z domu, żeby się z Tobą spotkać i jak mnie kryła? Jest naprawdę kochana.
- Chciałbym się podzielić z całym światem nowiną, że jesteś moją dziewczyną, chodzić z Tobą za rękę, całować w miejscach publicznych… a tak to nie będzie możliwe.
- Będzie możliwe! Tylko… przy nim musimy być bardziej powściągliwi.
- Obiecaj mi, że nie zostawisz mnie z powodu Twojego brata.
- Nigdy bym tego nie zrobiła z tego powodu. On jest moim bratem, ale nie może decydować z kim mam się spotykać. On ma swoje życia, a ja swoje.
- Kiedy ostatni raz mówiłem, że Cię kocham? – przybliżył twarz do mojej i przygryzł moją wargę. – Kocham Cię.
- Wiesz co przyszło mi na myśl… że jesteśmy puszczalscy. – Ibi spojrzał na mnie zaskoczony. – Poznaliśmy się zeszłej nocy, a już wylądowaliśmy w łóżku.


Praktycznie straciłam rachubę czasu. Wieczorem Ibrahim zabrał mnie na oficjalną pierwszą randkę jako prawdziwa para. Ubrałam się zwyczajnie, bez zbędnych świecidełek: dżinsy, beżowa bluzka w białe kropeczki i szary sweterek. Zarzuciłam na siebie płaszczyk i założyłam botki. Ibi wrócił do swojego mieszkania, żeby się trochę odświeżyć i przyjechał po mnie swoim sportowym porsche Cayenne. Było niesamowicie śliczne, sama bym takie chciała mieć. W środku było ciasno, ale za to wygodnie. Ibi przywitał mnie buziakiem w usta i otworzył przede mną drzwi od samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i rozejrzałam się dookoła. Jak na chłopaka to panował tu sterylny porządek, wywołało to u mnie zdziwienie, bo sama bałaganię jak najęta. Ale kto chciałby uświnić TAKIE auto??
- To gdzie mnie zabierasz? – byłam ciekawa dokąd jedziemy, ale Ibi milczał jak grób. Uśmiechał się pod nosem i próbował skupić się na drodze. Miałam dowiedzieć się na miejscu, ale moja niecierpliwość sprawiła, że zadawałam mu setki pytań. Zatrzymaliśmy się przed restauracją na obrzeżach Barcelony. Ibrahim oddał kluczyki chłopakowi, który miał zaparkować jego samochód, a my trzymając się za ręce weszliśmy do środka. Po zlokalizowaniu wolnego stolika przez kelnerkę zostaliśmy do niego zaprowadzeni i podano nam menu.
- Na co masz ochotę? – przeglądałam kartę dań, ale nic nie wpadło mi w oko.
- Na Ciebie. – odpowiedział Ibi z łobuzerskim uśmiechem. Pokiwałam tylko głową z dezaprobatą i ponownie wbiłam wzrok w menu. W ostateczności zamówiliśmy danie dnia, które zachwalała kelnerka. – Cieszę się, że pokazaliśmy się razem.
- Oby było tak jak najczęściej.
- Miałem dziś zostać u Ciebie na noc, ale może Ty zostaniesz u mnie? – westchnęłam głośno i spojrzałam na niego zawiedziona. – Nie wypróbowaliśmy jeszcze mojego łóżka.
- Ibi…
- Kochanie… - jęknął próbując coś wskórać. – Kochanie?
- Myślisz, że jak będziesz to powtarzał to się zgodzę? – zaśmiałam się. Brunet złapał mnie za rękę i delikatnie musnął ustami wierzchnią część dłoni. – Próbuj dalej…
- Ale tak przy wszystkich? Trochę nie wypada. – nachylił się nad stolikiem tak, aby mógł kontynuować szepcząc. – Gdyby nie było tych ludzi to rzuciłbym Cię na stół i kochalibyśmy się przez cały wieczór.
- Ale jest pełna sala. – kokietowałam go, aż podniósł się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
– Jesteś niemożliwa.
Zjedliśmy kolację rozmawiając na temat przyszłych treningów klubu i meczy wyjazdowych. Było przyjemnie zwłaszcza wtedy kiedy Ibrahim bez słowa całował mnie w usta. Kelnerki były trochę niepocieszone widząc, że taki przystojniak jest zajęty. Jest zajęty i to jak jasna cholera!
Rozpierała mnie radość i wewnętrzne poczucie spełnienia. Wreszcie oficjalnie byłam dziewczyną Ibrahima. Podczas jazdy powrotnej sprzeczaliśmy się do kogo mamy jechać. Obstawiałam za swoim domem, a Ibi stanowczo bronił swojego mieszkania. Postanowiliśmy to rozwiązać jak dorośli.
- Nożyczki tną papier! – krzyknęłam triumfalnie. Klasnęłam w dłonie i zaśmiałam się wywyższająco. Ibrahim z początku nie chciał się zgodzić, ale w końcu zaparkował samochód przed moim domem. Uwielbiałam wieczory, ponieważ w okolicy panował przyjemny spokój i nie słychać było gwaru miasta. Pociągnęłam bruneta za rękę do domu i zamknęłam za nim drzwi.
- To niesprawiedliwe. – burknął siadając na kanapie w salonie.
- Nie pamiętasz jak pytałam czy zostajesz na noc? A Ty odpowiedziałeś, że zostaniesz? – usiadłam mu na kolanach.
- Ale to było zanim wyszliśmy na kolację. – próbował bronić swojego zdania.
- Jak mam Ci to wynagrodzić? – poruszałam brwiami. – Może gorąca kąpiel? – brunet zmrużył oczy i przytaknął ochoczo głową. – Trafisz na górę, prawda? Ja zaraz do Ciebie dołączę tylko muszę sprawdzić kto do mnie wcześniej dzwonił, bo może to coś ważnego. – Ibi wyszedł na górę, a ja zajęłam się poszukiwaniami telefonu. Znalazłam go w kuchni, nawet nie pamiętałam skąd tam się wziął. Na wyświetlaczu widniało: „Trzy nieodebrane połączenia od: Pep”. Musiałam do niego oddzwonić, żeby nie martwił się, że coś mi się stało, albo jeszcze gorzej: żeby nie przyszło mu nawet do głowy mnie teraz odwiedzić.
- Halo? Pep? Chciałeś coś?
- Ładnie witasz swojego ukochanego braciszka, siostrzyczko. – zaśmiał się do słuchawki. – Dzwoniłem, żeby sprawdzić czy wszystko u Ciebie w porządku. Nie odebrałaś i chciałem do Ciebie pojechać, ale Cristina mi nie pozwoliła. – odetchnęłam z ulgą. – Duszno Ci?
- Ee, co? Nie, nie. U mnie wszystko w jak najlepszym porządku. Nie musisz się martwić. Przypominam Ci, że jestem dorosła.
- Tak, tak… dzwonię, żeby jeszcze raz Ci podziękować za zorganizowanie wspaniałych urodzin. Byłem i nadal jestem wzruszony.
- Uważaj, bo Ci uwierzę.
- Wpadniesz jutro na obiad? Mam zamiar coś ugotować.
- Nie wiem co będzie jutro, więc nie mogę Ci odpowiedzieć. Jeszcze się zdzwonimy… muszę kończyć, pa! – rozłączyłam się zanim brat zasypał mnie setką pytań. Rzuciłam telefon na stół i w pośpiechu wyszłam na górę gdzie czekał na mnie Ibrahim.

To była długa noc. Zasnęłam dopiero nad ranem wtulona w Ibrahima. Było mi tak dobrze, że mogłabym tak leżeć przez wieki. Nie przypuszczałam, że tak to wszystko się potoczy. Jeszcze wczoraj zamartwiałam się, że Ibi wyjechał i ma mnie gdzieś, a teraz jesteśmy parą. To dziwne uczucie: mieć kogoś. Zawsze byłam niezależna, a teraz mogę polegać na kimś i mieć go zawsze blisko siebie.
Z samego rana Ibi wymknął się i pojechał do siebie. Musiał się przebrać i przygotować na poranny trening. Powitałam nowy dzień z uśmiechem na twarzy. Założyłam na siebie szlafrok i zbiegłam na dół po schodach. Zaparzyłam kawę i włączyłam TV, gdzie akurat leciały wiadomości. Nie minęła minuta, a usłyszałam dzwonek domofonu.
- Kto tam? – zapytałam prosto z mostu bez zbędnych uprzejmości.
- To ja, maleńka. – od razu poznałam po głosie Rodrigo, który śmiesznie wymawiał niektóre sylaby. Miał niewielką wadę wymowy, ale kiedy śpiewał serce mi zamierało. W czasie studiów dorabiał sobie śpiewając w miejscowych klubach. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego nie myśli o wydaniu własnej płyty.
- Cześć, Ro. Co tam ciekawego? Wyspałeś się? – otworzyłam drzwi i przywitałam przyjaciela buziakiem na odległość.
- Owszem, ale Ty chyba nie za bardzo… - spojrzał na mnie badawczo. – Wiedziałem! – ułożył ręce w geście zwycięstwa i ruszył za mną do kuchni.
- Nie wiem o czym mówisz. – grałam na zwłokę, ale wiedziałam, że przed nim nic się nie ukryje.
- No dawaj… z kim spędziłaś noc? – czekał na jakieś gorące szczegóły, ale ja odpowiedziałam bardzo rzeczowo.
- Z moim chłopakiem. – chłopak  zagwizdał. Oparł się o blat stołu i spojrzał na mnie wyczekująco. – No co? Z Ibrahimem.
- Boże… dlaczego tacy faceci muszą być hetero? Ma może brata bliźniaka? – spiorunowałam go wzrokiem, ale po chwili zaśmiałam się głośno.
- Kawy? Właśnie zaparzyłam.
- Poproszę. – nalałam mu wrzątek do kubka i oboje usiedliśmy przy stole. – Cieszę się, że jesteś wreszcie szczęśliwa.
- Ja też. Będę się cieszyć, kiedy i Ty znajdziesz ładnego chłopca. – kędzierzawy przytaknął.
- Na którą masz do pracy?
- Dziś mam na godzinę później. Cristina chyba przeczuła, że nie jestem w formie. Możesz się ze mną zabrać. Pokażę Ci gdzie pracuję i obczaisz nowe ciuszki.
- Świetny pomysł. Nic nie zaplanowałem na dzisiejszy dzień, więc skorzystam z propozycji.
- Wiesz, że Pep wczoraj do mnie dzwonił i zaprosił mnie na obiad? Nie wiem jak mam się z tego wymigać.
- Powiedz, że jesteś zajęta chłopakiem. Może zrozumie…
- Jasne! On na razie nie może wiedzieć, że jestem z Ibim! Opowiadałam Ci kiedyś o Peterze? – szatyn pokiwał przecząco głowo, więc musiałam mu wszystko wytłumaczyć. -Ten, którego Pep wywalił z klubu po tym jak dowiedział się, że ze sobą randkujemy? Opowiadałam Ci przecież o tym… - westchnęłam głośno. – No i nie chcę, żeby to spotkało Ibrahima.
- Myślisz, że Pep mógłby to zrobić? Ibi ma podpisany kontrakt i nie mogą go wywalić za coś takiego… życie prywatne powinno być oddzielone od zawodowego, prawda?
- No niby tak. Powiem mu, ale jeszcze nie teraz.
- Wiesz kogo spotkałem w Nowym Jorku?… Iana. – otworzyłam szeroko oczy. – Serio. Wypytywał mnie o Ciebie, ale szybko go spławiłem.
- Niech się wypcha, bubek. Nawet nie chcę wspominać tego chorego związku. To był błąd i nigdy w życiu nie popełniłabym tego drugi raz.
*
Wesoła atmosfera była mocno wyczuwalna wśród trenujących piłkarzy Barcelony. Podzieleni byli na kilka drużyn i grali między sobą w piłkę. Ibrahim trafił do grupy m.in. z Iniestą, Messim i Puyolem. Pierwszy mecz wygrali bez problemu, ale kiedy w drużynie przeciwnej pojawił się Pique musieli się dużo nabiegać, bo tego dnia wielkolud był w nie za ciekawym humorze.
- Hej, Pique? Co jest? – piłkarz szturchnięty został przez Bojana.
- Nic, nic. Mam zły dzień i to wszystko.
- Czyżby ta panienka, którą poznałeś wczoraj nie dała Ci spać w nocy? – zaśmiał się na co kumple zareagowali tym samym.
- A żebyś wiedział. Przez pół nocy tłumaczyłem się na komendzie, że nie wiedziałem, że ta panienka jest niepełnoletnia, że nawet jej nie tknąłem i nie jestem pedofilem. – wszyscy stali w osłupieniu, ale po chwili wybuchli głośnym śmiechem. Biedny Pique kopnął mocno piłkę, która trafiła prosto do bramki.
- Nie przejmuj się, mały. – zaśmiał się Messi siadając obok niego na murawie. Słowo „mały” w jego ustach brzmiało przekomicznie, ale on miał wielki dystans do siebie i to się właśnie w nim ceni.
- Nie jestem dziś w humorze. – fuknął.
- Jak to możliwe? Kto jak kto, ale Ty zawsze tryskasz optymizmem. No… weź się w garść. – szturchnął go na żarty.
- Dobra, idźcie na lunch. Widzimy się za dwie godziny. – zarządził Pep. Wszyscy posłusznie zeszli z boiska kierując się w stronę szatni.
- Hej Ibi, to prawda, że kręcisz z Charlie? – zapytał Puyol w czym wzbudził zainteresowanie reszty przebierających się piłkarzy.
- A coś w tym złego? – Afellay nie wiedział co ma odpowiedzieć, bo znał umowę zawartą ze swoją dziewczyną i wiedział, że gdyby ta plotka dotarła do jej brata to nie byłoby za różowo.
- Absolutnie nie. Słyszałem od kogoś i chciałbym dowiedzieć się czy to prawda… - kędzierzawy zarzucił na siebie koszulę w kratę i oparł się o swoją szafkę zapinając szereg małych guzików.
- To trochę długa historia i nie chce mi się za bardzo o niej teraz opowiadać…
- No weź, stary… Wystarczy „tak” lub „nie”. – Ibrahim rozejrzał się czy w pobliżu nie ma trenera i kiwnął twierdząco głową.
- Tylko ani słowa Pepowi. – zagroził śmiertelnie poważnie Ibi. - On nie może o tym wiedzieć. – kumple obiecali dyskrecję i wspólnie pogratulowali piłkarzowi, który w odpowiedzi uśmiechał się szeroko.
*
Musiałam ulec namowie brata i wybrać się do niego na obiad, którzy rzekomo sam przygotował. Trochę to było mi nie na rękę, bo chciałam jak najwięcej czasu spędzać z Ibrahimem, a nie z bratem. Nie mogłam mu jednak odmówić, bo zacząłby snuć domysły i zamęczyłby mnie pytaniami.
Wieczorem zaprosiłam do siebie do domu Lilly, Pique, Rodrigo, Pedro, Bojana, Sergio oraz Valdesa. Z oczywistych przyczyn Ibrahim nie musiał się zapowiadać, bo siedział u mnie już od dobrych dwóch godzin. Przyjaciele zrobili wiele zamieszania, ponieważ przynieśli mnóstwo jedzenia i alkoholu, który w krótkim czasie się skończył. Sergio i Bojan postanowili skoczyć do monopolowego, a reszta rozłożyła się w salonie przed telewizorem. Nie minęło dziesięć minut, a usłyszałam dźwięk domofonu. Podbiegłam do niego z pewnością, że to chłopcy, ale w słuchawce usłyszałam głos nieznanej mi dziewczyny.
- Nazywam się Sonia Fererra. Dostałam wiadomość, że mogę tu znaleźć Pedro. – byłam trochę zdezorientowana, ale wpuściłam ją do środka. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się niewielka blondynka ze sporym ciążowym brzuchem, która była chyba bardziej zdenerwowana ode mnie.
- Szukasz Pedro, tak? Chwileczkę. – zamknęłam za nią drzwi i pospiesznie zawołałam piłkarza, którego śmiech roznosił się po całym domu. Niczego nie spodziewający się wszedł do przedpokoju. Spojrzał na dziewczynę i momentalnie zbladł na twarzy. – Pedro. Dobrze się czujesz? – zapytałam troskliwie.
- Jak widać jestem w ciąży. – zaczęła blondynka. – Pedro, będziesz ojcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka