7.23.2012

11. „Jestem za ładny, żeby grać w piłkę”

Dni biegły dość szybko, ponieważ zajęta byłam przygotowaniami do urodzin Pepa. Na początku zajęłam się listą gości co było piekielnie trudne. Ukradłam bratu jego notes z kontaktami i razem z Cristiną ustaliłyśmy kogo zaprosić, a kogo nie. Jako, że nasze przyjęcie-niespodzianka miało być ekskluzywne kupiłyśmy własnoręcznie robione zaproszenia i pięknie je wypełniłyśmy. Na szczęście nikt nam nie przeszkadzał, bo zaszyłyśmy się w moim domu. Pep zabrał dzieciaki do wesołego miasteczka, więc nie musiałyśmy się przejmować, że w którymś momencie nasza niespodzianka się sypnie.
- Skończył mi się długopis… - jęknęła Cris podczas wypisywania kolejnego zaproszenia.
- Poszukaj w szufladzie w kredensie. Powinien tam jakiś być. – sama zajmowałam się wkładaniem ich do eleganckich kopert. – Myślisz, że mamy je wręczać osobiście czy wysłać pocztą?
- Szkoda czasu na jeżdżenie po całej Hiszpanii ze zaproszeniami. Pocztą też głupio, bo może to trwać strasznie długo… wyślemy kurierem do rąk własnych, więc będziemy mieć pewność, że wszyscy je dostali. A co z Valencią?
- Dzwoniła Monica, wszystko jest już ustalone i opłacone. Wszyscy nie mogą się już doczekać, zwłaszcza dziadkowie.
- Zostało półtora tygodnia, a my jesteśmy w proszku. Co z tą imprezą w drugi dzień?
- Wynajęcie wyspy odpada, bo strasznie z tym dużo załatwiania. Facet powiedział mi, że takie rzeczy załatwia się w kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a nie z dnia na dzień. Zadzwoniłam do klubu w Barcelonie i zastanawiam się czy tam tego nie zorganizować, bo jest świetny: nowoczesny, duży i barmani są tacy przystojni…
- Charlie, w takim razie musimy tam od razu jechać i podpisać umowę, żeby ktoś nam tego lokalu nie podkupił wcześniej.
- Masz rację. Tylko dokończymy wypełnianie zaproszeń i możemy jechać.
- Tak sobie teraz myślę, że z naszym ślubem było mniej załatwiania niż z tymi urodzinami… To jakieś szaleństwo.
- Czasy się zmieniają.
- A jak Ibrahim? – zakleiłam kolejną kopertę i wrzuciłam ją do pudełka.
-  Co z nim? – zapytałam próbując się jakoś wymigać od poruszania tego tematu.
- Będzie na imprezie?
- Nie mam pojęcia. Wyślemy mu zaproszenie, a czy do tego czasu wróci to nie wiem.
- Tęsknisz za nim?
- Bardzo. – próbowałam się trzymać, ale w środku czułam ukłucie. Nie chciałam się rozkleić przy Cristinie. W ogóle nie chciałam się rozkleić. Jakby tego było mało zadzwonił domofon. Cris widząc moją minę odebrała i wpuściła, jak się po chwili okazało Gerarda.
- Siemasz, piękne panie. Mam dla was coś słodkiego. – poruszał brwiami i z papierowej torby wyjął dużą czekoladę.
- Dzięki, Geri. Właśnie o tym marzyłam. – złapałam tabliczkę czekolady i usiadłam na kanapie.
- Co jej jest? - Geri zapytał Cris, która odpowiedziała: „to co zawsze”. – W zasadzie przyszedłem Wam pomóc. Jestem potrzebny?
- W pudełku są zaproszenia, trzeba zadzwonić do kuriera i umówić się z nim, żeby jak najszybciej przyjechał. – od razu Cristina zbombardowała go zadaniami. – My zaraz jedziemy obejrzeć klub, w którym ma się odbyć impreza.
- Mogę jechać w wami?
- A kurier?
- No przecież zdążę to jeszcze dziś załatwić. Charles… umorusałaś się czekoladą. – rzucił mi paczkę chusteczek.
- Dobra wypełniam ostatnie zaproszenie. – rozanielona Cristina zakleiła je w kopercie i wrzuciła do pudełka z resztą. – Wstawaj, Charlie… Idziemy!
- Już, już. – zmyłam czekoladę z twarzy w łazience i wróciłam do salonu.
- I Ty mówisz, że jem jak zwierzę? – zaśmiał się Geri obejmując mnie ramieniem. Wbiłam mu łokieć między żebra i jak na zawołanie przestał się ze mnie śmiać.

Lokal był idealny na zorganizowanie urodzinowej imprezy dla Pepa. Miał wszystko co potrzebne, by zadowolić naszych wymagających piłkarzy. Nie mieliśmy co do tego ani cienia wątpliwości. Podpisaliśmy umowę i zapłaciliśmy od razu zaliczkę. Całą drogę powrotną słuchałam kawałów na zmianę odpowiadanych przez Gerarda i Cris. Pod moim domem dosłownie płakałam ze śmiechu, ale moje emocje się ostudziły widząc grupkę fanów Elvisa.
- Jasny gwint… a oni swoje… - chciałam wywiesić tabliczkę na bramie, że jednak Presley tutaj nie mieszkał i żeby dali mi wreszcie święty spokój, ale to nic by nie pomogło. Fani widząc Gerarda osiągnęli zenit swojej ekscytacji. Biedaczek został z nimi rozdając autografy i pozując do zdjęć. Przemknęłam niezauważalna i zamknęłam się w domu na cztery spusty.
*
Następnego dnia w pracy miałam urwanie głowy, bo Cristina zostawiła mnie zupełnie samą. Musiałam dopilnować zamówienia na nowe ubrania i w między czasie zajmować się klientami. Przez ostatnie dni Cristina dawała mi cenne rady jak z nimi postępować, aby ich nie obrazić, ale wyrazić swoją subiektywną ocenę. W prowadzeniu butiku wszystko opierało się na tym ile sprzedamy, a nie nad indywidualnym klientem i jego potrzebach. To brzmi trochę ponuro, ale chcąc zarabiać, trzeba być twardym i wiedzieć czego się chce.
W czasie lunchu nie mogłam wyrwać się na miasto, bo nie miałam z kim zostawić sklepu. Pomocny okazał się Bojan, który przyniósł mi coś do jedzenia.
- Dzięki, jesteś najlepszy. – uścisnęłam go i zaprosiłam do lady, aby usiadł z boku na krzesełku barowym. – Jak trening?
- Za godzinę muszę wracać. – jęknął niepocieszony. – Pep dziś nas strasznie męczy.
- Dobrze wam tak. – zaśmiałam się. Otworzyłam pudełko z sałatką i podsunęłam pod nos Bojanowi. Nie chciał się poczęstować, więc sama rozpoczęłam konsumpcję.
- No gdybyś była na naszym miejscu to mówiłabyś co innego. Dobrze, że kochamy piłkę, bo inaczej pouciekalibyśmy już dawno.
- No wiesz… Barca to Barca… - piłkarz przyznał mi rację.
– Jeszcze nikomu tego nie mówiłem, ale dzwonił do mnie gościu z Rzymu i pytał czy nie chciałbym tam grać.
- Skąd?
- AS Roma.
- Też dobry klub, ale… zostawiłbyś Barce?
- Mam kontrakt do lipca, ale jeszcze nie wiem co zrobię. Mogłabyś tego nie mówić nikomu?
- Oczywiście. – poklepałam chłopaka po ramieniu i uśmiechnęłam się zachęcająco. – Cokolwiek zrobisz, będzie słuszne.
- Dzięki, Charlie… Wiesz, że nie powiedziałem o tym nawet rodzicom? Mój tata chyba dostałby zawału, gdyby się okazało, że jednak przechodzę do AS Romy!
- Musisz go przygotować na takie ewentualnie zdarzenie, bo tak z dnia na dzień powiedzieć o czymś tak ważnym się nie da. Jak chciałam iść na studia do Paryża to kilka miesięcy wcześniej całkiem „przypadkowo” rozkładałam po domu ich broszurki. Chcąc nie chcąc rodzice je oglądali, ale w rezultacie i tak lądowały w koszu… ale mniejsza o mnie. – brunet zaśmiał się słysząc moją historię. – Coś w tym jest…
- W czym?
- Że każdy piłkarz Barcelony jest taki uroczy! Nie mogę się na was napatrzeć. – wyszczerzyłam zęby.
- Proszę Cię… nie gadaj takich głupot, bo dostaniesz kopa. Wystarczy, że Pique na każdym treningu podkreśla: „Jestem za ładny, żeby grać w piłkę.
- Serio? – zaśmiałam się głośno. – Cały Geri…
- No, ale znasz go. Wiesz dobrze jakie on bajki opowiada… kiedyś np. ogłosił, że miał internetowy romans z modelką bikini, która okazała się być tak naprawdę czterdziestoletnim zboczeńcem.
- W to akurat jestem skłonna uwierzyć! Wieczorami jak nie imprezuje to siedzi na czacie… wiesz, że tam nie brakuje zboczeńców.
- Racja, ale na szczęście to był internetowy romans, a nie w rzeczywistości.
- No tak! Czaisz jakby się tak umówił biedny? A tu klops.
- Ha ha. – Bojan podniósł się dalej się śmiejąc. – Muszę już wracać. Zanim dostanę się na Camp Nou to trochę minie czasu, a nie mogę się spóźnić.
- Dziękuję za przyniesienie mi lunchu i dotrzymanie towarzystwa. Miałam dziś zaledwie trzech klientów! Można się zanudzić czasami, gdy już wszystko się zrobi.
- Nie ma za co. Polecam się! Miłej pracy. – pocałował mnie w policzek i wyszedł zostawiając mnie samą. Wyrzuciłam opakowanie po sałatce i posprzątałam ladę, którą zdążyłam już uświnić. Koło drugiej przyjechała dostawa, którą musiałam odebrać, a potem rozpakować.

Po pracy wybrałam się na małe zakupy na pobliski targ. Kupiłam coś do jedzenia i wróciłam prosto do domu. Nie miałam ochoty na żadne odwiedziny i rozmowy. Założyłam na siebie szlafrok i wełniane skarpety, poczym rozłożyłam się wygodnie na kanapie przed telewizorem. Włączyłam jakąś komedie romantyczną, która właśnie się zaczęła i z kubełkiem truskawkowych lodów delektowałam się tą chwilą.
Na moje nieszczęście po połowie obejrzanego filmu rozdzwonił się mój domofon. Wiedziałam dobrze, że to albo chłopcy z Barcelony, albo Pep, no może ewentualnie Cris. Nie miałam za bardzo wielu znajomych z poza tego kręgu.
- Kto tam? – podniosłam słuchawkę domofonu i czekałam na najgorsze.
- Czy to dom panny Guardiola? – nie mogłam wierzyć własnym uszom. W słuchawce usłyszałam dawno niesłyszany i jakże znany mi głos.
- Rodrigo? Rodrigo Nunez? – mogłam się mylić, ale ten charakterystyczny chichot poznałabym od razu.
- Charlotta? Charlotta Guardiola? – przedrzeźnił mnie śmiejąc się. Wcisnęłam guzik i już po chwili w moim progu stał przyjaciel ze studiów.
- Co Ty tu robisz, Rodrigo? Nie miałeś jechać do Stanów? – przywitałam go szeroko rozłożonymi ramionami, w które po chwili wpadł Hiszpan.
- Wróciłem do Hiszpanii na stałe. W USA nie miałem szans na zaistnienie. Pracowałem jako asystent… z moimi studiami jako asystent! Karygodne! – zaprosiłam go do środka i zamknęłam za nim drzwi. Rodrigo ma dość specyficzny styl, który można kochać albo nienawidzić. To stuprocentowy gej, który nie kryje się z tym i czuje się wspaniale w swoim pięknie wyrzeźbionym ciele. Poznałam go na pierwszym roku studiów i od razu znaleźliśmy ze sobą dobry kontakt. – Zaniedbałaś się, moja droga. – zlustrował mnie wzrokiem i widząc szlafrok, skarpety westchnął głośno.
- Właśnie wróciłam z pracy i było mi zimno. – wzruszyłam ramionami. Usiedliśmy razem na kanapie w salonie i spojrzeliśmy na siebie, poczym wybuchliśmy śmiechem. – Nie wierze, że znów Cię widzę! Myślałam, że przeczytam o Tobie w jakiejś gazecie i będę się chwalić znajomym, że Cię znam.
- Trudno się przebić w świecie, w którym liczą się kontakty. Chciałem być jak Carrie z „Seksu w wielkim mieście”… a wyszło na to, że jestem jak Kevin z „Kevin w Nowym Jorku” i muszę walczyć o przetrwanie. Próbowałem, szukałem pracy, ale nic mi nie wyszło. Mój amerykański sen się nie spełnił. – przytuliłam go mocno do siebie i pogłaskałam po ramieniu.
- I bardzo dobrze, bo nie spotkalibyśmy się więcej, a tak to jesteś tu i teraz. Chcesz kawy?
- Bardzo chętnie. – zrzuciłam z siebie szlafrok, który znów wywołał u Rodrigo napad śmiechu i zaszyłam się na parę chwil w kuchni. Zaparzyłam kawy i podałam jeden z kubków staremu przyjacielowi. – A jak sprawy sercowe, moja droga? W Paryżu zarzekałaś się, że dobrze Ci jak jest i nikogo nie szukasz. A jak jest naprawdę?
- Poznałam kogoś wyjątkowego. – kędzierzawy zrobił wielkie oczy i nachylił się, żeby usłyszeć jakieś pikantne ploteczki. – Jest w Holandii i mamy zacząć od nowa jak wróci.
- W Holandii? Byłem tam kiedyś… narkotyki prawie leżą na ulicach. Moje najlepsze wakacje w życiu! Ale mniejsza o mnie… Gdzie go poznałaś? Jak wygląda? Opowiadaj!!! – krzyknął siadając po turecku. Jego mimika i gestykulacja rozśmieszały mnie do łez, a on po prostu taki jest… jeszcze nigdy nie widziałam, żeby rozmawiał z kimś bez wyrażania emocji. Jest uroczy!
- To piłkarz, gra w Barcelonie. – Rodrigo westchnął głośno i oparł głowę o oparcie kanapy. – Ma na imię Ibrahim, jest… Może pokażę Ci jego zdjęcie? – brunet ochoczo przytaknął i wysłał mnie do pokoju. - Kiedy chodziłam na ich treningi to robiłam im zdjęcia i dziwnym przypadkiem na większości z nich jest właśnie On.
- Boże… ale ciacho! – wyrwał mi jego zdjęcie z rąk i zaczął się mu przyglądać. – Na pewno jest hetero? – zaśmiałam się i kiwnęłam głową. – Ja też takiego chcę!
- Znajdziesz!
- Ale kiedy, misiu? Ja już mam dość czekania na księcia z bajki… Moim postanowieniem noworocznym jest znalezienie faceta. Takie przygody na jedną noc są fajne, ale do czasu.
- Poszukamy! Wiesz ilu gejów jest w Barcelonie? Przekonasz się!… A gdzie się zatrzymałeś?
- W domu rodzinnym, z rodzicami, którzy nadal nie pogodzili się z tym, że ich jedyne dziecko jest gejem. Wciąż powtarzają, że chcą mieć wnuki… a ja im odpowiadam, że w dzisiejszych czasach geje mogą adoptować.
- Mieszkam sama w tym dużym domu i fajnie by było mieć towarzystwo. Gdybyś chciał…?
- Kocham Cię, Charlie! Jesteś najcudowniejszą osobą po słońcem, ale muszę Ci odmówić. Na razie mieszkam z rodziną, ale niedługo coś wynajmę. Jestem już dużym chłopcem. – przytulił mnie mocno. – Już nie mogę słuchać tego, że homoseksualizm jest chorobą i mogę się jeszcze wyleczyć.
- Wiesz dobrze, że rodzice się o Ciebie martwią. Oni tak do końca nie wiedzą na czym to wszystko polega… Musisz z nimi porozmawiać, albo ja to zrobię?
- Nie żartuj sobie, kotku. Moi rodzice są strasznie staroświeccy… jak dowiedzieli się, że chcę studiować fotografię w Paryżu to o mało co mnie nie spalili na stosie. Gdyby dowiedzieli się, że w Stanach pracowałem jako model to już byłbym martwy.
- Ale model czego? – zaśmiałam się ruszając brwiami.
- Bielizny w jakimś gejowskim piśmie. Wiesz ile można na tym zarobić? Dzięki temu tak długo się tam utrzymałem.
- Nie przejmuj się, ja Cię za to nie potępiam w żadnym stopniu. Praca jak każda inna. Ja teraz pracuję u mojej szwagierki w butiku.
- Musisz mnie tam zabrać, bo nie byłem na zakupach chyba z dwa tygodnie! – teatralnie przewrócił oczami.
- Toż to przestępstwo! Aż dwa? – zaśmiałam się.
- Dziękuję, Charlie jeszcze raz, że tak gościnnie mnie przyjęłaś. To naprawdę wiele dla mnie znaczy… Jesteś wspaniałą przyjaciółką. – Rodrigo objął mnie i już nie chciał wypuścić ze swych rąk. Nie mogłam mu nie zaproponować wprowadzenia się. To nie w moim stylu. Może tego nie przemyślałam, ale wspaniale byłoby mieć kogoś bliskiego tuż obok siebie. Mimo, że odmówił to wiem, że będzie częstym gościem w moim domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka