Po powrocie do mieszkania,
zastałam Ibrahima siedzącego w salonie z Gerardem i Rodrigo rozmawiających o
czymś zaciekle. Kiedy mnie zobaczyli szybko umilkli i spojrzeli równocześnie na
siebie, a potem na mnie.
- O czym tak plotkujecie? –
spojrzałam na nich podejrzliwym wzrokiem. Odłożyłam siatki z zakupami na bok i
usiadłam obok Ibiego.
- Takie męskie rozmowy. – odrzekł
Pique. – Jak było na sklepach?
- Jak widać kupiłam za dużo
rzeczy. Spotkałam Busiego i chwilę pogadaliśmy. – wzrok chłopaków spoczął na
Ibrahimie. – No dobra. Mówicie o co chodzi? – skrzyżowałam ręce na piersiach.
- A o co ma chodzić? – Ro nie
potrafił kłamać i wiedziałam o tym doskonale. Zawsze wtedy nerwowo unosił jedną
brew do góry i tak też było tym razem.
- O te wasze szepty i dziwne
spojrzenia. No mówcie. Wiecie, że nie lubię gdy ktoś mnie okłamuje, a Wy to
właśnie robicie. – szturchnęłam Ibrahima w bok. Ten jedynie objął mnie
ramieniem i pocałował w skroń. – Mów!
- Nie ma o czym mówić, kochanie. Rozmawialiśmy
o Sergio i tyle. Kiedy powiedziałaś, że go widziałaś to stwierdziliśmy: „o
wilku mowa” i tyle. – jakoś nie usatysfakcjonowała mnie jego odpowiedź.
Stwierdziłam, że nie chce gadać przy kumplach, więc wypytam go później.
- Chcecie coś do picia? –
zwróciłam się do dwójki pozostałych.
- Mogłabyś mi zrobić kawę. –
odpowiedział Ro, na co przytaknął od razu Pique. Ibrahim poprosił natomiast o
wodę. Kiedy tylko znikłam na chwilę w kuchni usłyszałam szepty dochodzące z
salonu. Frustrowało mnie to niemiłosiernie, bo byłam osobą, która zawsze musi
wszystko wiedzieć, a takie niedopowiedzenia szarpały moje nerwy.
Wyjęłam z lodówki butelkę wody i
zalałam trzy kawy, które zaniosłam do salonu. Usiadłam z powrotem obok Ibiego,
który ponownie objął mnie ramieniem.
- Geri, kiedy ślub? – zaśmiałam się
podając mu filiżankę z gorącym napojem. Chłopak spojrzał na mnie szeroko
otworzonymi oczyma i nerwowo zaśmiał się pod nosem. – Czytałam dziś w jakiejś
gazecie, że Shak jest w ciąży, a w innej, że dwa tygodnie temu wzięliście potajemny
ślub na Bora-Bora.
- To nam nie grozi. Uwierz mi. –
zaśmiał się głośno. – Shakira jest w Japonii i wraca za dwa tygodnie na ślub
Pedrito i Sonii.
- A Ty Ro? Jak tam sprawy się
układają? – uśmiechnęłam się do przyjaciela. Kędzierzawy roześmiał się głośno
na moje słowa.
- Zerwaliśmy. To nie było nic
poważnego. Mam teraz kogoś innego na oku. – puścił mi oczko. – Ma prawie dwa
metry i pracuje w wielkiej korporacji w Madrycie.
- O matko! Gdzie go poznałeś? –
wybałuszyłam oczy.
- Po powrocie z wakacji. W ten
wieczór kiedy zerwałem z Tomem, spotkałem go w klubie przy barze i zaczęliśmy
rozmawiać. Tak jakoś wyszło, że spotkałem się z nim ponownie i jutro mamy
randkę.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę!
– uśmiechnęłam się.
- A Wy? – zwrócił się do mnie
Geri.
- Co my? – odpowiedziałam pytaniem.
- Zaręczyliście się i pasowałoby
ustalić jakąś datę. Powiem Wam, że ja preferuję ciepełko, więc nie róbcie tego
w zimę, ok? – spojrzałam na Ibrahima, który śmiał się pod nosem na słowa
przyjaciela.
- Jak już coś ustalimy, to damy
Wam znać. Nie męczcie już tak nas. – odrzekł Ibi. Pocałowałam go w policzek.
Myślałam, że pociągnie jakoś ten temat, bo w końcu on był za tym, żeby pobrać
się jak najszybciej się da. On natomiast przejął moją stronę i za to go
ubóstwiałam.
- Macie już plany na wieczór
kawalerski Pedro? – zapytałam z ciekawości. Chciałam podpatrzyć jakieś pomysły
od nich, bo sama nie wiedziałam co robić z dziewczynami.
- Tajemnica. – zaśmiał się
Gerard. – Co się dzieje na kawalerskim, zostaje na kawalerskim. Nie ma innej
możliwości.
- A możecie mi chociaż powiedzieć
czy będziecie się bawić w kraju czy macie zamiar porwać gdzieś pana młodego?
- Nic nie powiemy.
- Ro, mam nadzieję, że mi
pomożesz coś wymyślić. – jęknęłam. – Mam totalną pustkę w głowie.
- No jasne, że Ci pomogę. –
usłyszałam od przyjaciela. Mogłam odetchnąć z ulgą, bo miałam wreszcie na kogo
liczyć. Oczywiście Shakira deklarowała pomoc, ale przy jej trasach koncertowych
to było wprost niemożliwe, a Lily pracowała praktycznie całymi dniami. Wszystko
zostało na mojej głowie, pomimo tego, że sama pracowałam z chłopakami i
jeździłam z nimi na mecze. Miałam straszny zapierdziel, a dodatkowo musiałam
zająć się planowaniem wieczoru panieńskiego Sonii. Jedyne było pewne: musiało
to być coś wystrzałowego i niezapomnianego.
Wyciągnęłam Rodrigo na górę do
sypialni, pod pretekstem pokazania mu moich zakupów i zamknęłam za nami drzwi.
- Na jakim etapie jesteśmy? –
zapytał Ro siadając na łóżku.
- Jesteśmy w dupie. –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ślub dokładnie za dwa tygodnie, a ja niczego
nie przygotowałam. Sonia szaleje, bo nie może znaleźć sukienki i zajmuje się
organizacją, więc muszę ją jakoś rozerwać na panieńskim, a nie wiem jak się za
to zabrać.
- Nie martw się, kotku. Damy
radę. – objął mnie mocno. – Tylko się tak nie spinaj. Weź głęboki wdech. –
zrobiłam tak jak poradził i usiadłam na łóżku obok niego. – Lepiej?
- Dzięki, że mi pomagasz. Serio,
nikt inny nie przyszedł mi do głowy.
- Od tego są przyjaciele. A
przyjaciele geje to prawdziwy bonus od życia. – zaśmiał się głośno. – Czyli mamy
dwa tygodnie.
- Niecałe, bo przecież nie
zrobimy panieńskiego w dniu ślubu.
- No, tak. Potrzebny nam jest
jakiś klub, dużo alkoholu, a potem jakoś to będzie.
- Zastanawiałam się nad tym
klubem na plaży, ale pewnie jest już za późno, żeby go wynająć.
- Nie ma rzeczy niemożliwych.
Znajdź mi numer w Internecie, a ja w tym czasie zadzwonię do mojego kumpla z
klubu „Pure”. Może tam jest wolne. – otworzyłam laptopa i wyszukałam w
przeglądarce kontakt do klubu. Kiedy tylko znalazłam numer od razu podałam go
Ro, który zadzwonił tam i wszystkiego się dowiedział.
- Otóż moja droga, klub ma
rezerwacje do końca października na każdy możliwy dzień, ale mój dobry znajomy
z „Pure” mówi, że może nas wcisnąć w czwartek. – klasnęłam w ręce. – Tylko jest
mały haczyk…
- Tak?
- Połowa sali jest już
zarezerwowana i musielibyśmy dzielić się barem z inną imprezą.
- To przecież nie robi nam
różnicy. Ważne, żeby wystarczyło dla nas alkoholu.
- Są dwie sale taneczne, więc nie
ma mowy o ścisku na parkiecie i właśnie jeden, ale za to bardzo duży bar. To
jak? Oddzwonić i rezerwować?
- Tak. Ja jestem na tak! –
przyjaciel uśmiechnął się do mnie szeroko i wybrał ostatnio wybierany numer. Po
chwili się rozłączył i powiedział, że już jedna sprawa jest załatwiona.
Pozostało tylko zadzwonić do wszystkich koleżanek Sonii, zamówić alkohol i
zająć się jakąś rozrywką.
- Myślałaś o Chippendales? – zwrócił się do mnie.
-
Szczerze to tak, ale nie wiem czy Sonia praktykuje takie zabawy… no wiesz. W
sumie ma dziecko, narzeczonego…
-
Przecież to tylko zabawa. Nikt nie każe jej iść z nim się bzykać na zapleczu,
złotko. Potańczą chwilę, rozbiorą. – uśmiechnął się szeroko.
-
Zajmiesz się tym? Ja nawet nie wiedziałabym gdzie mam zadzwonić.
- Jasne,
nie ma sprawy. Mam tam znajomości. – puścił mi oczko. Zaśmiałam się pod nosem.
W między czasie kiedy on dzwonił, ja wyjęłam zakupy i zaniosłam je do
garderoby. Kiedy wróciłam, Ro czekał na mnie z radosną wiadomością.
-
Ok, zamówiłem trzech chłopaków. Zrobią małe show i zostaną do północy, żeby
bawić się z dziewczynami.
-
Wreszcie mamy coś ustalone. Sama siedziałabym pewnie przy laptopie i szukała
kogoś kto może mnie wyręczyć. – zaśmiałam się.
-
Ok, wracamy na dół? – kiwnęłam głową, że się zgadzam i razem zeszliśmy na dół.
Gerard i Ibrahim gadali o jakimś meczu. Usiadłam obok narzeczonego i wtuliłam
się w jego ramię.
- Co
tak długo Wam zajęło? – zwrócił się do mnie po chwili. Jako, że Ro był
zdeklarowanym gejem, nie musiał się niczego obawiać.
-
Rozgadaliśmy się o ciuchach. Wiesz jak to jest… Ty czasami gadasz z Danim o zegarkach
przez półtorej godziny.
-
Zegarki to co innego. – uśmiechnął się i wrócił do rozmowy z Gerardem. W między
czasie kiedy oni rozmawiali, ja i Rodrigo wysyłaliśmy sms do wszystkich
koleżanek z informacją kiedy i gdzie odbędzie się wieczór panieński.
*
Przez
kolejne dni całkowicie pochłonięta byłam weselem Sonii i Pedro. Pomagałam
przyjaciółce jak tylko mogłam, bo w końcu od czegoś mnie miała. Wybrałyśmy
razem przepiękną sukienkę, którą kupiłyśmy w Madrycie oraz buty, w których
byłam całkowicie zakochana. Zamówiłyśmy kwiaty, catering, wysłałyśmy
zaproszenia – po prostu wszystko na ostatnią chwilę. Tak właśnie jest, kiedy
młodzi decydują się na szybki ślub.
Małym
Santim zajmował się tatuś, który z dumą zabierał go na spacery po Barcelonie,
albo na treningi. Mój brat był na niego o to wściekły, bo cała koncentracja
chłopaków zwrócona była na hasającego malca. Na szczęście (powiedzmy) Pedro
miał niewielką kontuzję i nie mógł przez kilka tygodni uczestniczyć w
treningach, więc mógł całkowicie oddać się tacierzyństwu.
Mój
brat doskonale wiedział, że zaręczyłam się z Ibrahimem, ale nie dawał tego po
sobie poznać. Był niewzruszony na to, że wszystkie gazety rozpisują się o
naszym ślubie, ciąży i innych bzdetach. Chciał, żeby Ibi dawał z siebie 120% na
treningach i tak właśnie było. Moi rodzice byli chyba bardziej podekscytowani
tym, że za jakiś czas piłkarz wejdzie do naszej rodziny, niż mój rodzony brat.
Nie miałam mu tego za złe. Broń Boże! Cieszyłam się, że nie porusza tego tematu
i unika go jak ognia. Kiedy tylko jego żona pokazywała mu jakiś katalog z
sukienkami ślubnymi, on po prostu wychodził. Miałam specyficzny charakter, ale
kochałam go za to jaki właśnie był. Opiekował się mną i dalej to robił. Zapewne
to nie skończy się po moim ślubie.
Do
Barcelony zjechali się przyjaciele młodej pary, którzy mieli uczestniczyć w
dwóch hucznych imprezach: wieczorze panieńskim Sonii oraz wieczorze kawalerskim
Pedro.
Wszyscy
byli podenerwowani, ale to ja prawie dostałam stan przedzawałowy, kiedy okazało
się, że jeden tancerz nie może przyjść. Rodrigo wszystko załatwił i jakiś inny
chłopak miał go zastąpić. Założyłam krwiście czerwoną sukienkę, beżowe szpilki
na 15cm obcasie oraz naszyjnik z wygrawerowanym imieniem Ibrahima, który dostałam
od niego jakiś czas temu. Włosy rozpuściłam i zrobiłam dość wyzywający makijaż.
Miałam iść się bawić, więc postanowiłam zaszaleć. Ibrahim w swoje garderobie założył
dopasowany garnitur od któregoś z projektantów, z którym się zaprzyjaźnił i
robił mu ubrania na miarę. Stwierdziłam, że to wydawanie pieniędzy w błoto, ale
on uwielbiał dobrze wyglądać i szastał pieniędzmi na nowe buty czy dodatki.
Rzeczywiście wyglądał jak milion dolarów, ale bez tej całej otoczki bogactwa,
też niczego mu nie brakowało. Zakochałam się w normalnym chłopaku, który
przyjechał do Barcelony, a z biegiem czasu stał się piłkarzem w markowych
ciuchach, jeżdżącym drogimi samochodami i chwalącymi się nowymi gadżetami.
Przymykałam na to oko, ale postanowiłam, że jeżeli sytuacja wymknie się mu spod
kontroli, to zareaguję ostro. Naprawdę ostro.
-
Pięknie wyglądasz. – pocałował mnie w czoło. – Podrzucić Cię? Zobaczę czy nie
kręcą się jacyś roznegliżowani chłopacy przy okazji.
-
Umówiłam się, że zabierze mnie Rodrigo, ale chyba faktycznie powinniśmy
najpierw skoczyć z Tobą i zobaczyć czy nie ma tam jakiś panienek. – brunet przyciągnął
mnie do siebie i pocałował w usta.
-
Kocham Cię.
- A
ja Ciebie. – uśmiechnęłam się szeroko i starłam delikatnie ślad szminki, który
zostawiłam na jego ustach. Wyszliśmy z domu trzymając się za ręce, lekceważąc
całkowicie paparazzich, którzy chyba zamieszkali pod naszym ogrodzeniem.
Rodrigo podjechał pod nasz podjazd i po pożegnaniu się z Ibrahimem, wsiadłam do
jego nowego samochodu.
Przez
całą drogę rozmawialiśmy na temat imprezy. Zastanawialiśmy się czy wszystko
dopięliśmy na ostatni guzik i czy czegoś czasami nie zapomnieliśmy. Musieliśmy
przeanalizować każdy aspekt, bo później moglibyśmy dostać zawału, a tego raczej
nie chcieliśmy.
Pod
klubem kręciło się sporo ludzi, ale ochrona dzielnie wpuszczała jedynie osoby z
listy gości. Wylegitymowali nas i wpuścili do środka. Wszystko zaczynało się
idealnie. Muzyka, alkohol, tańczący ludzie na parkiecie. Nasze loże znajdowały
się po prawej stronie, oddzielone od drugiej imprezy sporymi zasłonami, więc
nie musieliśmy się obawiać, że ktoś będzie nas podglądać, albo na odwrót.
Znalazłam
Sonię, która siedziała w jednej loży z Shakirą. Przywitałam się z dziewczynami
uściskiem i zajęłam miejsce obok nich.
-
Zapowiada się świetna impreza! – stwierdził Rodrigo i usiadł obok mnie. – Już nie
mogę się doczekać, aż wszystko się rozkręci!
-
Dziękuję Wam kochani za zorganizowanie tego. Mam naprawdę wiele na głowie związanego
z weselem, a oprócz tego jeszcze Santi. Cały czas się o niego zamartwiam, bo po
raz pierwszy został u rodziców Pedro. – westchnęła panna młoda.
-
Nie myśl teraz o tym kochana. Chodźmy do baru i się czegoś napijmy na dobry
początek! – wyciągnęłam ją za rękę i podeszłyśmy do baru. Zamówiłyśmy tequila
sunrise i usiadłyśmy na krzesełku barowym. Chciałam z nią przez moment
porozmawiać, zanim zjawi się reszta dziewczyn i zacznie się prawdziwa zabawa.
-
Jak tam przygotowania?
-
Jest tego cała masa, ale próbuję to jakoś ogarnąć. Mama Pedro bardzo mi pomaga
i bez niej chyba bym tego nie ruszyła. – uśmiechnęła się.
-
Cieszę się z waszego szczęścia, kochana. To czysta radość patrzeć na Was, bo
widać, że naprawdę się kochacie.
-
Czy… to nie jest czasami Dani? Dani Alves? – wskazała palcem na drugi koniec
baru. Przekręciłam się na krzesełku i podążyłam wzrokiem i ujrzałam roześmianego
od ucha do ucha piłkarza, który flirtował z barmanką.
-
Nie wierzę! – pisnęłam. Zerwałam się z miejsca i przecisnęłam się pomiędzy
ludźmi. Weszłam za kurtynę i przy jednej z loży zauważyłam śmiejącego się w
charakterystyczny sposób Pedrito i resztę chłopaków. – Co Wy tu robicie! –
chłopcy spojrzeli na mnie jakby zobaczyli ducha. Odnalazłam wzrokiem Ibiego,
który o mało się nie udławił piwem, a później Sergiego, który stał jak słup
soli.
-
Nie mów, że to Wy wynajęłyście drugą stronę klubu na wieczór panieński. –
zażartował Gerard, ale widząc moją poważną minę od razu rozmyślił się, żeby
kontynuować.
-
Jak Was zobaczę za tą kurtyną to Wam nogi z dupy powyrywam, jasne? Niech każda
grupa bawi się osobno, bo tak ma właśnie wyglądać wieczór panieński i
kawalerski, do cholery. – zwróciłam się do Busiego: - Nie żyjesz. Jak mogłeś mi
nie powiedzieć, że robisz tu imprezę?
-
Tak wyszło. W ostatniej chwili załatwiłem połowę sali i nie krzycz na mnie, bo
to naprawdę nie moja wina.
-
Nie wierzę… no, nie wierzę… - pokręciłam głową. – Wy się bawicie tu, a my tam.
Jasne? – chłopcy kiwnęli głową, że mnie zrozumieli i wrócili do picia. Ja natomiast
wypiłam kieliszek Gerarda, który trzymał w ręce i wróciłam do dziewczyn.
Złapałam
Rodrigo za rękę i odciągnęłam kawałek, żebym mogła mu powiedzieć co właśnie
zobaczyłam. Miał równie przerażoną minę co ja, ale po chwili stwierdził, że w
sumie możemy bawić się wszyscy razem. To tylko impreza, nie zamierzamy robić
nie wiadomo czego. Musiałam mu przyznać rację, ale postanowiliśmy, że połączymy
imprezy dopiero po show tanecznym. Przecież nie mogłam pozwolić na to, żeby
chłopacy oglądali jak inny faceci wypinają tyłki i kręcą się pomiędzy nami.
Wypiłam
kolejny kieliszek i usiadłam z powrotem obok dziewczyn.
-
Zwolnij, Charlie. Bo zaraz padniesz pod stół. – zaśmiała się Shakira.
Uśmiechnęłam się do niej i przyznałam rację, ale stres zjadał mnie żywcem i nie
wiedziałam jak mam na to reagować. Najprostszym rozwiązaniem było rozluźnienie
się i zapomnienie o tym całym cyrku.
Po
21:00 kiedy impreza zaczęła się na dobre, weszli Oni. Myślałam, że zapadnę się
pod ziemię, bo byli nieziemsko przystojni i świetnie zbudowani. Mieli po jakieś
1,90m wzrostu i wygląd nie z tego świata.
Kiedy
zaczęli tańczyć na samym środku sali (do piosenki „Show me the meaning od beinglonely” Backstreet Boys, a później „Ai se eu te pego” Michela Teló) słychać
było jedynie pisk dziewczyn, które wprost oszalały z radości. Stałam obok Rodrigo
i trzymałam go pod rękę, żeby się nie przewrócić. Przesadziłam trochę z
alkoholem, ale nie było ze mną jeszcze najgorzej. Jeden z chłopaków pociągnął
za rękę Sonię na środek, która z bezradną miną usiadła na krześle, wcześniej przyniesionym
przez drugiego z tancerzy. Tańczyli wokół niej i powoli ściągali kolejne części
swojej garderoby. Kiedy na środek wyciągnął mnie jeden z tancerzy byłam
całkowicie zaskoczona i przerażona. Stałam jedynie i patrzyłam jak się rozbiera.
Co miałam innego zrobić? Moje przerażenie było wyczuwalne dlatego też tancerz
szepnął: „Baw się ze mną, kotku!”.
Swoimi kocimi ruchami wił się wokół mnie, a ja wzrokiem szukałam Sonii, która
bawiła się zdecydowanie lepiej niż ja.
Dopiero
po chwili zauważyłam grupę z wieczoru kawalerskiego, którzy stali przy kurtynie
i obserwowali show. Mieli kupę zabawy przez nas, bo przynajmniej ja wyglądałam
jakbym chciał się w tym momencie zabić. Ibi śmiał się, bo widział, że nie
zgłosiłam się tam na ochotnika, tylko zostałam wyciągnięta na siłę i wcale nie
sprawiało mi to przyjemności.
Dziewczyny
krzyczały, żebym zaczęła się bawić i rozebrała go do końca. Zaczynało mi się
nawet to podobać, to kokietowanie przez tancerza, a w szczególności to, że nie
był aż tak nachalny, jak ten od Sonii. Tamten leżał na biednej blondynce,
skakał i nie wiadomo co jeszcze. Ja tańczyłam z „moim” i całkiem dobrze się
bawiliśmy.
Kiedy
faceci rozebrali się do rosołu, nie było słychać nic więcej tylko jeden wielki
krzyk. Ale tak głośny, że musiałam zatkać uszy, bo nie mogłam pozbierać
własnych myśli. Na mnie jakoś ich negliż nie zrobił wrażenia, bo przecież
miałam porównanie (a Ibrahim miał się czym pochwalić, he). Podziękowałam za
taniec i podeszłam do narzeczonego, który wyciągnął w moją stronę rękę.
- I
jak? – pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie.
-
Liczę na to, że zrobisz mi takie małe show w sypialni. – zaśmiałam się na co
Ibi zareagował tym samym.
- W
sumie możemy połączyć już imprezy. – zwróciłam się do Sergio. Widać było, że
ten pomysł mu się spodobał i od razu podszedł do kogoś kto mógłby usunąć nieszczęsną
kurtynę.
Dwie
osobne imprezy połączyły się w jedną wielką. Stałam wtulona w Ibrahima i
obserwowałam tańczących przyjaciół. Widać, że wspólnie bawili się jeszcze
lepiej. A państwo młodzi? Szaleli najwięcej!
-
Jak się bawisz? – zwróciłam się do Ibiego.
-
Teraz z Tobą o wiele lepiej. – pocałował mnie w czubek głowy. Podniosłam głowę
i pocałowałam go w usta.
Impreza
trwała do białego rana. Mogłam stwierdzić, że odniosłam małe zwycięstwo, bo
wszyscy świetnie się bawili. Osobno czy wspólnie, nie ważne, ale na pewno zapamiętają
to na długo. Tak jak i ja, bo szczerze nie spodziewałam się, że nasze imprezy
się połączą w jedną i wszyscy razem będziemy oblewać panieński i kawalerski
naszych przyjaciół. Może i tak było lepiej. Miałam przy sobie Ibiego, mogłam
mieć na niego oko, tak jak o on na mnie, wszyscy wspólnie bawiliśmy się i na
całe szczęście nie wylądowaliśmy na komisariacie. Tego to chyba bym już drugi
raz nie zniosła.
__________________________
Hej! Został jedynie
epilog i koniec! Matko, matko, matko! Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że już
prawie koniec!
** hermosa—soledad **
xoxo
Uhuhu no nieźle, to sobie miejsce na wieczór panieński i kawalerski wybrali xD Hahaha to chłopcy musieli mieć ubaw z tego show :D Fajnie, że imprezy się połączyły, ale zastanawia mnie o czym tak Ibi z chłopakami szeptał... Teraz to mam zagadkę xD Czekam na nexta i oczywiście informuj mnie :*
OdpowiedzUsuńCiężko mi uwierzyć, że to już koniec. Będę tęskniła a tym opowiadaniem. Chociaż bardziej brakuje mi somewhere in Barcelona :<
OdpowiedzUsuńJa coś czułam, że okaże się, iż imprezy mają w tym samym klubie. Sądzę, że to był spisek, ale tego chyba już się nie dowiemy.
Przez Ciebie znów mnie bierze na Busiego, ej XD
Dobra. To ja czekam na epilog.
Buziaki :*
uwierz mi, że ja też nie wierzę, że to kończysz. Uśmiechałam sie do monitora na samo słowo " Ibrahim" albo " Ibi" hahah :D
OdpowiedzUsuńi wieczór kawalerski i panieński w jednym klubie? Hahahah, tu padłam.
Czekam już tylko na epilog! :*
eii, no ale o czym oni tak szeptali...?
OdpowiedzUsuńhah, nie ma to jak wieczór kawalerski i panieński w jednym klubie. ciekawie to wyszło.
kiedy zobaczymy epilog? ^^
Tak coś czułam, że wieczór kawalerski będzie "wspólny". Ach, moja niezawodna intuicja. :)
OdpowiedzUsuńJa nie chcę końca, nie chcę, nie chcę i koniec!
Dla epilogu mówię 3 razy nie! i proszę o kolejne odcinki (a epilog napiszesz po setnym, dobrze?). </3
41 year-old VP Accounting Alia Waddup, hailing from Leduc enjoys watching movies like Eve of Destruction and Taxidermy. Took a trip to The Sundarbans and drives a Ferrari 250 LM. skocz do tej strony
OdpowiedzUsuń