Pierwsze wrażenie z pobytu w Maroko było ogólnie pozytywne,
ale byłam mimo to zestresowana poznaniem reszty rodziny mojego chłopaka. Co do
jego babci i młodszego brata, którego poznałam wieki temu, nie miałam
wątpliwości: byli urokliwi pod każdym względem.
Kolacja zaplanowana była na godzinę dwudziestą. Ibrahim jak
przepadł, tak przepadł i nic nie wskazywało na to, że kiedyś ma się pojawić.
Zabrał ze sobą Samira, czym zezłościł swoją babcię, ponieważ umówiła się z
młodszym Afellay’em, że ten w czymś jej pomoże.
Założyłam beżową sukienkę na ramiączkach, które ślicznie
współgrała z malinowym żakietem, który kupiłam kiedyś we Francji. Na stopy
założyłam wysokie jak diabli sandały na koturnie i zrobiłam lekki makijaż. Z
nie cierpliwością wyczekiwałam powrotu Ibrahima, ale kiedy usłyszałam
podjeżdżające samochody, wiedziałam, że goście już się schodzą.
- Charlie, kochanie. Chodź poznać moją rodzinę. – w drzwiach
pojawiła się pani Afellay w fioletowej długiej sukni i ostrym makijażu, który
podkreślał jej piękne rysy twarzy.
- Ibrahim wrócił? – zapytałam podnosząc się z łóżka.
- Z tego co mi wiadomo, to przyjedzie niedługo. Chodź,
chodź. Wszyscy chcą Cię poznać. – wyciągnęła do mnie rękę. Z uśmiechem
podeszłam do niej i kiedy kobieta objęła mnie ramieniem, razem zeszłyśmy na dół
po krętych schodach. Na dole panowało istne przyjęcie, na którym zjawiło się
naprawdę mnóstwo ludzi.
- I to jest właśnie Charlotta, dziewczyna naszego Ibrahima.
– kiedy pani Afellay mnie przedstawiła, wszystkie pary oczu skupiły się na
mojej osobie. Czułam się lekko zakłopotana, ale kiedy zostałam ciepło powitana,
spadł mi ogromny kamień z serca.
Widząc wchodzącego Ibrahima w towarzystwie swojego młodszego
brata uśmiechnęłam się szeroko i pomachałam ręką, żeby zauważył gdzie jestem.
Ludzi było naprawdę sporo i większość z nich należała do jego rodziny.
- Gdzie tak długo się podziewałeś? – zapytałam kiedy tylko
do mnie podszedł. Obdarował mnie niewinnym spojrzeniem i musnął w policzek.
- Przepraszam. Porozmawiamy o tym później, ok? Wyglądasz
przepięknie. – zlustrował mnie wzrokiem. – Poznałaś wszystkich?
- Chyba tak. – uśmiechnął się do mnie i objął ramieniem,
pokazując przy tym swoim kuzynom, że jestem zajęta. –Załatwiłeś tę niemogącą
czekać sprawę?
- Myślę, że tak. – oparł głowę o moją i delikatnie pocałował
mnie w skroń. Stabilizacja i bezpieczeństwo, które mi dawał było nie do
opisania. Czułam się przy nim jak w raju.
Kilka chwil później babcia Ibrahima zaprosiła wszystkich do
jadalni, gdzie na ogromnym stole czekała na nas uroczysta kolacja. Usiadłam
pomiędzy Ibim, a Samirem i miałam wrażenie, że coś się wydarzy.
- Charlie, jak Ci się podoba Maroko? – zapytał Samir
siedzący po mojej prawej stronie.
- Póki co nie widziałam za wiele, ale z tego co zdążyłam
zauważyć to jest tu naprawdę pięknie. – odpowiedziałam.
- Jutro zabierzemy Cię na plażę i pokażemy stolicę, co Ty na
to?
- Jestem za. – uśmiechnęłam się do niego szeroko. Kiedy
zauważyłam, że kelnerzy, którzy pracowali na pełnych obrotach wnoszą kolejną
porcję jedzenia spojrzałam na Ibrahima. – Czy oni zwariowali z tym jedzeniem?
Kto to zje?
- Spokojnie. To jest taka tradycja, że gospodarz na
przyjęciu musi jak najlepiej ugościć swoich gości. Nie musisz wszystkiego jeść.
– uśmiechnął się pocieszająco. – Zrywamy się na chwilę? – skinęłam głową i jak
na zawołanie złapałam go za rękę. Ibrahim przeprosił gości, którzy kiwnęli
głowami i wyszliśmy czym prędzej na zewnątrz.
- Dziękuję, że wyszliśmy, bo zaczynałam się tam czuć
nieswojo. – Ibi prowadził mnie za sobą po tarasie, a potem schodach, które
prowadziły wprost na plażę. – O jacie! Nie wiedziałam, że ten dom leży tuż przy
plaży!
- To teraz już wiesz, kochanie. –pociągnął mnie mocniej za
rękę i kiedy poczułam piasek pod stopami i lekki wiatr, który rozwiewał moje
rozpuszczone włosy, zatrzymaliśmy się. – Wiesz Charlie, przez cały dzień
planowałem i planowałem, razem z babcią i Samirem, jak się najpiękniej
oświadczyć. Nie mogłem nic wymyśleć. Samir chciał, żebym zabrał Cię na jacht i
zrobił to przy gwiazdach na otwartym oceanie. Babcia chciała, żebym zrobił to w
środku przy wszystkich. Ale teraz wiem, że czegokolwiek bym nie zrobił to i tak
byłoby za mało, żeby pokazać jak bardzo Cię kocham. – spojrzałam na niego
szeroko otwartymi oczami. Nie czułam strachu, ale ogromną radość, która
wypełniała mnie od wewnątrz. Mogłam się spodziewać, że to się stanie prędzej
czy później, ale nie spodziewałam się mojej reakcji. Byłam pewna, że będę
przerażona i krzyknę „nie!”, ale nawet mi to nie przyszło do głowy. W tej
chwili kiedy obserwowałam klękającego przede mną Ibrahima byłam najszczęśliwszą
osobą na Ziemi (żeby tylko na Ziemi!).
Ibrahim podniósł swoje oczy i spojrzał na mnie mając na
twarzy szeroki uśmiech. Delikatnie chwycił moją dłoń i przyłożył ją do swojego
serca.
- W tym miejscu powinno być moje serce, ale ono już dawno zostało
wyrwane przez Ciebie. Więc, aby funkcjonować po prostu musimy być razem. –
zaśmiałam się głośno na jego słowa. – Kochanie… -złapał głęboko wdech i powoli
wypuścił powietrze ze swoich płuc. – Nie wyobrażam sobie mojego życia bez
Ciebie. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – wyjął z
marynarki małe czarne pudełeczko i powoli je otworzył. Moim oczom ukazał się
przepiękny błyszczący pierścionek z wielkim owalnym diamentem. Spojrzałam na
niego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Ibrahim. Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham. Jeżeli
mnie w tym momencie nie pocałujesz to chyba umrę. –jak na zawołanie, chłopak
podniósł się z miejsca i przysunął mnie do siebie wpijając swoje usta w moje.
- Czy to znaczy „tak”? – zapytał na chwilę się ode mnie
odrywając.
- Tak! – krzyknęłam z całą pewnością w głosie. Ibrahim
ponownie mnie pocałował i wsunął delikatnie pierścionek na mój palec. Nie
potrzebowałam tego świecidełka, żeby z nim być. Mógł mi nawet podarować
pierścionek z bazarku, ponieważ wiedziałam dobrze, że natrudził się by go
zdobyć i wydał na niego naprawdę sporo pieniędzy.
Byłam zdziwiona moją reakcją. Jeszcze nie tak dawno temu
zarzekałam się, że po co w ogóle się zaręczać? To dla nikogo niepotrzebna,
zawstydzająca okoliczność, która cieszy starszą społeczność rodzinną. Nigdy
przenigdy nie powiedziałabym „tak”. Ba! Nie byłabym w stanie. Teraz jednak
wiem, że widząc uklękającego ukochanego, kiedy serce zaczyna bić jak oszalałe,
cały świat się zatrzymuje, a my jesteśmy tylko i wyłącznie dla siebie.
Czarne oczy Ibrahima lśniły w księżycowym świetle, a kiedy
zgodziłam się zostać jego żoną, omal nie rozprysły migoczącymi się iskierkami.
Jego reakcja była bardzo impulsywna. Podniósł mnie swoimi
silnymi ramionami i pocałował. Staliśmy na plaży jeszcze przez jakiś czas.
Złapani za ręce wróciliśmy do domu gdzie czekała na nas rodzina Ibi’ego.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to wszystko wcześniej zostało ukartowane
i wszyscy o tym wiedzieli. Babcia Afellay podeszła do nas jako pierwsza i
złożyła gratulacje. Potem zeszła się reszta. Życzeniom nie było końca. Kiedy
dali nam spokój usiedliśmy przy stole.
- Nie mogę uwierzyć w to, że zostaniesz moją żoną. – Ibrahim
musnął wierzchnią część mojej dłoni.
- A propos ślubu – wtrącił wujek Said. – Ustaliliście już
datę?
- Wujku, dopiero się zaręczyliśmy. – odpowiedział spokojnie
Ibi. – Kiedy już ją ustalimy, wszyscy się o tym dowiecie. – nagle zdałam sobie
sprawę, że to się dzieje naprawdę, a nie tylko w mojej głowie. Zaręczyny, ślub...
wszystko stało się realne. Przerażająco realne! Ścisnęłam mocno dłoń Ibrahima.
- Dobrze się czujesz?
- Troszkę mnie zemdliło. Pójdę na górę, przeproś wszystkich.
Jak się mogłam spodziewać wśród rodziny Afellay’a rozeszła
się plotka, że jestem w ciąży. Babcia chłopaków uspokoiła wszystkich tym, że to
po prostu zmęczenie i wielkie emocje, które mi towarzyszyły tego wieczoru.
Wysłała swojego wnuka za mną. Znalazł mnie opartą o barierkę na tarasie. Objął
mnie ramionami i pocałował w kark.
- To dla nas obu wielka zmiana, ale przecież nic się nie
zmieni. Kocham Cię na zabój i gdybyś się nie zgodziła, moje uczucia by się nie
zmieniły. Wiem, że nie chcesz jeszcze brać ślubu, ale ja zaczekam. Mam na kogo.
– ucałował mnie w skroń.
- Nie musimy się spieszyć? – odwróciłam się do niego przodem
i delikatnie przejechałam dłonią po jego policzku.
- Ze ślubem? Mamy na to całe życie. – uśmiechnął się
szeroko. Złapałam go za szyję i pocałowałam. – Wiem, że się boisz. Ja mam
podobnie.
- Chcę, żebyś wiedział, że jestem w stu procentach pewna
swoich uczuć.
- Wiem to nie od dziś.
- Czyli nie będziesz zawiedziony, że poczekamy z decyzją o
ślubie jakiś czas?
- Porozmawiamy o tym kiedy emocje opadną. Nie jestem
niecierpliwy, ale chciałbym się hajtnąć przed trzydziestką. – zaśmiał się pod
nosem.
- Jesteś najlepszy. – uśmiechnęłam się i podskoczyłam, by
pocałować go w usta. Ibrahim burknął pod nosem coś w stylu: „wiem, że jestem
mega” i pociągnął mnie za sobą za rękę do środka.
Stwierdziliśmy, że nie wracamy do reszty. Wystarczyło nam
to, że z każdym wymieniliśmy kilka zdań podczas składania życzeń i to nam w
zupełności odpowiadało. Położyliśmy się na łóżku i w ciszy, złapani za ręce
patrzyliśmy w sufit. Nie to, że ten kawałek pokoju jakoś szczególnie się nam podobał,
czy coś. Po prostu leżeliśmy i myśleliśmy nad wszystkim.
Miałam wrażenie, że cała ta zaręczynowo-ślubowa sytuacja mnie
trochę przerosła, ale na litość Boską! Jestem chyba wystarczająco dorosła, żeby
podejmować odpowiedzialne decyzje. Zdaje się, że jedynym zawiedzionym
człowiekiem będzie mój ojciec, który zawsze pragnął, żeby jako pierwszy
dowiedział się o moim przyszłym ślubie.
Chciałby, żeby było tak jak powinno być: Ibrahim przychodzi
do niego, wręcza butelkę czegoś mocniejszego i prosi go o rękę jego córki.
Potem długo rozmawiają o planach, dzieciach, czyli o wszystkim i o niczym, aż w
końcu ulega i się zgadza.
Następnie Ibrahim powinien udać się do mojej matki z
ogromnym bukietem kwiatów. Skomplementować, że wygląda niczym moja siostra, a
nie matka i wtedy na pewno by się wkupił. Szczerze jej nie trzeba nic więcej do
szczęścia niż kilka tandetnych komplementów z ust zagranicznego przystojniaka.
Życie jednak jest pełnie niespodzianek i nie jest tak jak to
można sobie zaplanować.
*
Wróciliśmy do Barcelony pełni pozytywnej energii po jakże
wyczerpujących wakacjach. Na wieść o naszych zaręczynach, Rodrigo w namowie z
Sonią i Gerardem, postanowili zorganizować huczną imprezę. A mówiąc „huczna”
mieli na myśli: alkohol, tańce, hulańce, wygibasy, zagryzanie czymś kwaśnym,
alkohol, trochę popisów wokalnych, alkohol, wspólne biesiadowanie do starych
hiszpańskich piosenek, alkohol, repertuar zmienia się na ckliwe ballady Celine
Dion (tutaj główną rolę odgrywa Gerard i jego uczuciowa interpretacja „My hart
will go on”), alkohol, znów trochę tańczenia, urwanie filmu.
Miałam mieszane uczucia co do szykowanej w wielkiej
tajemnicy imprezie. Można powiedzieć, że się jej strasznie obawiałam. Wśród
zaproszonych gości było mnóstwo piłkarzy, którzy bawią się naprawdę… solidnie.
Siedząc na kanapie w salonie nerwowo stukałam paznokciami o
drewniany stolik i wyobrażałam sobie naprawdę wiele. Jako, że znałam ich
praktycznie całe swoje życie, a dużo (naprawdę dużo) widziałam w ich wykonaniu,
to jedynie modlitwa mogłaby w czymś pomóc.
- Nie denerwuj się tak. – do salonu wszedł wypindrzony
Ibrahim. Zjechałam wzrokiem z góry na dół. – No co? – wzruszył ramionami. Miał
na sobie idealnie skrojony czarny garnitur od jakiegoś projektanta, koszulę w
tym samym kolorze, wystylizowaną fryzurę, zegarek wartości małego domku
jednorodzinnego i zapach mocnych perfum, które rozniosły się po całym domu.
- No nic. Przy Tobie wyglądam jak nędzniczka. – chłopak zaśmiał
się i momentalnie zaprzeczył. Miałam na sobie czarną rozkloszowaną sukienkę i
jedyną błyskotką był mój okazały pierścionek zaręczynowy, którą swoją ceną z
pewnością zawyżał mój wygląd.
Przed wyjściem wsunęłam na stopy piętnastocentymetrowe
szpilki i razem wyszliśmy z domu wzdychając głośno. Byłam przerażona.
Co się działo później?
Po kilku godzinach nie pamiętałam zupełnie niczego.
____________________________
Hej!
Wreszcie jest! Trochę nijaki, ale chciałam go szybko dodać, bo już sama byłam
zniecierpliwiona. Następny pojawi się do tygodnia, bo mam teraz dwutygodniową
przerwę świąteczną.
A
jutro? Mój znienawidzony dzień. No może nie aż tak, ale ten jest szczególny, bo
nie codziennie kończy się okrągłe 20 lat. Czuję się strasznie staro i jestem
przerażona tym, że już nie będę nigdy nastolatką. Horror!
Jak zobaczylam na mailu powiadomienie, ze Narvana dodala mi komentarz, a tam nowosc na nocnym, to o malo sie nie poplakalam. Glownie dlatego, ze strasznie za Toba tesknilam, krejzolu. Nie ladnie bylo nas wszystkich na tyle zostawiac :( Obrazam sie.
OdpowiedzUsuńCo do rozdzialu - jest prze cudowny! W koncu sie zareczyli!:D Jeeej, ale mega normalnie!:D
No i jeszcze jedno!
Wszystkiego najlepszego! Zdrowia, szczescia, pomyslnosci, duzo Fernando lol. Kurcze, czuje sie przy Tobie jak jakas gowniara :(
Caluje goraco :*
Zuza / dvingende
Ja też się za Tobą stęskniłam! a miałam taki zwariowany czas, że przez pewien czas nie miałam internetu, musiałam sobie radzić tylko z tym na telefonie, a to do najprzyjemniejszych rzeczy nie należy. Spróbuję dodać coś jeszcze w tym tygodniu, ale coś czuję że ten blog został już dawno zapomniany :)
Usuń/// narvana
i dziękuję Ci za życzenia :* i nie jesteś gówniarą :)
Usuń// narvna
Blog nie został 'już zapomniany' TY WIESZ JAK SIĘ UCIESZYŁAM NA WIDOK POWIADOMIENIA? :D
OdpowiedzUsuńIbi przebił tutaj granice słodkości i romantyczności! Facet dosłownie idealny <3
Cieszę się, że wszystko im się dobrze ułożyło i w końcu będą mogli założyć prawdziwą rodzinę!
Impreza zawsze spoko, wywody Geriego też ;p Balangi Katalończyków zawsze należą do tych najostrzejszych, więc nie ma co się dziwić, że można pływać w alkoholu ;d
Pozdrawiam ;*
Oł nana, sialala *dziki taniec radości*. Dobra, już się ogarnęłam i strasznie, przeogromnie się cieszę, że pojawił się nowy odcinek. Z kilku powodów:
OdpowiedzUsuń* bo jest to jedno z najlepszych opowiadań o Ibim ever
* bo strasznie się stęskniłam
* bo kocham to opowiadanie.
Zaręczyny były przecudowne, nawet pomijając fakt, że to ideał faceta się oświadczał. Cieszę się, ża naszym gołąbkom się układa i czekam na kolejny odcinek!
PS: mogłabyś informować mnie na always-and-forever-barcelona.blogspot.com? Byłabym wdzięczna