Spotkanie
w Bill & Melisa Foundation mieliśmy zaplanowane na godzinę czternastą
trzydzieści. Razem z Iniestą i Keitą oraz oczywiście prezesem Sandro i moim
braciszkiem zajechaliśmy na miejsce specjalnie wysłanym po nas samochodem.
Wszystko było zaplanowane na ugoszczenie swoich barcelońskich gości, którzy
oczywiście musieli się zgodzić na pokaźne wsparcie finansowe oraz upoważnienie
do wykorzystania ich wizerunku do reklamy. Najbardziej podobały mi się stroje
całej drużyny, a mianowicie kanarkowo żółte koszulki polo z logo klubu oraz
szare szorty. Wyglądali jak cukiereczki! Ja (oraz reszta sztabu) nie wyglądałam
gorzej. Otrzymałam popielatą koszulkę polo z logo oraz grafitowe szorty.
Zrobiłam
wiele świetnych zdjęć, które mieliśmy opublikować na naszej oficjalnej stronie
internetowej. Nie myślałam kiedykolwiek, że będę pracować dla Internetu. Zawsze
marzyłam o czymś bardziej ambitniejszym jak np. robienie zdjęć dla porządnego
czasopisma, które ma o znacznie większe przebicie na rynku niż kolorowe
plotkarskie magazyny. Cóż musiałam od czegoś zacząć, by później realizować
swoje cele.
O
osiemnastej opuścił nas prezes Sandro Rosell, który udał się na oficjalną
inaugurację przybycia barcelońskich piłkarzy do USA. Owi chłopcy zaczęli
trening godzinę później na RFK Stadium przy czym ochoczo pozowali do zdjęć i
rozdawali setki autografów. Musiałam im towarzyszyć na każdym kroku i robić
miliony fotek.
-
Jak się bawisz? – usłyszałam za sobą uradowany głos Gerarda tuż po opuszczeniu
murawy. – Zmęczona?
-
Trochę. Boli mnie już palec od pstrykania fotek. – uśmiechnęłam się do niego
szeroko. – A tak serio to mam ochotę położyć się w moim wielkim łóżku i spać
przez następny tydzień.
-
W którym pokoju mieszkasz?
-
W 465. – odpowiedziałam. Pique podniósł do góry jedną brew. – Stało się coś?
-
Nie, nic. – odpowiedział półuśmiechem. Poklepał mnie po plecach i zniknął wśród
swoich kolegów. Wróciliśmy do hotelu naszym autobusem pod którym koczowało
mnóstwo fanów. Omal nie stratowali mnie
kiedy próbowałam prześlizgnąć się do środka. Wszystko po to by dotknąć choć
przez sekundę piłkarza, którego podziwiają na ekranie telewizora.
Weszłam
do swojego apartamentu i zdjęłam z siebie ciuchy. Zarzuciłam na siebie hotelowy
szlafrok i usiadłam na łóżku, żeby odpisać na sms od Rodrigo i Sonii. Martwili
się o mnie, bo wiedzieli, że będę musiała być w pobliżu Ibrahima. Poniekąd
mieli rację, chociaż od wczoraj widziałam go zaledwie przez ułamek sekundy. Nie
zwracałam na niego uwagi i pochłonięta byłam przede wszystkim pracą.
Znużona
odpisywaniem wiadomości wyszłam na balkon by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Oparłam się obiema dłońmi o barierkę i spojrzałam na Waszyngton. Powoli robiło
się ciemno i czułam coraz chłodniejsze podmuchy wiatru.
-
Widzę, że Ty też nie możesz usiedzieć w pokoju. – usłyszałam głos Ibrahima.
Spojrzałam w lewo i zobaczyłam jak opiera się o barierkę przy swoim balkonie,
który sąsiadował z moim. Zwiesiłam głowę w dół i westchnęłam głośno. Miałam
nadzieję, ba, byłam pewna, że nie dojdzie do konfrontacji. Myliłam się.
-
Tak. W zasadzie tak. – odpowiedziałam ledwie słyszalnie. Podszedł bliżej, a że
nasze balkony były oddalone od siebie zaledwie o pół metra (może kilka
centymetrów więcej) nie miał problemu, żeby usłyszeć mój szept. – Muszę już
iść.
-
Nie, proszę! – spojrzałam mu w oczy. To był błąd, ponieważ zobaczyłam te
niesamowicie piękne, brązowe tęczówki, które kilka miesięcy temu całkowicie
zawróciły mi w głowie. – Możemy porozmawiać? To zajmie tylko chwilę, a ja nie
mogę żyć w tej toksycznej atmosferze.
-
To nie mój problem. – spuściłam wzrok.
-
Charlie… - bez żadnego słowa wróciłam do pokoju i zamknęłam drzwi balkonowe.
Nie musiałam długo czekać na reakcję Ibrahima. Już po chwili pukał w moje
drzwi. Wpuściłam go do środka i zajęłam miejsce na łóżku. Chwyciłam do ręki
telefon i przeglądałam ostatnie wiadomości od przyjaciół, żeby się czymś zająć.
Kucnął przede mną i dotknął delikatnie dłonią mojego kolana. – Nie sądzisz, że
powinniśmy o tym porozmawiać? Od dwóch tygodni się do mnie nie odzywasz, nie
odbierasz telefonu i unikasz mnie jak tylko możesz.
-
A dziwisz mi się? Zresztą sam zdecydowałeś o tym wybierając swoją matkę,
zamiast mnie.
-
Co? – podniósł głos. – Jak to ją wybrałem? Kiedy?
-
Przez cały czas kiedy u nas mieszkała nie zwracałeś na mnie uwagi. Wiele razy
mówiłam Ci, że ona mnie prześladuje, podcina skrzydła na każdym kroku. Nie
reagowałeś… na weselu przegiąłeś. Prawie cały wieczór spędziłeś z Sylvie, a ja
siedziałam sama z Twoją matką, która wygarnęła mi wszystkie żale.
-
Co? – podniósł się i usiadł obok mnie. – Wiem, że rozmawiałyście, ale nie
miałem pojęcia, że było tak ostro. Co Ci powiedziała?
-
Że powinieneś być z Sylvie, bo ja nie jestem muzułmanką i nasz związek nie ma
sensu. Teraz zaczynam myśleć, że miała rację. – Ibrahim złapał mnie za dłonie i
przyciągnął do siebie. W ułamku sekundy zapomniałam, że byłam na niego
wściekła. Przybliżył się niebezpiecznie i dotknął nosem mojego policzka.
Poczułam jego oddech na szyi i nie wytrzymałam. Złapałam go dłońmi za twarz i
pocałowałam. Przeniósł swoje dłonie na moje biodra i przesunął w taki sposób,
że usiadłam na nim okrakiem. Nie myślałam o tym co się dzieje w tym momencie.
Po prostu kontrolę nade mną sprawowały hormony, które były wprost uzależnione
od Ibrahima. Od jego dotyku, pocałunków, zapachu. Od niego całego.
To
była długa noc.
Długa
i męcząca.
Zasnęłam
nad ranem wtulona w ramiona Ibrahima,
który po raz pierwszy od dawna pokazał swoją prawdziwą twarz. Tą, którą
pokochałam i chciałam, żeby na zawsze powróciła. Nie wiem dlaczego przywdział
maskę, która zmieniła całkowicie jego zachowanie. Chciał w ten sposób
przypodobać się kumplom, którzy diametralnie się od niego różnili?
Nie
mogłam mu przebaczyć tylko dlatego, że wylądowaliśmy w łóżku. Przyjaciele by
mnie zabili na miejscu, gdyby tylko się dowiedzieli.
-
Ibrahim… - podniosłam się na łokciach i spojrzałam na śpiącego bruneta.
Uśmiechnął się nie otwierając oczu jak miał w zwyczaju i wtulił jeszcze mocniej
w poduszkę. – Wiesz, że nie wróciliśmy do siebie, prawda? – najpierw otworzył
jedno oko. Kiedy zdał sobie sprawę, że mówię na poważnie podniósł się na
łokciach.
-
Co? Jak to?
-
Ta noc była naprawdę wspaniała, ale nie możemy do siebie wrócić… jeszcze nie
teraz. Potrzebuję czasu by to sobie poukładać i przemyśleć.
-
Kochanie… - pocałował mnie w ramię. – Dałaś mi nauczkę. Ten czas, który
spędziłem bez Ciebie był najgorszym w całym moim życiu. Zdałem sobie sprawę, że
nie mogę żyć bez Ciebie. Kocham Cię i nikt nie zmieni moich uczuć.
-
Nawet Twoja matka?
-
Szczególnie ona. – objął mnie ramionami. – Przysięgam, że już nigdy nas nie
poróżni. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?
-
Wyjdź. Natychmiast wyjdź! – uwolniłam się z jego uścisku. Zarzuciłam na siebie
szlafrok i zeskoczyłam z łóżka.
-
Kocham Cię, Charlie. – kiedy założył swoje ubrania podszedł do mnie i pocałował
w czoło. Otworzyłam mu drzwi i dopilnowałam do tego, by nikt nie widział jak
wychodzi z mojego pokoju. Kiedy wyszedł przekręciłam klucz w zamku i osunęłam
się bezwładnie na podłogę.
Tego
ranka mogłam wstać po dziesiątej, co odwlekałam do ostatniej minuty. Założyłam
swój klubowy uniform i zeszłam do restauracji na parterze, gdzie śniadanie
jedli zaspani piłkarze. Część z nich całą noc przebalowała w swoich
apartamentach, widząc po ich zaspanych twarzyczkach i podkrążonych oczach była
to zdecydowana większość. Brat siedział przy jednym ze stolików rozmawiając
przez telefon. Wyminęłam Gerarda, który chciał mnie zwabić do swojego stolika i
usiadłam obok Pepa.
-
Rozmawiam z Cris. – mrugnął mi porozumiewawczo. Nałożyłam sobie na talerz
sałatkę i w ciszy zaczęłam ją jeść. Czekałam, aż Pep skończy rozmawiać ze swoją
żoną. – Ja Ciebie też… no tak. Ucałuj je
ode mnie… Do zobaczenia niedługo!
- Pozdrów ją ode mnie!
– wtrąciłam.
- Masz pozdrowienia
od Charlie. – uśmiechnęłam
się na wiadomość, że i ona mnie pozdrawia.
-
Co u nich? – zapytałam, kiedy brat schował w kieszeni swoją komórkę i rozpoczął
jedzenie.
-
Valentina zaczyna chodzić. Maria chce się zapisać na karate, a Marius znalazł
dziewczynę.
-
Nie wierzę! Wszystko wciągu dwóch dni?
-
To u nas rodzinne. – uśmiechnął się. – Dziś nie mamy zbyt wiele do roboty.
Wieczorem konferencja prasowa, a później oficjalna kolacja. Przez cały dzień
macie wolne. Idź z chłopakami pozwiedzać, albo na sklepy.
-
Ok. Fajnie. Kiedy macie mecz?
-
Jutro wieczorem z Manchesterem United, a po jutrze jakiś charytatywny. Mamy
zagrać w piłkę z ambasadorem i zbierać pieniądze na fundację.
-
Kiedy lecimy na Florydę?
-
W niedzielę po tym meczu. – kiwnęłam głową. Spojrzałam ukradkiem na Ibrahima,
który siedział przy stoliku z Alvesem, Pinto oraz Messim. Uśmiechnął się do
mnie delikatnie, czego nie odwzajemniłam. Bezwiednie westchnęłam co od razu
zauważył brat. – Co jest? – podniosłam wzrok i wzruszyłam ramionami. – Przecież
widzę. Chodzi o Ibrahima?
-
Nie. Dlaczego niby?
-
Nie pogodziłaś się jeszcze z rozstaniem, a musisz go oglądać. To pewnie
ciężkie.
-
W sumie tak… ale nie. Jest OK.
Pozwolił
mi dokończyć posiłek w ciszy. Nie mogłam mu powiedzieć o tym co się wydarzyło w
nocy. Przecież to mój brat! Nie mogłam zadzwonić i powiedzieć o tym ani Sonii,
ani Ro czy Cris. Od razu dostałabym wielki ochrzan. Nie chciałam, a raczej nie
mogłam, dusić tego dalej w sobie. Jedyną osobą, którą znałam i z którą się
przyjaźniłam, a ponadto wiedziałam, że nie dostanę opieprzy, był Bojan (Gerard
skopał by mi tyłek za sam pomysł rozmowy na temat Ibrahima). Spędzał ostatnie
dni ze swoimi kolegami z klubu, ponieważ w przyszłym sezonie miał przejść do AS
Romy. Byłam w szoku, że się na to zdecydował, ale szanowałam jego wybór.
-
Możemy na chwilę pogadać? – zwróciłam się do niego, gdy ruszyliśmy w stronę
pokoi.
-
Jasne, Charles. O co chodzi? – zaprosiłam go do swojego apartamentu i
opowiedziałam pokrótce sytuację w której się znalazłam. – Wow. I co chcesz z
tym zrobić?
-
Gdyby to było takie proste. – usiadłam obok niego na kanapie. – Kocham go i
wiem, że szybko nie przestanę. Czuję się zdradzona i zraniona, ale jakaś cząstka
mnie nie może bez niego żyć!
-
Moim zdaniem powinnaś dać mu szansę. Byliście razem prawie pół roku i nic tego
nie zmieni. Sama widzisz, że on robi wszystko byś mu przebaczyła.
-
Mam już dość tego całego zamieszania. Gazety raz rozpisują się o naszym cichym
ślubie, a niedługo o bolesnym rozstaniu przez długonogą blondynkę. Nie mogę się
nawet z nim przejść na kawę, bo zaraz otacza nas wianuszek fotoreporterów z
aparatami wymierzonymi w naszą stronę.
-
Tym nie powinnaś się najmniej przejmować. Jesteśmy w USA. Możemy iść na miasto,
pochodzić po sklepach, zabawić się. Charlie… głowa do góry! Wierzę w to, że do
siebie wrócicie. Jesteście najlepszą parą jaką kiedykolwiek widziałem.
-
Dzięki Bojan, jesteś najlepszy. – przytuliłam przyjaciela i zaprowadziłam go do
drzwi. – Widzimy się za kwadrans w głównym holu? – piłkarz kiwnął głową i
zniknął zza drzwiami.
Wreszcie
mogłam zrzucić z siebie uniform i założyć coś lżejszego. Założyłam krótkie
dżinsowe spodenki i białą bluzeczkę wiązaną na szyi. Do tego na stopy wsunęłam
wysokie koturny i byłam gotowa. Do małej torebki przewieszonej przez ramię
wrzuciłam potrzebne rzeczy i wybiegłam z pokoju, by wyjść z przyjaciółmi na
miasto.
Wśród
wielu sklepowych witryn nie znalazłam niczego co przykuło moją uwagę na dłużej
niż ułamek sekundy. Chłopcy natomiast szaleli i kupowali wszystko co wpadło im
w ręce.
-
Możemy pogadać? – zatrzymałam się na chwilę przy sklepiku z pamiątkami i to był
błąd, ponieważ spotkałam tam nie kogo innego jak Ibrahima. – To zajmie sekundę.
-
Przyjdź do mojego pokoju po kolacji. – chciał coś dodać, ale mu natychmiast
przerwałam. – Nikomu ani słowa. – zapłaciłam za kartkę z widokiem na Biały Dom
i pospiesznie opuściłam lokal.
Dogoniłam
Gerarda, Bojana i Pedro, którzy przeglądali kolejną wystawę sklepu z markowymi
ciuchami. W Stanach nie byli aż tak bardzo rozpoznawalni jak w Europie, dlatego
też nie umierali ze względu na natarczywych fanów. W ciągu całego dnia zdarzyło
im się rozdać zaledwie po kilka autografów, więc cieszyli się z tego jak małe
dzieci. Wreszcie mogli wyjść i nie przejmować się tym, że zostaną zaatakowani.
A ja nie musiałam obawiać się tego, że zostanę stratowana przez ludzi, którzy
zmiotą mnie z powierzchni ziemi by być bliżej idoli.
Kolacja,
na którą zaprosili nas Washington Redskins (zespół futbolu amerykańskiego)
zorganizowana była punktualnie o godzinie 21:00. Wokół mnie przy ogromnym stole
siedziało mnóstwo przystojniaków, co podobało mi się jak cholera jasna!
Jedzenie było przepyszne, widoki znakomite i nic nie zapowiadało, żeby ten
wieczór miał się skończyć katastrofą. Chociaż zwykły powrót do hotelu po takim
przyjęciu był dla mnie porażką, bo zmiana atmosfery z „pałacowej” na
„apartamentową” była nie do przyjęcia!
Ibrahim
pojawił się w moim pokoju dokładnie pół godziny po powrocie. Przywitał mnie
pocałunkiem i nie zważał na moje sprzeciwy. Całował mnie i koniec kropka. Kiedy
chciałam coś powiedzieć, zamykał mi usta pocałunkiem. Kiedy odchodziłam,
zatrzymywał mnie i całował. Lubiłam kiedy przejmował dowodzenie, ale nie aż tak,
żeby pozwolić mu sobą kierować. Co to, to nie.
-
Stop, Ibrahim. – złapałam go za ramiona, kiedy znów próbował mnie pocałować. –
Nie może tak być, że wchodzisz i mnie całujesz. Nie jesteśmy parą!
-
Kochanie… - złapał moje dłonie i spojrzał na mnie łagodnie. – Czy nie możemy
zapomnieć o przeszłości i zacząć żyć przyszłością? Chcę ją spędzić z Tobą.
-
To wszystko bardzo miłe. – zeskoczyłam z łóżka. – Cristina, Sonia, Ro i Gerard
zabiliby mnie gdyby się dowiedzieli.
-
Masz jakiś pomysł?
Dwa
razy nie musiał powtarzać. Spojrzałam na niego spod byka i zaśmiałam się pod
nosem. Podeszłam do niego pewnie i usiadłam na kolanach co miało oznaczać, że
to ja przejmuję dowodzenie.
-
Przeczekamy to wszystko i nie mówmy o nas. Podczas tournee możemy się widywać w
tajemnicy, a po powrocie do Barcelony powiemy im. Co Ty na to?
-
Chcesz się ukrywać tak jak na początku naszej znajomości? – nie był pewny czy
aby na pewno dobrze zrozumiał, więc powtórzył to zdanie jeszcze raz. Kiedy po
raz drugi odpowiedziałam twierdząco zaśmiał się pod nosem.
Nie
umiałam znaleźć racjonalnego wyjaśnienia mojego postępowania. Byłam przyparta
do muru jeśli chodzi o przyjaciół, a zarazem wolna w towarzystwie Ibrahima. Nie
chciałam go znów stracić, bo nie umiałam bez niego normalne żyć. Teraz już wiedziałam
na sto procent, że jest on mężczyzną mojego życia i muszę o niego zawalczyć.
Nawet jeśli to oznacza wojnę z przyjaciółmi.
_____________________________
Hej! Rozdział taki
sobie, dużo błędów, a poprawiłam tylko część – jak jest więcej, to przepraszam!
Kolejny pojawi się pod koniec tego tygodnia i będzie trochę weselszy od tego
;-)
prawie sie pogodzili i jest pięknie <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość, dziecinko : **
Pytanie brzmi teraz czy on się zgodzi na ukrywanie się.
OdpowiedzUsuńDobrze, że się pogodzili, jednak wciąż jestem w lekkim szoku, że Charlie od tak wpuściła go do pokoju chwilę wcześniej uciekając przed nim z balkonu.
Z Twojego opisu wynika, że tworzą na prawdę zgraną parę dlatego trzymam za nich kciuki :)
Czekam na kolejny
Jeeeeeeeeeest! :D Wrócili do siebieeee :D
OdpowiedzUsuńOj taaam, przyjaciele na pewno zrozumieją. W końcu byli ze sobą już pół roku i wspólnie tworzyli wprost idealną parę, i dalej by ją tworzyli gdyby nie matka Ibiego. Mam nadzieję, że w końcu się odczepi od Charlie po ostrej rozmowie z synem.
Czekam na nexta i pozdrawiam ;**
o jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej :D no w końcu! bożi, ale się cieszę :D rozdział podoba mi się jak cholera! <3
OdpowiedzUsuńIbi <3<3<3 słodziak xD
czekam na kolejny.
pozdrawiam :*
[verhoud]
[una-gota-de-esperanza]
ciekawi mnie co wyjdzie z tego ich ukrywania :) Czy jej przyjaciele byli by naprawdę żli gdyby powiedziała im o nich? Dobrze, że ma przy sobie kogoś takiego jak Bojan, z którym może szczerze pogadać. Czekam na następny rozdział ! :)
OdpowiedzUsuńhttp://recklessxrelentless.blogspot.com/
Koniecznie trzeba wypieprzyć z ich wspólnego życia wtrącającą się we wszystko matkę Ibiego i mam nadzieję, że piłkarz w obecnej sytuacji właśnie to zrobi. Wszystko było w porządku dopóki ona się nie pojawiła...
OdpowiedzUsuńA przyjaciele zrozumieją i jeszcze będą ich dopingować ;)
Mam nadzieje ze jego matka z nowu tego nie popsuje :). ukrywanie sie przyniesie im pikanterii a tego wlasnie im potrzeba. czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowośc na 20afellay.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHm no tak. Sama wiem co oznacza kogoś kochać, i wybaczyć mu nie zważając na sprzeciwy przyjaciół. Myślę jednak, że i oni w końcu zobaczą, że oni bez siebie nie mogą żyć... Myślę,że źle rb ukrywając się po raz kolejny... Mam nadzieję, że matka Ibiego się odczepi...
OdpowiedzUsuńZiaba