5.01.2013

Epilog


Po wieczorze panieńskim i kawalerskim, które wspólnie okazały się strzałem w dziesiątkę zbierałam pochwały, zarówno ze strony pani jak i pana młodego. Śmiali się, że gdyby wiedzieli, że tak dobrze mi pójdzie to zaangażowaliby mnie bym zorganizowała im wesele. Tego chyba bym nie przeżyła! Dosłownie.
Moje życie z Ibrahimem układało się coraz lepiej. Nasz dom stawał się coraz to piękniejszy, dzięki mojej wenie, która spowodowała całkowity remont. Ibi był średnio zadowolony ze zmian, ale pokornie wszystko akceptował, bo w sumie nie miał innego wyjścia.
Jeżeli chodzi o sytuację, która wywołała się pomiędzy mną, a Sergiem to muszę przyznać, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Okazało się, że zadurzył się we mnie, ale bez wzajemności. Wytłumaczyłam mu, że kocham Ibrahima i to miłość na całe życie. Przyjął to spokojnie i stwierdził, że o tym wiedział. Pogodziliśmy się i zostaliśmy przyjaciółmi.
Ślub Sonii i Pedro zaplanowany był na 17 września. Byłam strasznie podekscytowana, bo zapowiadało się wielkie widowisko. Przed kościołem koczowali paparazzi, ale nikt nie robił z tego problemu, bo wszyscy cieszyli się szczęściem nowożeńców.
Na tę okazję kupiłam piękną beżową sukienkę do ziemi, która idealnie podkreślała moje kształty. Przed wszystkim odwiedziłam znajomą fryzjerkę i makijażystkę. Ibrahim kupił nowy czarny garnitur (a miał ich w swojej kolekcji ponad 20 i tylko w tym jednym kolorze!), w którym wyglądał obłędnie. Wspólnie wyglądaliśmy na dobraną parę, a jakby tego było mało to wszyscy pytali o naszą datę ślubu.
- Ustaliliśmy, że pobierzemy się 10 czerwca w przyszłym roku. – ogłosił Ibrahim podczas jednego z toastów. Wszyscy zaczęli bić brawa i gratulować. Dali mi wreszcie spokój, a ja miałam rok, żeby wszystko zorganizować i przemyśleć.
Nie spieszyło się nam, bo wiedzieliśmy, że za rok będziemy się równie mocno kochać. Nie potrzebowałam, żadnego papierku, ale wiedziałam doskonale, że moi rodzice naciskali. Nie chcieli, żebym mieszkała z chłopakiem bez ślubu, a ja miałam dość słuchania wszystkich dookoła, którzy „wiedzą lepiej”.
Niedługo po rozpoczęciu nowego sezonu Ibrahim dostał poważnej kontuzji wiązadeł  kolana i musiał pauzować przez pół roku. To był dla niego straszny cios i widziałam, że go to załamało. Wspierałam go w tych trudnych chwilach, ale widziałam dobrze, że to i tak mu nie pomoże. Kiedy okazało się, że czeka go operacja totalnie się załamał. Wszyscy wspieraliśmy go i powtarzaliśmy, że to nie koniec jego kariery. Z czasem zaczął myśleć pozytywnie, ale musiał do tego dojrzeć. Rozumiałam go, bo był sportowcem i to było dla niego cholernie straszne.
Późną wiosną dowiedzieliśmy się, że Shakira spodziewa się dziecka z Pique. Szalałam z radości, tak samo jak dumny przyszły tatuś! To było coś niesamowitego! Gerard ojcem? Tego jeszcze nie było! Przy okazji o poszerzeniu swojej rodziny poinformował rozradowany Pedrito. Sonia nie spodziewała się tego, ale miała urodzić jego drugie dziecko. Powoli zaczynał się prawdziwy „baby boom”. Pep bacznie obserwował zarówno mnie jak i Ibrahima. Chyba bał się, że i my możemy dołączyć do szczęśliwych przyszłych rodziców. Musiałam go zapewniać, że na razie nic na to nie wskazuje. Ale on jak to on.
Dzieci się rodziły, rodziny powiększały… wszystko się dobrze układało. Zbliżało się lato, a co za tym szło - nasz ślub.
Zorganizowany był perfekcyjnie, a we wszystkim pomagał mi mój niezawodny przyjaciel Rodrigo. Bez moich przyjaciół nie byłabym tą osobą, którą jestem teraz. Dzięki temu, że wróciłam z Paryża do Barcelony, zyskałam prawdziwą rodzinę, którą są moi przyjaciele.
Odnalazłam tu swoje prawdziwe szczęście i miłość.


FIN

________________________ 


Nie mogę uwierzyć w to, że ta historia dobiegła końca! ;'(
Moje oczko w głowie, które powstało dokładnie 30 lipca 2011 roku na serwerach onetowskich, rok później (w lipcu) przeniosłam właśnie tu. Historia się rozkręcała, gmatwała, były rozstania i powroty, radość i płacz... wszystkiego po trochu ;-)
To opowiadanie stało się moją inspiracją do stworzenia dwóch kolejnych blogów, z których jeden jest już zakończony, a drugi trwa w najlepsze.
Tak mi się wydaje, że za bardzo wyidealizowałam tutaj Ibrahima ;-) Był taki do rany przyłóż, ale chyba o to chodzi w takich "romansach" ;-) Z biegiem czasu trochę przestałam szaleć za "boskim" Afellay'em, ale kontynuowanie pisania o nim nie było dla mnie męczarnią. Wręcz przeciwnie!
Mam nadzieje, że mimo wszystko zakończenie się Wam spodobało, bo przecież cały ten blog powstał dla Was :* 
Nie wymienię wszystkich z imienia, ale naprawdę chciałabym podziękować przede wszystkim Zuzi, Kasi, Sarze i oczywiście mojej najukochańszej Tinie :* Byłyście dla mnie wsparciem w momentach kiedy brakowało mi weny i kiedy potrzebowałam kopniaka w tyłek, dziękuję :* Ci którzy pisali komentarze, bądź byli do tej pory anonimowi też dawali mi wielką radość. Nie chodziło tylko i wyłącznie o komentarze, bo wyszłabym tu na jakąś materialistkę... ale o pamięć i dobre słowa. Krytyka też była na swoim miejscu, bo od tych słodkości mogło mi się zakręcić w głowie ;-)
Nie żegnam się z Wami, bo przecież możecie mnie znaleźć na innym blogu.
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona tym, że to opowiadanie przetrwało te 40 rozdziałów i pisałam je bez większych przerw. Do tej pory mi się to rzadko zdarzało! ;-)
Pozdrawiam Was serdecznie! 
Buziaki :*
Do zobaczenia na innych blogach!
( i to przerażenie w oczach! <3)

6 komentarzy:

  1. dziękuję, że o mnie wspomniałaś, myślałam, że już totalnie zapomniałaś o kims takim jak ja!
    Zawsze możesz na mnie liczyć, nawet na kopniaka byś wzięła się do roboty, przy tym nowym opowiadaniu. Będzie mi cholernie brakować tego opowiadania. Już za nim tęsknie!
    Podobała mi się kreacja Afellaya, te kłótnie. Wszystko było tu takie wręcz powiem...naturalne!
    Epilog, taki jaki powinien być. Happy end ^.^
    Mam nadzieje, że dalej będziesz pisała, nawet jak zakończysz to co lada chwila zaczęłaś.
    Dużo weny i do napisania :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale że to już koniec..? To było przepiękne opowiadanie. Cudowny Ibrahim, cudowna miłość, cudowna historia. Dobrze, że nie kończysz z pisaniem. :)
    Świetny epilog. Radosny i szczęśliwy.
    Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moge przywyknac do tego, ze to juz koniec ;< Kocham Twoje opowiadnia i bede je przezywac za kazdym razem. Chociaz chyba najwieksza bolesc mialam po somewere in Barcelona.
    W kazdym badz razie dziekuje Ci za to wspaniale opowiadanie <3
    Ibi byl tutaj idealem i takiego ze swieca szukac.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. zapraszam na nowy blog o Barcy http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Taki trochę aż za słodko dla mnie, przyznam. Jednak inaczej się nie dało tej historii zakończyć - sama była w pewnych momentach przesłodzona. Zdaje się, że to było właśnie w niej najlepsze. To, że można było oderwać się od codzienności i poczytać coś, co w sobie ma choć trochę czegoś idealnego. Szkoda, że to już koniec, : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę cholernie tęsknić za tym opowiadaniem, bo wiesz jak bardzo je kocham! <3
    Epilog kończy się happy endem, a to najbardziej mnie cieszy, bo nie wyobrażałabym sobie tego, że kończysz ją z jakimiś tragizmami xd

    To był jeden z moich ulubionych blogów i będę pamiętać go bardzo długo!
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń

Statystyka