4.20.2013

40. Co się dzieje na kawalerskim, zostaje na kawalerskim





Po powrocie do mieszkania, zastałam Ibrahima siedzącego w salonie z Gerardem i Rodrigo rozmawiających o czymś zaciekle. Kiedy mnie zobaczyli szybko umilkli i spojrzeli równocześnie na siebie, a potem na mnie.
- O czym tak plotkujecie? – spojrzałam na nich podejrzliwym wzrokiem. Odłożyłam siatki z zakupami na bok i usiadłam obok Ibiego.
- Takie męskie rozmowy. – odrzekł Pique. – Jak było na sklepach?
- Jak widać kupiłam za dużo rzeczy. Spotkałam Busiego i chwilę pogadaliśmy. – wzrok chłopaków spoczął na Ibrahimie. – No dobra. Mówicie o co chodzi? – skrzyżowałam ręce na piersiach.
- A o co ma chodzić? – Ro nie potrafił kłamać i wiedziałam o tym doskonale. Zawsze wtedy nerwowo unosił jedną brew do góry i tak też było tym razem.
- O te wasze szepty i dziwne spojrzenia. No mówcie. Wiecie, że nie lubię gdy ktoś mnie okłamuje, a Wy to właśnie robicie. – szturchnęłam Ibrahima w bok. Ten jedynie objął mnie ramieniem i pocałował w skroń. – Mów!
- Nie ma o czym mówić, kochanie. Rozmawialiśmy o Sergio i tyle. Kiedy powiedziałaś, że go widziałaś to stwierdziliśmy: „o wilku mowa” i tyle. – jakoś nie usatysfakcjonowała mnie jego odpowiedź. Stwierdziłam, że nie chce gadać przy kumplach, więc wypytam go później.
- Chcecie coś do picia? – zwróciłam się do dwójki pozostałych.
- Mogłabyś mi zrobić kawę. – odpowiedział Ro, na co przytaknął od razu Pique. Ibrahim poprosił natomiast o wodę. Kiedy tylko znikłam na chwilę w kuchni usłyszałam szepty dochodzące z salonu. Frustrowało mnie to niemiłosiernie, bo byłam osobą, która zawsze musi wszystko wiedzieć, a takie niedopowiedzenia szarpały moje nerwy.
Wyjęłam z lodówki butelkę wody i zalałam trzy kawy, które zaniosłam do salonu. Usiadłam z powrotem obok Ibiego, który ponownie objął mnie ramieniem.
- Geri, kiedy ślub? – zaśmiałam się podając mu filiżankę z gorącym napojem. Chłopak spojrzał na mnie szeroko otworzonymi oczyma i nerwowo zaśmiał się pod nosem. – Czytałam dziś w jakiejś gazecie, że Shak jest w ciąży, a w innej, że dwa tygodnie temu wzięliście potajemny ślub na Bora-Bora.
- To nam nie grozi. Uwierz mi. – zaśmiał się głośno. – Shakira jest w Japonii i wraca za dwa tygodnie na ślub Pedrito i Sonii.
- A Ty Ro? Jak tam sprawy się układają? – uśmiechnęłam się do przyjaciela. Kędzierzawy roześmiał się głośno na moje słowa.
- Zerwaliśmy. To nie było nic poważnego. Mam teraz kogoś innego na oku. – puścił mi oczko. – Ma prawie dwa metry i pracuje w wielkiej korporacji w Madrycie.
- O matko! Gdzie go poznałeś? – wybałuszyłam oczy.
- Po powrocie z wakacji. W ten wieczór kiedy zerwałem z Tomem, spotkałem go w klubie przy barze i zaczęliśmy rozmawiać. Tak jakoś wyszło, że spotkałem się z nim ponownie i jutro mamy randkę.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! – uśmiechnęłam się.
- A Wy? – zwrócił się do mnie Geri.
- Co my? – odpowiedziałam pytaniem.
- Zaręczyliście się i pasowałoby ustalić jakąś datę. Powiem Wam, że ja preferuję ciepełko, więc nie róbcie tego w zimę, ok? – spojrzałam na Ibrahima, który śmiał się pod nosem na słowa przyjaciela.
- Jak już coś ustalimy, to damy Wam znać. Nie męczcie już tak nas. – odrzekł Ibi. Pocałowałam go w policzek. Myślałam, że pociągnie jakoś ten temat, bo w końcu on był za tym, żeby pobrać się jak najszybciej się da. On natomiast przejął moją stronę i za to go ubóstwiałam.
- Macie już plany na wieczór kawalerski Pedro? – zapytałam z ciekawości. Chciałam podpatrzyć jakieś pomysły od nich, bo sama nie wiedziałam co robić z dziewczynami.
- Tajemnica. – zaśmiał się Gerard. – Co się dzieje na kawalerskim, zostaje na kawalerskim. Nie ma innej możliwości.
- A możecie mi chociaż powiedzieć czy będziecie się bawić w kraju czy macie zamiar porwać gdzieś pana młodego?
- Nic nie powiemy.
- Ro, mam nadzieję, że mi pomożesz coś wymyślić. – jęknęłam. – Mam totalną pustkę w głowie.
- No jasne, że Ci pomogę. – usłyszałam od przyjaciela. Mogłam odetchnąć z ulgą, bo miałam wreszcie na kogo liczyć. Oczywiście Shakira deklarowała pomoc, ale przy jej trasach koncertowych to było wprost niemożliwe, a Lily pracowała praktycznie całymi dniami. Wszystko zostało na mojej głowie, pomimo tego, że sama pracowałam z chłopakami i jeździłam z nimi na mecze. Miałam straszny zapierdziel, a dodatkowo musiałam zająć się planowaniem wieczoru panieńskiego Sonii. Jedyne było pewne: musiało to być coś wystrzałowego i niezapomnianego.
Wyciągnęłam Rodrigo na górę do sypialni, pod pretekstem pokazania mu moich zakupów i zamknęłam za nami drzwi.
- Na jakim etapie jesteśmy? – zapytał Ro siadając na łóżku.
- Jesteśmy w dupie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ślub dokładnie za dwa tygodnie, a ja niczego nie przygotowałam. Sonia szaleje, bo nie może znaleźć sukienki i zajmuje się organizacją, więc muszę ją jakoś rozerwać na panieńskim, a nie wiem jak się za to zabrać.
- Nie martw się, kotku. Damy radę. – objął mnie mocno. – Tylko się tak nie spinaj. Weź głęboki wdech. – zrobiłam tak jak poradził i usiadłam na łóżku obok niego. – Lepiej?
- Dzięki, że mi pomagasz. Serio, nikt inny nie przyszedł mi do głowy.
- Od tego są przyjaciele. A przyjaciele geje to prawdziwy bonus od życia. – zaśmiał się głośno. – Czyli mamy dwa tygodnie.
- Niecałe, bo przecież nie zrobimy panieńskiego w dniu ślubu.
- No, tak. Potrzebny nam jest jakiś klub, dużo alkoholu, a potem jakoś to będzie.
- Zastanawiałam się nad tym klubem na plaży, ale pewnie jest już za późno, żeby go wynająć.
- Nie ma rzeczy niemożliwych. Znajdź mi numer w Internecie, a ja w tym czasie zadzwonię do mojego kumpla z klubu „Pure”. Może tam jest wolne. – otworzyłam laptopa i wyszukałam w przeglądarce kontakt do klubu. Kiedy tylko znalazłam numer od razu podałam go Ro, który zadzwonił tam i wszystkiego się dowiedział.
- Otóż moja droga, klub ma rezerwacje do końca października na każdy możliwy dzień, ale mój dobry znajomy z „Pure” mówi, że może nas wcisnąć w czwartek. – klasnęłam w ręce. – Tylko jest mały haczyk…
- Tak?
- Połowa sali jest już zarezerwowana i musielibyśmy dzielić się barem z inną imprezą.
- To przecież nie robi nam różnicy. Ważne, żeby wystarczyło dla nas alkoholu.
- Są dwie sale taneczne, więc nie ma mowy o ścisku na parkiecie i właśnie jeden, ale za to bardzo duży bar. To jak? Oddzwonić i rezerwować?
- Tak. Ja jestem na tak! – przyjaciel uśmiechnął się do mnie szeroko i wybrał ostatnio wybierany numer. Po chwili się rozłączył i powiedział, że już jedna sprawa jest załatwiona. Pozostało tylko zadzwonić do wszystkich koleżanek Sonii, zamówić alkohol i zająć się jakąś rozrywką.
- Myślałaś o Chippendales? – zwrócił się do mnie.
- Szczerze to tak, ale nie wiem czy Sonia praktykuje takie zabawy… no wiesz. W sumie ma dziecko, narzeczonego…
- Przecież to tylko zabawa. Nikt nie każe jej iść z nim się bzykać na zapleczu, złotko. Potańczą chwilę, rozbiorą. – uśmiechnął się szeroko.
- Zajmiesz się tym? Ja nawet nie wiedziałabym gdzie mam zadzwonić.
- Jasne, nie ma sprawy. Mam tam znajomości. – puścił mi oczko. Zaśmiałam się pod nosem. W między czasie kiedy on dzwonił, ja wyjęłam zakupy i zaniosłam je do garderoby. Kiedy wróciłam, Ro czekał na mnie z radosną wiadomością.
- Ok, zamówiłem trzech chłopaków. Zrobią małe show i zostaną do północy, żeby bawić się z dziewczynami.
- Wreszcie mamy coś ustalone. Sama siedziałabym pewnie przy laptopie i szukała kogoś kto może mnie wyręczyć. – zaśmiałam się.
- Ok, wracamy na dół? – kiwnęłam głową, że się zgadzam i razem zeszliśmy na dół. Gerard i Ibrahim gadali o jakimś meczu. Usiadłam obok narzeczonego i wtuliłam się w jego ramię.
- Co tak długo Wam zajęło? – zwrócił się do mnie po chwili. Jako, że Ro był zdeklarowanym gejem, nie musiał się niczego obawiać.
- Rozgadaliśmy się o ciuchach. Wiesz jak to jest… Ty czasami gadasz z Danim o zegarkach przez półtorej godziny.
- Zegarki to co innego. – uśmiechnął się i wrócił do rozmowy z Gerardem. W między czasie kiedy oni rozmawiali, ja i Rodrigo wysyłaliśmy sms do wszystkich koleżanek z informacją kiedy i gdzie odbędzie się wieczór panieński.
*
Przez kolejne dni całkowicie pochłonięta byłam weselem Sonii i Pedro. Pomagałam przyjaciółce jak tylko mogłam, bo w końcu od czegoś mnie miała. Wybrałyśmy razem przepiękną sukienkę, którą kupiłyśmy w Madrycie oraz buty, w których byłam całkowicie zakochana. Zamówiłyśmy kwiaty, catering, wysłałyśmy zaproszenia – po prostu wszystko na ostatnią chwilę. Tak właśnie jest, kiedy młodzi decydują się na szybki ślub.
Małym Santim zajmował się tatuś, który z dumą zabierał go na spacery po Barcelonie, albo na treningi. Mój brat był na niego o to wściekły, bo cała koncentracja chłopaków zwrócona była na hasającego malca. Na szczęście (powiedzmy) Pedro miał niewielką kontuzję i nie mógł przez kilka tygodni uczestniczyć w treningach, więc mógł całkowicie oddać się tacierzyństwu.
Mój brat doskonale wiedział, że zaręczyłam się z Ibrahimem, ale nie dawał tego po sobie poznać. Był niewzruszony na to, że wszystkie gazety rozpisują się o naszym ślubie, ciąży i innych bzdetach. Chciał, żeby Ibi dawał z siebie 120% na treningach i tak właśnie było. Moi rodzice byli chyba bardziej podekscytowani tym, że za jakiś czas piłkarz wejdzie do naszej rodziny, niż mój rodzony brat. Nie miałam mu tego za złe. Broń Boże! Cieszyłam się, że nie porusza tego tematu i unika go jak ognia. Kiedy tylko jego żona pokazywała mu jakiś katalog z sukienkami ślubnymi, on po prostu wychodził. Miałam specyficzny charakter, ale kochałam go za to jaki właśnie był. Opiekował się mną i dalej to robił. Zapewne to nie skończy się po moim ślubie.

Do Barcelony zjechali się przyjaciele młodej pary, którzy mieli uczestniczyć w dwóch hucznych imprezach: wieczorze panieńskim Sonii oraz wieczorze kawalerskim Pedro.
Wszyscy byli podenerwowani, ale to ja prawie dostałam stan przedzawałowy, kiedy okazało się, że jeden tancerz nie może przyjść. Rodrigo wszystko załatwił i jakiś inny chłopak miał go zastąpić. Założyłam krwiście czerwoną sukienkę, beżowe szpilki na 15cm obcasie oraz naszyjnik z wygrawerowanym imieniem Ibrahima, który dostałam od niego jakiś czas temu. Włosy rozpuściłam i zrobiłam dość wyzywający makijaż. Miałam iść się bawić, więc postanowiłam zaszaleć. Ibrahim w swoje garderobie założył dopasowany garnitur od któregoś z projektantów, z którym się zaprzyjaźnił i robił mu ubrania na miarę. Stwierdziłam, że to wydawanie pieniędzy w błoto, ale on uwielbiał dobrze wyglądać i szastał pieniędzmi na nowe buty czy dodatki. Rzeczywiście wyglądał jak milion dolarów, ale bez tej całej otoczki bogactwa, też niczego mu nie brakowało. Zakochałam się w normalnym chłopaku, który przyjechał do Barcelony, a z biegiem czasu stał się piłkarzem w markowych ciuchach, jeżdżącym drogimi samochodami i chwalącymi się nowymi gadżetami. Przymykałam na to oko, ale postanowiłam, że jeżeli sytuacja wymknie się mu spod kontroli, to zareaguję ostro. Naprawdę ostro.
- Pięknie wyglądasz. – pocałował mnie w czoło. – Podrzucić Cię? Zobaczę czy nie kręcą się jacyś roznegliżowani chłopacy przy okazji.
- Umówiłam się, że zabierze mnie Rodrigo, ale chyba faktycznie powinniśmy najpierw skoczyć z Tobą i zobaczyć czy nie ma tam jakiś panienek. – brunet przyciągnął mnie do siebie i pocałował w usta.
- Kocham Cię.
- A ja Ciebie. – uśmiechnęłam się szeroko i starłam delikatnie ślad szminki, który zostawiłam na jego ustach. Wyszliśmy z domu trzymając się za ręce, lekceważąc całkowicie paparazzich, którzy chyba zamieszkali pod naszym ogrodzeniem. Rodrigo podjechał pod nasz podjazd i po pożegnaniu się z Ibrahimem, wsiadłam do jego nowego samochodu.
Przez całą drogę rozmawialiśmy na temat imprezy. Zastanawialiśmy się czy wszystko dopięliśmy na ostatni guzik i czy czegoś czasami nie zapomnieliśmy. Musieliśmy przeanalizować każdy aspekt, bo później moglibyśmy dostać zawału, a tego raczej nie chcieliśmy.
Pod klubem kręciło się sporo ludzi, ale ochrona dzielnie wpuszczała jedynie osoby z listy gości. Wylegitymowali nas i wpuścili do środka. Wszystko zaczynało się idealnie. Muzyka, alkohol, tańczący ludzie na parkiecie. Nasze loże znajdowały się po prawej stronie, oddzielone od drugiej imprezy sporymi zasłonami, więc nie musieliśmy się obawiać, że ktoś będzie nas podglądać, albo na odwrót.
Znalazłam Sonię, która siedziała w jednej loży z Shakirą. Przywitałam się z dziewczynami uściskiem i zajęłam miejsce obok nich.
- Zapowiada się świetna impreza! – stwierdził Rodrigo i usiadł obok mnie. – Już nie mogę się doczekać, aż wszystko się rozkręci!
- Dziękuję Wam kochani za zorganizowanie tego. Mam naprawdę wiele na głowie związanego z weselem, a oprócz tego jeszcze Santi. Cały czas się o niego zamartwiam, bo po raz pierwszy został u rodziców Pedro. – westchnęła panna młoda.
- Nie myśl teraz o tym kochana. Chodźmy do baru i się czegoś napijmy na dobry początek! – wyciągnęłam ją za rękę i podeszłyśmy do baru. Zamówiłyśmy tequila sunrise i usiadłyśmy na krzesełku barowym. Chciałam z nią przez moment porozmawiać, zanim zjawi się reszta dziewczyn i zacznie się prawdziwa zabawa.
- Jak tam przygotowania?
- Jest tego cała masa, ale próbuję to jakoś ogarnąć. Mama Pedro bardzo mi pomaga i bez niej chyba bym tego nie ruszyła. – uśmiechnęła się.
- Cieszę się z waszego szczęścia, kochana. To czysta radość patrzeć na Was, bo widać, że naprawdę się kochacie.
- Czy… to nie jest czasami Dani? Dani Alves? – wskazała palcem na drugi koniec baru. Przekręciłam się na krzesełku i podążyłam wzrokiem i ujrzałam roześmianego od ucha do ucha piłkarza, który flirtował z barmanką.
- Nie wierzę! – pisnęłam. Zerwałam się z miejsca i przecisnęłam się pomiędzy ludźmi. Weszłam za kurtynę i przy jednej z loży zauważyłam śmiejącego się w charakterystyczny sposób Pedrito i resztę chłopaków. – Co Wy tu robicie! – chłopcy spojrzeli na mnie jakby zobaczyli ducha. Odnalazłam wzrokiem Ibiego, który o mało się nie udławił piwem, a później Sergiego, który stał jak słup soli.
- Nie mów, że to Wy wynajęłyście drugą stronę klubu na wieczór panieński. – zażartował Gerard, ale widząc moją poważną minę od razu rozmyślił się, żeby kontynuować.
- Jak Was zobaczę za tą kurtyną to Wam nogi z dupy powyrywam, jasne? Niech każda grupa bawi się osobno, bo tak ma właśnie wyglądać wieczór panieński i kawalerski, do cholery. – zwróciłam się do Busiego: - Nie żyjesz. Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że robisz tu imprezę?
- Tak wyszło. W ostatniej chwili załatwiłem połowę sali i nie krzycz na mnie, bo to naprawdę nie moja wina.
- Nie wierzę… no, nie wierzę… - pokręciłam głową. – Wy się bawicie tu, a my tam. Jasne? – chłopcy kiwnęli głową, że mnie zrozumieli i wrócili do picia. Ja natomiast wypiłam kieliszek Gerarda, który trzymał w ręce i wróciłam do dziewczyn.
Złapałam Rodrigo za rękę i odciągnęłam kawałek, żebym mogła mu powiedzieć co właśnie zobaczyłam. Miał równie przerażoną minę co ja, ale po chwili stwierdził, że w sumie możemy bawić się wszyscy razem. To tylko impreza, nie zamierzamy robić nie wiadomo czego. Musiałam mu przyznać rację, ale postanowiliśmy, że połączymy imprezy dopiero po show tanecznym. Przecież nie mogłam pozwolić na to, żeby chłopacy oglądali jak inny faceci wypinają tyłki i kręcą się pomiędzy nami.
Wypiłam kolejny kieliszek i usiadłam z powrotem obok dziewczyn.
- Zwolnij, Charlie. Bo zaraz padniesz pod stół. – zaśmiała się Shakira. Uśmiechnęłam się do niej i przyznałam rację, ale stres zjadał mnie żywcem i nie wiedziałam jak mam na to reagować. Najprostszym rozwiązaniem było rozluźnienie się i zapomnienie o tym całym cyrku.
Po 21:00 kiedy impreza zaczęła się na dobre, weszli Oni. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, bo byli nieziemsko przystojni i świetnie zbudowani. Mieli po jakieś 1,90m wzrostu i wygląd nie z tego świata.
Kiedy zaczęli tańczyć na samym środku sali (do piosenki „Show me the meaning od beinglonely” Backstreet Boys, a później „Ai se eu te pego” Michela Teló) słychać było jedynie pisk dziewczyn, które wprost oszalały z radości. Stałam obok Rodrigo i trzymałam go pod rękę, żeby się nie przewrócić. Przesadziłam trochę z alkoholem, ale nie było ze mną jeszcze najgorzej. Jeden z chłopaków pociągnął za rękę Sonię na środek, która z bezradną miną usiadła na krześle, wcześniej przyniesionym przez drugiego z tancerzy. Tańczyli wokół niej i powoli ściągali kolejne części swojej garderoby. Kiedy na środek wyciągnął mnie jeden z tancerzy byłam całkowicie zaskoczona i przerażona. Stałam jedynie i patrzyłam jak się rozbiera. Co miałam innego zrobić? Moje przerażenie było wyczuwalne dlatego też tancerz szepnął: „Baw się ze mną, kotku!”. Swoimi kocimi ruchami wił się wokół mnie, a ja wzrokiem szukałam Sonii, która bawiła się zdecydowanie lepiej niż ja.
Dopiero po chwili zauważyłam grupę z wieczoru kawalerskiego, którzy stali przy kurtynie i obserwowali show. Mieli kupę zabawy przez nas, bo przynajmniej ja wyglądałam jakbym chciał się w tym momencie zabić. Ibi śmiał się, bo widział, że nie zgłosiłam się tam na ochotnika, tylko zostałam wyciągnięta na siłę i wcale nie sprawiało mi to przyjemności.
Dziewczyny krzyczały, żebym zaczęła się bawić i rozebrała go do końca. Zaczynało mi się nawet to podobać, to kokietowanie przez tancerza, a w szczególności to, że nie był aż tak nachalny, jak ten od Sonii. Tamten leżał na biednej blondynce, skakał i nie wiadomo co jeszcze. Ja tańczyłam z „moim” i całkiem dobrze się bawiliśmy.
Kiedy faceci rozebrali się do rosołu, nie było słychać nic więcej tylko jeden wielki krzyk. Ale tak głośny, że musiałam zatkać uszy, bo nie mogłam pozbierać własnych myśli. Na mnie jakoś ich negliż nie zrobił wrażenia, bo przecież miałam porównanie (a Ibrahim miał się czym pochwalić, he). Podziękowałam za taniec i podeszłam do narzeczonego, który wyciągnął w moją stronę rękę.
- I jak? – pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie.
- Liczę na to, że zrobisz mi takie małe show w sypialni. – zaśmiałam się na co Ibi zareagował tym samym.
- W sumie możemy połączyć już imprezy. – zwróciłam się do Sergio. Widać było, że ten pomysł mu się spodobał i od razu podszedł do kogoś kto mógłby usunąć nieszczęsną kurtynę.
Dwie osobne imprezy połączyły się w jedną wielką. Stałam wtulona w Ibrahima i obserwowałam tańczących przyjaciół. Widać, że wspólnie bawili się jeszcze lepiej. A państwo młodzi? Szaleli najwięcej!
- Jak się bawisz? – zwróciłam się do Ibiego.
- Teraz z Tobą o wiele lepiej. – pocałował mnie w czubek głowy. Podniosłam głowę i pocałowałam go w usta.
Impreza trwała do białego rana. Mogłam stwierdzić, że odniosłam małe zwycięstwo, bo wszyscy świetnie się bawili. Osobno czy wspólnie, nie ważne, ale na pewno zapamiętają to na długo. Tak jak i ja, bo szczerze nie spodziewałam się, że nasze imprezy się połączą w jedną i wszyscy razem będziemy oblewać panieński i kawalerski naszych przyjaciół. Może i tak było lepiej. Miałam przy sobie Ibiego, mogłam mieć na niego oko, tak jak o on na mnie, wszyscy wspólnie bawiliśmy się i na całe szczęście nie wylądowaliśmy na komisariacie. Tego to chyba bym już drugi raz nie zniosła.




__________________________


Hej! Został jedynie epilog i koniec! Matko, matko, matko! Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że już prawie koniec!


xoxo


6 komentarzy:

  1. Uhuhu no nieźle, to sobie miejsce na wieczór panieński i kawalerski wybrali xD Hahaha to chłopcy musieli mieć ubaw z tego show :D Fajnie, że imprezy się połączyły, ale zastanawia mnie o czym tak Ibi z chłopakami szeptał... Teraz to mam zagadkę xD Czekam na nexta i oczywiście informuj mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko mi uwierzyć, że to już koniec. Będę tęskniła a tym opowiadaniem. Chociaż bardziej brakuje mi somewhere in Barcelona :<
    Ja coś czułam, że okaże się, iż imprezy mają w tym samym klubie. Sądzę, że to był spisek, ale tego chyba już się nie dowiemy.
    Przez Ciebie znów mnie bierze na Busiego, ej XD
    Dobra. To ja czekam na epilog.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. uwierz mi, że ja też nie wierzę, że to kończysz. Uśmiechałam sie do monitora na samo słowo " Ibrahim" albo " Ibi" hahah :D
    i wieczór kawalerski i panieński w jednym klubie? Hahahah, tu padłam.
    Czekam już tylko na epilog! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. eii, no ale o czym oni tak szeptali...?
    hah, nie ma to jak wieczór kawalerski i panieński w jednym klubie. ciekawie to wyszło.
    kiedy zobaczymy epilog? ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak coś czułam, że wieczór kawalerski będzie "wspólny". Ach, moja niezawodna intuicja. :)
    Ja nie chcę końca, nie chcę, nie chcę i koniec!
    Dla epilogu mówię 3 razy nie! i proszę o kolejne odcinki (a epilog napiszesz po setnym, dobrze?). </3

    OdpowiedzUsuń
  6. 41 year-old VP Accounting Alia Waddup, hailing from Leduc enjoys watching movies like Eve of Destruction and Taxidermy. Took a trip to The Sundarbans and drives a Ferrari 250 LM. skocz do tej strony

    OdpowiedzUsuń

Statystyka