Po
powrocie do domu zastałam całkowitą ciszę, która wypełniała każdy kąt. Mama Ibi’ego
zamknęła się w pokoju, pewnie znów odprawiała jakieś modły, a on sam leżał na
naszym łóżku i grał na konsoli. Rzuciłam buty w kąt i położyłam się obok niego.
Wtuliłam się w jego ramię próbując jakoś go odciągnąć o gry.
-
Nie zgadniesz co się stało! – chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony i włączył
pauzę w grze, aby nie umknęło mu żadne słowo. – Pep załatwił mi pracę. To
znaczy polecił mnie Sandro i prawdopodobnie zacznę pracować z chłopakami z
Barcelony B!
-
Co? Jak to możliwe? – podniósł się na łokciach.
-
Ich fotograf zrezygnował i szukają nowego. Pep jak tylko o tym usłyszał,
pomyślał o mnie. Mam zadzwonić do Sandro z samego rana i zobaczymy.
-
Bardzo się cieszę. – objął mnie ramionami i ucałował w skroń. – Będziemy
niedaleko siebie.
-
Fotograf się za dużo nie namęczy. Gorzej z jakimiś oficjalnymi zebraniami itp.
-
No i będziesz musiała jeździć z nimi na mecze. Dasz radę?
-
To chyba nie jest nic trudnego. – uwolniłam się z jego uścisku. – Dadzą mi na
pewno kogoś do pomocy, bo przecież nie zdecydują się rzucić mnie na głęboką
wodę.
-
Jesteś zdolna. – pocałował mnie w nos i wrócił do gry. – Będę musiał mieć na
Ciebie oko. Wiem jakie ziółka są w
Barcelonie B. Non stop będą Cię podrywać.
-
Żartujesz. – machnęłam ręką. – Przecież to dzieciaczki. Ledwo co odrosły od
ziemi, a ja mam już te swoje… naście lat.
-
„Naście”? – powtórzył za mną. – Kochanie nie komplementuj się. Z tego co mi
wiadomo to niedługo kończysz 24 lata.
-
Szzzzzzz! – rozejrzałam się dookoła sprawdzając czy jego mama nie podsłuchuje.
– Ani mi się waż wypominać mi mojego wieku!
-
Nie wypominam Ci! Jesteś ode mnie rok młodsza, więc nie wiem dlaczego się tak
bulwersujesz.
-
Z kobietami i o kobietach nie rozmawia się w kontekście wieku! Naucz się
wreszcie tego! Swojej mamie wypominasz ile ma lat?
-
Nie. Bo by się obraziła. – wyszczerzył zęby. Uderzyłam go za to poduszką i
położyłam z powrotem krzyżując ręce na piersiach, dający tym znak, że jestem
oburzona.
Ranek
przywitał mnie małym załamaniem pogody. Ciężkie chmury kłębiły się nad
Barceloną i czekałam na to, aż spadnie gromki deszcz. Ibrahim podrzucił mnie po
drodze na spotkanie z Sandro i pobiegł na trening na stadionie. Byłam
piekielnie zdenerwowana, jeżeli nie powiedzieć, że przerażona! Znałam Sandro
nie od dziś, ale rozmowa o pracę to zupełnie coś innego niż zwykła pogawędka.
Byłam w dość komfortowej sytuacji, bo mój nowy szef przyjaźnił się z moim
bratem i ten mały szczegół mógł zaważyć na moją korzyść. Ponadto miałam mieć
rozmowę kwalifikacyjną właśnie z nim, a to nieczęsto się zdarza. Zazwyczaj na
takie rozmowy posyła swoich zastępców.
-
Witaj, Charlotto. – powitał mnie mocnym uściskiem dłoni i wskazał na krzesło
przy jego wielgachnym biurku. Zajęłam je w zupełnej ciszy i nerwowo ściskałam
teczki, w których znajdowało się moje CV oraz zdjęcia do pokazania.
-
Dziękuję, że zgodził się pan na tę rozmowę.
-
Nie bądź taka sztywna, Charlie. To tylko rozmowa kwalifikacyjna, ale dobrze
wiesz, że przyjąłbym Cię nawet bez niej. Takie są tylko zasady. – uśmiechnął
się. – Widziałem Twoje zdjęcia, bo Pep wielokrotnie mi je pokazywał. Już od
pewnego czasu zastanawialiśmy się czy nie zechciałabyś wstąpić w nasze szeregi,
ale nie mieliśmy wolnej posady. Teraz takowa się znalazła, więc nic nie stoi na
przeszkodzie, żebyś dołączyła do naszego teamu.
-
Bardzo bym chciała. Jestem silnie związana z Barceloną, więc to byłby dla mnie
zaszczyt. – wyjęłam zdjęcia, które zrobiłam podczas któregoś z treningów i
podsunęłam je na biurko tuż pod ręce Sandro.
-
Potrafisz uchwycić każdy najdrobniejszy szczegół podczas gry, a to jest ważne.
Mimikę piłkarzy, ich skupiony wzrok i napięte mięśnie. Myślę, że dasz sobie
świetnie radę z chłopakami. Może od razu skoczymy na ich trening i porobisz
kilka zdjęć? Zobaczymy na czym stoimy, a Ty wypróbujesz czy to Ci się spodoba.
Oczywiście,
że się zgodziłam. Musiałam zrobić na nim jak najlepsze wrażenie, bo w końcu
miał zostać moim nowym pracodawcą. Znajdował się na samym szczycie tzw. łańcucha
pokarmowego, więc dobre relacje z nim były jak najbardziej wskazane.
Piłkarze
Barcelony B nie byli takimi maluchami jak myślałam na początku. Byli całkiem
dorośli i różnica między nami wynosiła może 3-4 lata. Zaczynało kropić, ale
nawet to nie przerwało ich morderczego treningu.
Wyjęłam
aparat z torebki, którą rzuciłam na ławkę rezerwowych i weszłam na murawę, by
podejść nich jak najbliżej.
-
Hej, Lala, z drogi! – usłyszałam za sobą, więc momentalnie oskoczyłam. Wejście
tak blisko nie było chyba najlepszym rozwiązaniem, bo o mały włos nie zderzyłam
się z chłopakiem biegnącym 200/h. Zajęłam bezpieczną odległość i zaczęłam robić
zdjęcia. Niektóre wyszły komiczne, bo chłopcy nie szczędzili sobie czułości.
Jeden skakał po drugim, ktoś próbował ściągnąć drugiemu spodenki, jeździli na
barana i ogólnie mieli spory ubaw.
-
Zmiana stron. – zarządził trener Sacristán, który od kilku minut zaciekle
rozmawiał z Sandro. Chłopcy wymienili się stronami tak jak nakazał i rozegrali
mini mecz. Kiedy zrobiłam wystarczającą ilość zdjęć zeszłam z murawy i stanęłam
obok zadumanego prezesa klubu. Mini Estadi nie powalał może wielkością, ale
zdecydowanie panowała tutaj przyjemna aura. Nie chciało się opuszczać tego
miejsca, mimo iż deszcz zaczął sączyć niemiłosiernie. Chłopcy przenieśli się do
zabudowanej hali sportowej Palau Blaurana, a ja z Sandro wróciliśmy do jego
biura.
-
I jak? Podobało się? – zapytał przeglądając zdjęcia, które udało mi się zrobić
na swoim laptopie.
-
Bardzo. Chłopcy są mili, grają dobrze i myślę, że będzie się nam dobrze
współpracować.
-
Uważaj, bo to tylko pierwsze wrażenie. – wychylił się znad komputera, by puścić
mi oczko. – Myślę, że możesz zacząć od jutra. Moi pracownicy przygotują umowę i
już jutro ją podpiszemy. – podniósł się by podać mi rękę. – Cieszę się, że do
nas dołączysz.
-
Ja również.
Tego
dnia nawet pogoda nie umiała popsuć mi humoru. Niestety pewna dama, która
przebywała w moim domu miała co do tego inne sposoby i już w progu przywitała
mnie jej kwaśna mina.
-
Zapomniałam kluczy. – próbowałam się wytłumaczyć, że zadzwoniłam do drzwi, ale
po chwili przypomniałam sobie, że ona i tak mnie nie rozumie, więc sobie
odpuściłam. Odłożyłam parasol na półkę i zdjęłam płaszcz. Nie mogłam się
doczekać kiedy wróci Ibrahim. On działał łagodząco na swoją mamę, a poza tym
nie musiałam wtedy zaprzątać sobie nią głowy.
Wrócił
wczesnym popołudniem, ale tylko na niecałą godzinę, by z powrotem pojechać na
trening. W głębi serca cieszyłam się, że niedługo kończy się sezon, bo wreszcie
pobędziemy trochę razem. Z drugiej strony zaczynałam pracę i wiedziałam, że w
okresie wakacyjnym będę mieć przerwę razem z piłkarzami. Tak źle i tak
niedobrze.
Pierwsze
dni pracy spędziłam na treningach z chłopakami, których dopiero zaczynałam
poznawać, a już polubiłam z całego serca. Po feralnej burzy, która przeszła
przez Hiszpanię, nastały upały. Praca była wtedy męcząca nie tylko dla mnie, ale i dla piłkarzy. Szukaliśmy cienia,
a gdy nie dało się wytrzymać na zewnątrz, musieliśmy kryć się w halach
sportowych. Wtedy zazwyczaj dołączał do nas pierwszy zespół Barcelony i wszyscy
ćwiczyli wspólnie. Miałam pole do popisu przed przyjaciółmi i Ibrahimem, którzy
bacznie przyglądali się mojej pracy z młodszymi od siebie. Nie miałam jednak z
tym żadnego problemu, bo zachowywałam się jak na profesjonalistkę przystało.
Nie odwzajemniałam maślanych spojrzeń Afellay’a, ani buziaków, które do mnie
posyłał w między czasie. Nie pouchwalałam się z Gerardem, który kilka razy próbował
dać mi klapsa w pupę, ale zrezygnował po piorunującym spojrzeniu mojego
chłopaka. Z drugiej strony przyglądał mi się Pep. Ciekaw był jak sobie poradzę
w nowej pracy i czy odnajdę wspólny język z chłopakami. Odnalazłam. A jak!
Ślub
Sylvie (byłej adoratorki Ibrahima) miał odbyć się w najbliższą sobotę.
Potwierdziliśmy nasze przybycie, ale nie wiem kto się bardziej cieszył na
wesele: ja czy Ibi. Wiedziałam doskonale, że jeżeli powie sakramentalne „tak”
to będziemy mieć klarowną sytuację: jest zamężna, więc fora ze dwora! Ibrahim
natomiast ciągle powtarzał, że nie powinna wychodzić za szejka, bo ma on już pięć
żon i wcale ich nie kocha. Cóż… to nie był mój problem.
Dodatkową
kwestią był dobór ubrania na ślub. Ja nie miałam z tym problemu: weszłam do
pierwszego lepszego butiku, kupiłam najładniejszą sukienkę (by przyćmić pannę
młodą) i gotowe. Ibrahim miał z tym większy problem, bo w końcu „każdy garnitur
jest inny”. Po przymierzeniu miliona dwustu w końcu doszedł do wniosku, że
sklepy w Barcelonie są „de mode” i musi jechać do Madrytu, by kupić coś
naprawdę „cool”. Nie miałam zdania na ten temat. Po prostu za dużo czasu
przebywał z Dani Alvesem, który zaraził go swoim umiłowaniem do markowych
ciuchów. Mogłabym nawet przysiąc, że zmienia się po jego wpływem. Już nie
rozróżniał spodni jako powiedzmy: dżinsy czy szorty. Teraz zaczął operować: te
od D&G albo te od Versace. Przymykałam na to oko. W końcu ma pieniądze, to
niech wydaje na co chce.
Mama
Ibrahima wystroiła się w długą beżową suknię z tiulami i oczywiście chustą na
głowie. Wyglądała naprawdę ładnie co nawet je powiedziałam. Ona odpowiedziała
półuśmiechem. Odpowiedziała! Zareagowała! Byłam w całkowitym szoku.
Stojąc
przed samochodem Ibiego zdałam sobie sprawę, że nie będę mogła usiąść obok
niego z przodu, bo „pani mama” zajęła to miejsce i nie zamierzała mi go
ustąpić. Usiadłam spokojnie z tyłu i wymieniałam spojrzenia z chłopakiem w
lusterku. Zaczęła mieć całkowitą kontrolę nad naszym życiem, a to nie było to o
czym marzyłam. Chciałam ją jakoś odsunąć na drugi plan, ale jej ukochany synuś
za każdym razem stawał w jej obronie.
Miarka
się przebrała kiedy usiadła pomiędzy nami w ogrodzie jednej z willi na przedmieściach
Barcelony gdzie miał odbyć się ślub. Nie reagowała na prośby Ibrahima, który
chciał się z nią wymienić miejscem: siedziała jakby ją przyklejono. Wiedziałam
dokładnie, że to zabieg zamierzony i najnormalniej na świecie chce nas
rozdzielić. Muszę przyznać, że zaczynało się jej to udawać.
Ślub
miał być bezwyznaniowy, bo para młoda miała gości z różnych stron świata, a
żadnego nie chciała urazić. Miał wyglądać jak w amerykańskich serialach: ja
biorę Ciebie, Ty bierzesz mnie, całujemy się i koniec. Mi to osobiście bardzo
odpowiadało, bo po kilku minutach miało być po sprawie.
Szalę
goryczy przelewał również fakt, że nie znałam nikogo oprócz Ibrahima. On
natomiast znał prawie wszystkich i często zapominał o mnie wdając się w długie
pogadanki ze swoimi starymi znajomymi.
-
Dokąd idziesz? – podniosłam wzrok kiedy ujrzałam, że znów porywa się do
wyjścia. Usiadł przed momentem, a już ode mnie uciekał.
-
Idę porozmawiać z Sylvie. Jeszcze jej nie pogratulowałem. – odprowadziłam go
wzrokiem do panny młodej, która stała obok jednej z fontann. To było bolesne,
ale postanowiłam na razie nie reagować.
Najgorsze
w tym wszystkim było to, że naprawdę chciałam się świetnie bawić! W końcu była
mojego faceta wyszła za mąż. To było piękne widzieć jak raz na zawsze zrywa z
nim wszelakie stosunki. Cóż myliłam się. Ibrahim po raz kolejny tego wieczoru
chciał przemówić jej do rozsądku i przekonać, że równie szybko jak wzięła ślub,
może wziąć rozwód.
Czy
czułam się rozczarowana? To pytanie zostawiam bez odpowiedzi, bo sama nie wiem
co jest gorsze: rozczarowanie czy brak zaufania.
_______________
Dziś mija dokładnie
dok odkąd zaczęłam pisać to opowiadanie! ROK! Wow. Sama nie wiem jak zdołałam
to utrzymać, bo nie jestem typem autora, który lubi dokańczać swoje „dzieła”
;-) Tak więc chciałabym sobie życzyć bym wytrwała do końca (choć nie wiem ile
jeszcze zostało. Ładnie by było dociągnąć do drugiej dwudziestki) i historia w
miarę kleiła się do kupy oraz byście dalej czytali i komentowali ;-)
Co do tytułu to
jest trochę dwuznaczny: chodzi oczywiście o ślub Sylvie oraz moje „radowanie
się” z okazji roczka mojego bloga ;-)
Więc pewnie pasowałoby to jakoś uczcić, huh? ;D
Matka Ibrahima denerwuje mnie coraz bardziej!
OdpowiedzUsuńRozumiem, że może nie tolerować ich związku, ale żeby już tak coś tworzyć? Eh.. muszę z nią pogadać! I to poważnie!
Końcówka mnie nieco zasmuciła ;< Nie chcę by między nimi dochodziło do konfliktów tylko i wyłącznie przez jego matkę, której cały czas się słucha i boi się podnieść na nią głosu- taki mami synek..
No i ta Sylvie, wiem, że mnie ukatrupisz, za to co mówię, ale wydaje mi się, że Ibuszek lekko przeżywa jej zamążpójście.. Nie podoba mu się, że wychodzi za szejka, potem idzie z nią gadać ;<
Dobra cicho, Kaśka wyrzuca te myśli z pustej głowy, ciiiiiii!!!!!
NO I TAK ROBIMY PARTY HARD!! JEEEEEEJ :DD
Szkoda, że nie było mnie tutaj od samego początku ;<
Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze wiele cudownych odcinków ;**
Pozdrawiam! <3
HAHAHHAHAH TEN ROZDZIAŁ MNIE ROZWALIŁ.
OdpowiedzUsuńHabiba już mnie tak irytuje no! Weź ją zabierz xD Płachcianka jedna. Lol
Ale rozdział genialny jak zwykle <3
Wszystkiego naaaaaaaaaaaaaaaj! :*
Boziu, tak długo? Wow!
[verhoud.blogspot.com]
no no, za krótki ten odcinek!! Ale bardzo fajny! Weź tam wkręć kolejną kłótnie ( szczegóły na gadu) xdd Wywal już mamę Afellay i impreza na całego! :D
OdpowiedzUsuńZnając życie, w trakcie rozmowy Silvie z Afellayem, ona go zaciągnie gdzieś i sie pocałują pfffff
Czekam na NN :*
Matka Ibiego mnie irytuje, coraz bardziej, tak właściwie. Ciągle się wtrynia, jakby jej syn miał 10 lat, albo i mniej. Podziwiam Catalinę, że jakoś z nią wytrzymuje. Jeśli chodzi o ten ślub to mam złe przeczucia, w tym sensie, że ta rozmowa Ibiego i Silvie nie potoczy się tak, jakby wypadało.
OdpowiedzUsuńJuż rok? Gratuluję, : 3
Gratulacje, rok to kupa czasu jeśli chodzi o prowadzenie bloga :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Charlie, kupiła najlepszą sukienkę żeby przyćmić pannę młodą ;D i dobrze, łapy precz od Ibiego! Szkoda tylko, że on miesza się w sprawę ślubu Sylvii i podsuwa możliwość rozwodu. Po co pytam się?! Za to ta matka nadal zachowuje się jak jakaś dzikuska i to w dodatku wredna dzikuska.
Jestem wkurzona na matkę i syna, ot co!
Coś w tym jednak jest, ślub Sylvie to jednak swego rodzaju 'gwarancja' na to, że przestanie się czepiać Ibrahima;D Gdyby miała wobec niego jakieś poważne zamiary to raczej nie pakowałaby się w ślub z innym. Chyba, że to jest kamuflaż pierwszej klasy, wtedy jednak nie podejmuję się nawet małego przewidywania jej ewentualnych ruchów, bo to się na pewno dobrze nie skończy;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[mwiniarski]
Taa jak zwykle musiała się pojawić ta "inna" znajoma z dawnych lat, która moim zdaniem pomimo tego, że się ożeniła sporo namiesza ech... Nie chciała bym mieć nigdy takiej teściowej jak mama Ibiego... To on ma decydować, z kim ma spędzić życie, a nie jego matka.. Powinien raz na zawsze jej się postawić i nie pozwolić, żeby ich rozdzieliła, bo bądź co bądź są piękną parą:)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny:)
Ziaba
Hej.. Mam bloga http://tvdstory.blog.onet.pl/ Zapraszam ;)
OdpowiedzUsuń